sobota, 30 grudnia 2017

Przygotuj się na to

Wrócił do domu rodziców jednym z samochodów ojca. Siedział w nim kierowca, który go znał, więc bez problemu zawiózł go na miejsce. Przez całą drogę mówił do niego „Panie Blackburn”, a on za każdym razem powtarzał mu, żeby zwracał się do niego po imieniu. Za dziesiątym razem zirytował się tak bardzo, że ledwo trzymał w sobie gorzkie słowa. Powiedział ich już wystarczająco tego dnia.
Był ciekaw, jak jego ojciec poradzi sobie z problemem. Jak zareagują ludzie na jego słowa. W głębi duszy chciał, żeby zareagowali jak najgorzej i może całkowicie pozbyli się go ze świata polityki. Ale życie nie jest takie piękne i wiele polityków kontynuowało karierę nawet po większych skandalach. Tym razem pewnie będzie podobnie. Dean doznał przynajmniej tej przyjemnej satysfakcji, gdy powiedział całemu krajowi, jak chujowym ojcem jest pan premier.
Gdy wysiadał z samochodu, zaraz po podziękowaniu szoferowi za podwózkę, przyszła do niego wiadomość od Sebastiana.
Seb: „#ArthurBlackburnIsOverParty jest numerem jeden na Twitterze. BRAWO, KOLEŚ. JESTEM Z CIEBIE DUMNY. MUSIMY TO OPIĆ. Czy to źle, że chcę świętować upadek twojego ojca?”
Niecałą minutę później, zanim zdążył mu cokolwiek odpisać, przyszła kolejna wiadomość.
Seb: „Misiaczek i jego brat się dogadali. Żona brata misiaczka zaciążyła. Wieczorem wracamy, spotykamy się u was?”
Czytając słowo „Misiaczek”, nie mógł powstrzymać śmiechu. Sebastian zdrabniał imię jego chłopaka, kiedy nawet on sam tego nie robił. Dawał mu uroczy przydomek. Czy powinien być przez to zazdrosny? Znał Sebastiana na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że przez większość czasu tylko sobie żartuje. Był tym typem przyjaciela, który zawsze chętnie się spotykał, świętował, chciał być ze wszystkimi blisko i bronił przyjaciół za każdym razem, gdy ktoś powiedział o którymś z nich złe słowo. Był w końcu Holendrem – to wszystko tłumaczyło.
Dean: „U nas. Jak przyjadę, to możemy świętować. Powiedz mojemu misiaczkowi, żeby do mnie zadzwonił za jakieś 15 minut.”
Seb: „Okej!”
Matka czekała na niego zaraz za drzwiami. Całe jego obawy odnośnie tego, czy wiedziała, co zrobił Arthur momentalnie wyparowały. Już wiedział. Nie wiedziała o niczym. Ją też oszukał. Objęła go ciasno ramionami, przytulając do swojej piersi, a on dopiero w tamtym momencie zrozumiał, jak bardzo tego potrzebował. Dopiero przy niej pozwolił sobie uronić kilka łez, które wcześniej skrywał za maską pewności siebie.
– Tak strasznie mi przykro, kochanie – powiedziała do niego, nie rozluźniając uścisku nawet o milimetr. – Gdybym wiedziała...
– W porządku. Poradziliśmy sobie. On też musi sobie teraz jakoś poradzić.
Poczuł, jak kręci głową.
– Czy ogłaszanie tego w taki sposób było konieczne? Mogliście porozmawiać o tym tutaj, bez zapraszania obcych osób do naszego prywatnego życia...
Odsunął się o dwa kroki. Przejęty wyraz jej twarzy ranił jego serce, ale wiedział, że to co zrobił, było konieczne.
– Tylko rzeczy zrobione w taki sposób do niego docierają. Tak chciał, żebym wszedł w świat polityki, więc wydałem swoje oświadczenie. Chciał zepsuć najważniejszą dla mnie w życiu rzecz. Odpłaciłem się tym samym.
– Wiesz, że zawsze będę cię wspierać, prawda? – Poczekała aż jakoś to potwierdzi. Skinął. – Wracaj do Teddy’ego, a ja się nim zajmę. Nie puszczę mu tego płazem. Nie wiem, co z tego wyjdzie, ale będę stała po twojej stronie nawet, jeśli będzie to oznaczało opuszczenie tego miejsca. A ja kocham to miejsce – powiedziała z delikatnym uśmiechem, który jednak szybko zniknął i na jej twarz na powrót wstąpił poważny wyraz. – Ale ciebie kocham bardziej, niż kogokolwiek na świecie.
Znów ją uściskał. Nawet nie wiedział, co ma jej powiedzieć, jak wyrazić swoją wdzięczność. Chętnie zostałby w domu i poczekał na ojca, żeby móc z nim wreszcie porozmawiać w cztery oczy i powiedzieć mu wszystko, co o nim myśli. Już układał w głowie długą wiązankę przekleństw i obelg, jakimi by go powitał. Jednocześnie chciał zostać, żeby móc mu powiedzieć, co mu leżało na sercu, a także odjechać i nigdy więcej z nim nie rozmawiać.
– Ja ciebie też, mamo.
Zostało mu tylko wziąć swoje rzeczy, znaleźć Myosotis i wrócić do Norwich. Potem będzie mógł czerpać przyjemność z każdej chwili spędzonej ze swoim chłopakiem bez martwienia się tym, co zrobi jego ojciec. Gdyby zdecydował się coś zrobić, po tym jak Dean rozgłośnił sprawę, byłby skończony.

***

Levi pokrótce opowiedział im, co się stało od czasu, kiedy ostatnim razem on i Teddy się widzieli. I nawet nie zachowywał się przy tym jak kompletny dupek, czego obawiał się Teddy. Z jego opowieści wynikało, że gdy przeprowadzili się z Tiną do Doncaster, na początku było tak jak wcześniej – przyjaźnili się, robili sobie nawzajem nieprzyjemne żarty, aż w końcu między nimi zaiskrzyło. Fałszywe małżeństwo stało się prawdziwym, a teraz już nawet spodziewali się swojego dziecka. Miała to być dziewczynka, a Sebastian zrobił im już długą listę imion, które uważał za przyzwoite. Na pierwszym miejscu postawił Sassę. Teddy uznał, że jedynym dobrym wytłumaczeniem, dlaczego ktoś miałby tak nazwać dziecko, była nadzieja, że stanie się w przyszłości impertynenckim mistrzem.
Jak tylko Sebastian podczas przeglądania Twittera zauważył, że coś się stało, po czym dowiedział się, że zamieszany był w to Dean, to postanowili zostać jeszcze tylko chwilę i zaraz wracać do Norwich. Mieli przed sobą daleką drogę.
– Dacie sobie radę? – zapytał z sąsiedniego siedzenia Levi.
Zostali tam sami. Tina i Sebastian siedzieli w pokoju obok i prowadzili zawziętą rozmowę na temat dziecięcych imion. Teddy był prawie pewien, że właśnie w tej chwili omawiali kwestię imienia Brian – czy krzywdzić dzieci tym imieniem, czy lepiej nie.
Levi nadal nosił te same prostokątne okulary w białych oprawkach, których ciężko było nie zauważyć. Wciąż wyglądał nienagannie. I wciąż się uśmiechał, ale teraz zamiast ironicznego, ten uśmiech był ciepły. Nawet jego oczy zdawały się uśmiechać. Biła od niego aura szczęśliwego człowieka.
– Musimy. Staramy się sobie jakoś ułożyć życie, ale wszystko zdaje się być przeciwko nam – westchnął, myśląc o Arthurze, próbującym sprawić, by rzucił Deana. Był zły na siebie za to, że w ogóle rozważał tę opcję. – Potrzebuję go. Nie zamierzam odpuszczać go z tak głupiego powodu, jak niezadowolony rodzic.
– Wiem coś o tym.
Teddy zdążył już prawie zapomnieć o negatywnym nastawieniu ich matki względem Tiny. Od samego początku widziała w niej same złe strony. Nie potrafiła się do niej przekonać.
– Nadal za nią nie przepada?
– Znosi ją. Jest nadmiernie miła – odpowiedział Levi, krzywiąc się. Teddy mógł sobie wyobrazić, jak okropny i cukierkowy głos miała jego matka, gdy starała się być miłą dla Tiny. – To i tak nic w porównaniu z tym, przez to ty musisz przechodzić. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak mocno ci współczuję. Gdyby moje dziecko okazało się być homo, to tym bardziej bym je wspierał, a nie wywalał z domu. Nie dziwne, że ludzie boją się ujawniać.
– Przynajmniej dzięki temu wiesz, od których ludzi trzymać się z daleka.
Sebastian wszedł do pokoju, trzymając w dłoniach telefon jak Rafiki trzymał Simbę na początku Króla Lwa. Nucił też przy tym odpowiednią piosenkę.
– Twój kochanek wyczekuje telefonu – powiedział do Teddy’ego, podając mu przedmiot z otworzonym profilem Deana w kontaktach. Był zapisany w telefonie Sebastiana jako „Dean-mon”.
– Czy mógłbyś nie nazywać go moim... Zresztą, nieważne. – Poddał się, wiedząc, że próby przekonania Sebastiana do nierobienia czegoś były bezcelowe. Wziął od niego telefon. – Teraz?
– Dokładnie w tej chwili.
Nacisnął odpowiedni przycisk i nawiązał połączenie. Dean odebrał po dwóch sygnałach.
– Jestem w drodze do domu – powiedział od razu, nie dając Teddy’emu nawet się przywitać. – Sebastian pisał, że dogadaliście się z Levim. Chcesz o tym pogadać?
– W domu. Nadal jeszcze układam sobie to w głowie. Też zaraz wyjedziemy.
– Okej, świetnie. Skoro odwiedziłeś brata, to zasada niecałowania umarła. Musimy nadrobić te stracone godziny.
Wyobraził sobie, jak całują się na powitanie. Wyobraził sobie delikatny dotyk Deana podczas pocałunku, całą jego ostrożność i miłość, jaką obdarzał go każdego dnia. Och, tak mocno upadał w przepaść miłości. Był już zbyt głęboko, żeby się wygrzebać. Jego serce w całości oddało się Deanowi.
Zapragnął jak najprędzej wrócić do domu i znów się z nim spotkać.
– Jedź bezpiecznie. Zobaczymy się w domu – odpowiedział Deanowi, a na jego policzki z jakiegoś powodu wstąpił rumieniec. Nienawidził się rumienić.
– Wy też. Kocham cię.
– Ja ciebie też.
Rozłączył się. Po usłyszeniu „Kocham cię” od Deana od razu zrobiło mu się milej. Mówił to z takim przekonaniem, czułością, z jakim tylko naprawdę mocno zakochana osoba tylko może.
– Czas na nas – poinformował Sebastiana i Leviego, oddając temu pierwszemu telefon.
Pożegnali się ze wszystkimi. Obiecali, że jeszcze ich odwiedzą. Teddy od samego nie chciał odwiedzać brata w Doncaster, a teraz chętnie spotykałby się z nim co jakiś czas. Umówili się, że to Levi z Tiną odwiedzą ich następni. I że postarają się to zrobić, zanim urodzi im się dziecko. Teddy przyłapał się na myśleniu, że nie może doczekać się na spotkanie z nimi.
Jadąc tam, nie sądził, że wróci szczęśliwszy. Spodziewał się, że znów się o coś pokłócą i przypomni sobie, dlaczego nienawidził Leviego, ale zamiast tego zaczął go lubić.
Wszystko zaczynało się układać.

***

Dean i Myosotis wrócili do domu wcześniej. Musieli kilka godzin poczekać, zanim pojawili się również Teddy z Sebastianem. Spędzili noc rozmawiając o tym, co się wydarzyło i popijając przy tym drinki. Teddy krzywił się przy każdym łyku, ale dotrzymywał reszcie tempa. Dean z Sebastianem kilka razy powiedzieli mu, że nie musi z nimi pić, ale ten upierał się, że skoro oni świętują w ten sposób, to on też powinien.
Dean uznał, że to głupie, ale obejmował go przez cały czas ramieniem i pilnował, żeby nic mu się nie stało. Skupiając się na piciu i Teddym, starał się uniknąć myślenia o wiadomościach i przychodzących połączeniach od ojca, których gromadziło się coraz więcej. Dźwięki powiadomień, których nie odczytywał, zaczęły go irytować, więc wyciszył telefon i rzucił go na stojący dalej fotel. Myosotis od razu to zainteresowało i wskoczyła na niego, by obejrzeć swoją nową zabawkę.
– Wywołałeś burzę – powiedział w którymś momencie Sebastian. – Jeszcze kilka godzin temu ludzie chwalili twojego ojca, a teraz równają go z błotem.
– Równają z ziemią – poprawił go Teddy. – Ewentualnie mieszają z błotem. Nie równa się ludzi z błotem.
– Nic nie poradzę na to, że wasz język jest idiotyczny. Oh, ik haat het zo erg – powiedział po holendersku, na złość Teddy’emu i Deanowi, którzy nie znali ani słowa w tym języku.
– Nie zrobiłem niczego, na co nie zasłużył – bronił się Dean, nalewając sobie soku do szklanki.
Żaden z nich w to nie wątpił. Teddy wypił szybko, co miał jeszcze w szklance (nie kupili jeszcze kieliszków, bo dotąd nie uważali ich za istotnych), po czym odezwał się ciszej, ale na tyle głośno, że wszyscy go usłyszeli:
– Jestem ciekaw, co z nim zrobią.
Z jakiegoś powodu Dean uznał, że to odpowiedni moment na zrobienie tego, na co czekał od tylu miesięcy.
– Teddy?
– Tak?
– Wyjdź za mnie.
Oboje zamilkli na chwilę. Nawet bawiący się obok Sebastian i Myosotis nie wydali z siebie najcichszego pisku. Wszyscy czekali na odpowiedź Teddy’ego. Wszyscy czekali, aż powie „Tak” i będą mieć kolejny powód do świętowania.
– Nie.

17 lutego

Głośny odgłos pukania do drzwi nie mógł oznaczać niczego dobrego. Ktoś pukał w nie z taką siłą, że Dean usłyszał to z salonu, gdzie siedział sam z ustawioną na najgłośniejszy poziom muzyką. Kto jeszcze puka, kiedy są dzwonki do drzwi? Akurat leciała piosenka „Classic” The Knocks z albumu, który Teddy podarował Deanowi kilka miesięcy wcześniej. Zwykle słuchał tej płyty, gdy go nie było, tak jak teraz. Włączył pauzę i podszedł do drzwi. Nie spodziewał się żadnych gości, z nikim się nie umawiał, a Teddy’ego zmuszał do noszenia klucza na szyi (wybrali sobie klucze, które wyglądały ładnie i elegancko, i całkiem nieźle sprawdzały się jako biżuteria), żeby mieć pewność, że go nie zgubi.
Wyjrzał przez judasza i przez osobę, która stała po drugiej stronie poczuł potrzebę uderzenia z całej siły w drzwi. A najlepiej w niego. Jego ojciec czekał, ubrany w jeden ze swoich drogich garniturów, które nosił prawie codziennie. Niecierpliwie stąpał z nogi na nogę, a jego ręka uniosła się do góry z zamiarem uderzenia kolejny raz. Zanim zdążył to zrobić, Dean otworzył drzwi.
– Co ty tu robisz?
Ojciec wcisnął się do środka.
– Musimy poważnie porozmawiać, nie sądzisz? – powiedział bez przywitania, a jego głos był przepełniony goryczą.
Nie chciał z nim rozmawiać, a jednocześnie pragnął tego najbardziej na świecie. Chciał usłyszeć wyjaśnienia, żeby dał mu dobry powód, żeby nie musiał go nienawidzić. Chciał mieć normalnego ojca.
– Mam nadzieję, że masz dobre wytłumaczenie.
– Chciałem, żeby twoje życie było lepsze. Tyle traciłeś, siedząc w tamtej dziurze, robiąc rzeczy poniżej twojej...
– Przestań – przerwał mu. Nie chciał tego słuchać. Kolejny raz słyszał to samo. To, czego miał nadzieję nie usłyszeć. – Powiedz mi coś sensownego. Chciałeś „naprawić” mi życie? Nie było zniszczone. Sam je sobie naprawiłem. Mam pracę, chłopaka, własne mieszkanie i potrafię sam o siebie zadbać. Kim ty jesteś, żeby układać mi życie? Odpowiada mi takie, jakie jest. Próba pozbycia się Teddy’ego... Przegiąłeś.
– Robiłem to dla twojego dobra!
– Robiłeś to dla swojego dobra, nie mojego. Chciałeś dziecka, z którego mógłbyś być dumny, ale dostałeś mnie. Jeśli to ci nie wystarcza, to możemy się pożegnać.
Nie chciał tego robić. To nadal był jego ojciec. Osoba, która go wychowywała. To on zawsze pchał go do przodu, zachęcał do osiągania więcej, to on był jedną z pierwszych osób, którym Dean przyznał się do swojej orientacji. Usłyszał wtedy masę pytań w stylu: „Jesteś pewien? A może to tylko faza?”, ale jego ojciec się nie zdenerwował, nie powiedział o nim złego słowa, a nawet zdawał się go wspierać. Pragnął znów poczuć to wsparcie. Czy oczekiwał od niego zbyt wiele?
– Naprawdę chciałem, żebyś był szczęśliwy.
– Ja jestem szczęśliwy! A raczej byłem, bo przez twoje idiotyczne zachowanie prawie straciłem miłość mojego życia. I wydaje mi się, że teraz tracę również ojca.
– Nie rozbijaj naszej rodziny w ten sposób...
Teraz obwiniał jego. Wszystko stało się winą Deana. Nie mógł tego dłużej słuchać.
– Nie ja jestem tym, który ją rozbija. Czas na ciebie. Nie pokazuj się tu więcej, dopóki nie postanowisz przynajmniej przeprosić.

20 lutego

Unikali wszystkich wiadomości dotyczących premiera Brytanii. Dean nadal ignorował jego wiadomości i telefony. Czytał, co pisał do niego ojciec, ale na to nie odpisywał. Żaden z nich za nic nie przeprosił. Jego ojciec na początku domagał się, żeby wyjaśnił sprawę, żeby to naprawił, a potem zaczął nazywać go nieodpowiedzialnym i w ogóle nie myślącym o przyszłości swojej rodziny. Myślał o przyszłości swojej rodziny, i to bardzo, tylko nie o nim. Zablokował jego numer. Skoro jemu nie było przykro i miał zamiar obwiniać Deana, to on tym bardziej nie miał zamiaru się godzić.  
Od walentynek, Dean każdego dnia pytał się Teddy’ego, czy za niego wyjdzie. Za każdym razem Teddy odpowiadał, że tego nie zrobi. Potem Dean podawał mu długą listę powodów, dla których powinien się zgodzić, a on wciąż się nie zgadzał. Ta lista z każdym dniem robiła się coraz dłuższa, ale odpowiedź Teddy’ego pozostawała niezmienna.
– Dlaczego nie chcesz za mnie wyjść? – zapytał po raz trzeci tego dnia Dean.
Chciał wyjść za Deana. Nie istniało nic, co liczyłoby się dla niego bardziej, niż bycie z Deanem. Dean dawał mu szczęście, a on chciał być szczęśliwy. Był jego bratnią duszą, cholernym ekstrawertykiem, który wyciągał go z domu i sprawiał, że dobrze się bawił. Był jego.
Chciał przeżywać każdy dzień u jego boku. Chciał tego od dnia, gdy się spotkali, ale jeszcze wtedy nie był tego świadom. Po raz pierwszy spotkali się w autobusie. Tamtego dnia Dean usilnie próbował wpaść na Teddy’ego, był w nim zakochany, zanim jeszcze odbyli jakąkolwiek rozmowę. Ich następne spotkanie było całkowitym przypadkiem i to tak naprawdę dopiero wtedy zaczęli się przyjaźnić.
– Za pierwszym razem ciebie szukałem, za drugim spotkałem cię przypadkiem. Uznałem, że to przeznaczenie – powiedział Teddy’emu kiedyś Dean.
Po raz drugi spotkali się w supermarkecie. Teddy został zmuszony przez Lię do wyjścia i kupienia jej paczki podpasek. Gdyby nie ten nagły wypadek, nie spacerowałby między alejkami w Tesco i nie uderzyłby przypadkiem łokciem chłopaka, który okazał się być Deanem. Od razu go poznał. Tych oczu nie dało się zapomnieć. Tego uśmiechu. Tych wielokrotnych przeprosin z obu stron, chociaż wina była całkowicie po stronie Teddy’ego.
– Musimy przestać spotykać się w ten sposób – zaśmiał się Dean, wskazując łokieć Teddy’ego.
– Nie sądziłem, że jeszcze się spotkamy.
– Liczyłem na to. – Spojrzał do koszyka Teddy’ego, który nagle zapragnął, by jego zawartość wyparowała. – Robisz zakupy dla swojej dziewczyny?
Chciał skłamać. Odpowiedzieć, że tak i sobie pójść. Ale tego nie zrobił. Nie wiedział nawet dlaczego. Nie musiał być szczery z tym gościem, nawet go nie znał.
– Nie. Najpierw musiałbym mieć dziewczynę. To dla mojej siostry.
Uśmiech Deana się poszerzył. Przez chwilę Teddy bał się, że jego ustom zabraknie miejsca na uśmiech i przedłużą mu się jak Jokerowi. Albo wygną jak u Pennywise’a.
Teddy zauważył, że w koszyku Deana są dwa polityczne magazyny, jakaś przeceniona płyta i duża paczka ciastek oreo. Dean od razu zauważył jego zainteresowanie ciastkami.
– Mogę się podzielić, jeśli chcesz. Ciastka są po to, żeby się dzielić.
Mógł powiedzieć, że nie chce i sobie pójść. Mógł kupić sobie swoją paczkę i sobie pójść. Mógł sobie pójść, ale się zgodził. Zapłacili za swoje zakupy, a potem jedli oreo, przechadzając się po centrum handlowym. Dean zdążył opowiedzieć mu w tym czasie milion historii ze swojego życia, poczynając od tej, w której był przekonany, że zgubił telefon na plaży i przez dwie godziny go szukał, po czym okazało się, że przez cały czas leżał w jego pokoju, a kończąc na tej, gdzie był na balu maturalnym i przypadkiem rzucił flirciarskim tekstem do jednej z nauczycielek, bo pomylił ją z kimś innym. Teddy opowiadał mu podobne historie, trochę podkoloryzowane.
Okazało się, że ten chłopak był całkiem w porządku. I się zaprzyjaźnili. Wymienili numerami telefonu i już po kilku minutach od rozejścia się Teddy otrzymał od niego pierwszego esemesa o treści: „To kiedy możemy znowu się pobić?” Odpisał mu: „Jestem dostępny przez całą dobę.”
Chciał spędzić z nim więcej czasu. Nadal tego pragnął. Każdej chwili, jaką mógł spędzić w jego towarzystwie.
– Chcę za ciebie wyjść – odpowiedział mu Teddy. – Oczywiście, że chcę.
– To dlaczego mi odmawiasz?
– Nie pomyślałeś o tym, że może to ja chcę oświadczyć się tobie?
Dean zamrugał. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał.
– To się oświadcz.
– Nie dzisiaj.


Nie wiem, czy wyjdą mi jeszcze dwa rozdziały i epilog czy jeden rozdział i epilog, ale na pewno nie więcej. Ciężko mi uwierzyć, że to się kończy. Chyba po raz pierwszy w życiu doprowadziłam jakąś historię (prawie) do końca. 

4 komentarze:

  1. Jeśli się pośpieszę to może będę pierwsza.
    Przez Ciebie co raz bardziej pałam nienawiścią to imienia Artur. Robisz to specjalnie?
    Levi okazał się całkiem w porządku. Mam nadzieję, że tego nie popsujesz.
    Do końca roku planuję nadrobić wszystko. Będzie ciężko, ale jestem dobrej myśli.
    Powodzenia w dalszym pisaniu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Udało Ci się.
      Artur na to zasłużył.
      Do końca roku zostało Ci niewiele czasu.
      Wzajemnie!!

      Usuń
  2. Premierzy Wielkiej Brytanii zawsze mają jakieś problemy. Czasem nawet stwarzają je sobie sami. I czasem mają świetnych synów, którzy potrafią ich uciszyć. (A czasem mają głupie żony, ale to nie w tym przypadku.)
    No i Arthur dołączył do hasztagu Konrada. Polubiliby się, co nie?
    Czułam, że to Teds będzie chciał się oświadczyć. Inaczej jego odmowa byłaby głupia. Chociaż, no, zdarzało mu się robić głupie rzeczy, więc w sumie.
    Dobrze, że Levi trochę się ogarnął. Well, nie wiem co z tego wyjdzie, ale już dużo gorzej z rodziną Teddy'ego nie może być, więc może dla odmiany będzie lepiej.
    Weny!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przywróćmy pełną władzę monarchii, po co premierzy.
      Myosotis będzie im robiła za dziewczynkę od kwiatów.
      Zawsze mogą wszyscy umrzeć.
      Wzajemnie!!

      Usuń