sobota, 26 sierpnia 2017

Spójrz, do czego mnie zmusiłeś

25 lipca, 7 miesięcy wcześniej

Dochodziła trzecia w nocy, a on wciąż nie potrafił nawet na chwilę zmrużyć oczu. Siedział w fotelu koło okna, wpatrując się pustym wzrokiem w trzymaną w dłoniach filiżankę z herbatą, od czasu do czasu przerywając jedynie, żeby spojrzeć na łóżko, na Deana.
Jego chłopak – mimo że byli w związku już od ponad pół roku, wciąż brzmiało to dla Teddy’ego dziwnie – leżał zawinięty w kilka kolorowych koców, pomrukując przez sen niezrozumiałe słowa. Uśmiechał się przez sen, a na jego policzkach ukazywały się dołeczki, w których zakochiwały się wszystkie kobiety z sąsiedztwa, szukające kawalerów dla swoich córek. Teddy zauważył, że Dean czasem uśmiecha się przez sen pierwszej nocy, którą spędził obok niego. Minęło już tyle czasu, a on wciąż miał ten rozmarzony uśmiech osoby, której właśnie spełniło się największe marzenie.
W pewnym momencie Dean obrócił się na drugi bok i położył rękę na miejscu, gdzie powinien leżeć Teddy. Ręka kilkakrotnie się poruszyła, szukając drugiego chłopaka na materacu, a gdy jej nie znalazła, oczy szatyna powoli zaczęły się otwierać.
Teddy odłożył filiżankę na stolik najciszej, jak się dało. Nie zmieniło to jednak faktu, że Dean się obudził. Podniósł się na łokciach, szukając w ciemności Azjaty. Wszystkie zasłony mieli zasunięte, a Teddy nie oświecił światła, by uniknąć obudzenia Deana. Jedynym, co dawało choć trochę światła w pokoju, był pas wiszących nad łóżkiem lampek w kształcie półksiężyców.
– Teddy? – mruknął sennie Dean.
Podniósł się z fotela.
– Tutaj – powiedział, podnosząc rękę tak samo, jak to robił, gdy nauczyciel zadał pytanie, na które on znał odpowiedź.
– Przez chwilę bałem się, że mnie zostawiłeś. Chodź tu.
Przeszedł przez pokój, po czym usiadł obok Deana, opierając się wygodnie o poduszkę.
– Co jest? – zapytał Dean, marszcząc czoło. Jego brwi tworzyły między sobą „zmarszczkę zmartwienia”. Teddy nie lubił jej oglądać, a tym bardziej powodować. – Nie możesz spać?
– Ostatnio mam problem z zasypianiem u ciebie. Może lepiej będzie, jeśli wrócę do siebie.
Dean pokręcił głową. Jego włosy były w nieładzie i sterczały na wszystkie strony, Teddy resztkami sił powstrzymał się od poprawienia ich.
– Jest późno, lepiej poczekaj do rana. Jeszcze kogoś obudzisz i będzie nieprzyjemnie. – Skrzywił się na samą myśl o zdenerwowanej pani Moon. Przypominała wtedy szykującego się do bitwy Hulka, nie licząc zielonej skóry i muskułów. Gniew był taki sam. – A teraz, skoro nie śpisz i masz – Spojrzał na zegarek przy łóżku – cztery albo pięć godzin do zmarnowania… Porozmawiajmy.
Słowo „porozmawiajmy” albo w jeszcze gorszym wydaniu – „musimy porozmawiać”, zawsze wywoływało u Teddy’ego wewnętrzny atak paniki. Za każdym razem obawiał się, że ktoś ma zamiar odkopać jego mroczne sekrety i powytykać mu kłamstwa, chociaż nikt dotychczas tego nie zrobił. Tym razem również nie obyło się bez miliona okropnych scenariuszy, przechodzących przez jego myśli. Ukrył je za uśmiechem.
– Chcesz rozmawiać? Okej. – Obrócił się na bok i oparł głowę na łokciu, przyglądając się uważnie Deanowi. – O czym?
– O czymkolwiek. Nie wiem. Możemy porozmawiać o naszej niewdzięcznej córce, która spędziła pół dnia miaucząc, o ziemniakach, albo możesz podać mi ulubiony cytat z najlepszego filmu, jaki ostatnio kazałem ci obejrzeć.
– Masz na myśli Co robimy w ukryciu czy Kingsmana? Oba wylądowały na pierwszym miejscu na mojej liście ulubionych filmów – odparł Teddy, przypominając sobie ostatnie filmy, które wspólnie obejrzeli. Okazały się być zaskakująco dobre jak na dokument o wampirach i parodię filmów szpiegowskich.
Zastanowił się chwilę nad wyzwaniem Deana. Ulubione cytaty. Próbował przypomnieć sobie dialogi z obu filmów, w myślach odbijało mu się echem multum różnych głosów, z czego żaden nie należał do niego.
– Nie możesz się zdecydować czy nic nie zapamiętałeś? – zapytał Dean, a w jego głosie zabrzmiała wyzywająca nuta.
I wtedy mu się przypomniało. Oba cytaty wyróżniły się wśród reszty, zapłonęły na czerwono, zwracając na siebie uwagę.
– Najpierw wampiry – powiedział Teddy głośniej, po czym odchrząknął. – „Myślę, że pijemy dziewiczą krew, bo... nieźle to brzmi. Ująłbym to tak... Kiedy zamierzasz zjeść kanapkę... Bardziej byś się z niej cieszył, gdybyś wiedział, że nikt jej nie przeleciał.”
– To prawda – przyznał Dean, śmiejąc się. – A Kingsman?
– Dobrze wiesz, który moment najbardziej mi się podobał.
– Spadochrony? Wybuchające głowy? A może bitka w barze?
Teddy przewrócił oczami. Z całego filmu, najbardziej spodobała mu się scena w kościele, gdy Colin Firth powiedział coś, czego kompletnie się nie spodziewał. Wątpił, żeby ktokolwiek się tego spodziewał.
– „Jestem katolicką dziwką, która aktualnie, cieszy się z życia bez ślubu z moim czarnym, żydowskim chłopakiem, który pracuje w wojskowej klinice aborcyjnej. Więc, niech żyje Szatan. I życzę pani udanego popołudnia.”
– To była świetna scena.
– Nie spodziewałem się, że scena w kościele może być aż tak dobra.
Dean przesunął się bliżej, aż ich nosy niemal się stykały. Znów pojawiła się zmarszczka zmartwienia.
– Dlaczego „Teddy”? – spytał cicho, niepewny reakcji młodszego chłopaka.
Nie chciał odpowiadać. Historia nie była wcale skomplikowana czy długa, była jednak bolesna. Odkopując tę historię, otwierał na nowo rany, które dopiero co zaczęły się goić.
– To przez to, że zawsze lubiłem misie – skłamał. – Theodore po prostu brzmi źle, a Theo… nie. Nie podoba mi się… Kiedy miałem z siedem albo osiem lat, całą jedną półkę miałem zawaloną różnymi misiami. Zawsze dostawałem je na urodziny.
– Więc mi też dałeś jednego? – domyślił się Dean, zerkając w bok. Na półce siedział miś z kokardką.
Teddy kiwnął głową.
– To mój ulubiony. Nazwałem go Björn… To w staronordyckim znaczy „niedźwiedź”. Nie należałem do zbyt kreatywnych dzieci.
Dean coś odpowiedział, ale uwagę Teddy’ego zakłóciły wibracje pod jego poduszką. Podniósł ją i ujrzał swój telefon. Musiał go tam zostawić po skończonej sesji przeglądania nowych zdjęć na Instagramie. Przyszło mu powiadomienie z Twittera. Taika Waititi dodał nowego tweeta. Była też wiadomość od jego siostry, wysłana kilka godzin wcześniej.
Lia: „Trzymaj się z dala od domu. Jest źle.”

***

Dotarł na miejsce dopiero o dziewiątej. Przez te sześć godzin ani on, ani Dean, nie zmrużyli oka nawet na minutę. Przez całą noc rozmawiali, a sieć kłamstw zaczęła się powiększać. W pewnym momencie wyszli na balkon, żeby pooglądać stamtąd gwiazdy. Dopiero wtedy Teddy dowiedział się, że drzwi na balkon działają.
Pożegnał się z Deanem i wszedł do środka. Od razu uderzyła go napięta atmosfera panująca w całym domu. Czuł się obco we własnym domu.
Nie zdołał dowiedzieć się, o co chodziło Lii. Nie odbierała, gdy dzwonił, nie odpisywała na wiadomości, nic. Musiał sam dowiedzieć się, o co chodzi. Przecież, cokolwiek by się nie stało, zawsze było dla niego miejsce w domu. A przynajmniej miał taką nadzieję.
Już chciał ruszać po schodach na górę, do pokoju siostry, ale zatrzymała go matka. Stanęła przed nim, zagradzając mu drogę, ze skrzyżowanymi ramionami i nieodgadnionym wyrazem twarzy.
– Gdzie byłeś?
Przemyślał swoje opcje. Mógł powiedzieć, że był z Annie, to by się jej bardzo spodobało – jej syn spędza czas z dziewczyną! Albo, że wyszedł ze znajomymi i im się przeciągnęło. Mógł wymyśleć najprostsze kłamstwo. Postanowił jednak powiedzieć prawdę, albo chociaż jej część.
– U Deana – odpowiedział z nadzieją, że to jej wystarczy. Gdy nie odpowiedziała ani się nie ruszyła, dodał: – Sebastian miał urodziny i skończyło się dopiero o trzeciej, a ja nie miałem klucza do domu, więc Dean mnie przenocował.
– Jesteś pewien? I co to za Sebastian? – Z każdą chwilą jej spojrzenie stawało się coraz bardziej podejrzliwe.
Zauważył Lię u szczytu schodów. Przyłożyła palec do ust i pokręciła głową. Kazała mu się zamknąć, a on wciąż nie wiedział z jakiego powodu.
– Przecież bym cię nie okłamał, mamo. A Sebastian to przyjaciel.
Uniosła dłoń do góry i szybkim ruchem go spoliczkowała.
– O co ci chodzi?! – krzyknął z bólem, gdy jego policzek przybierał jasnoczerwoną barwę. Dotknął tego miejsca. Jego skóra piekła pod opuszkami palców.
– Nie okłamałbyś mnie, tak, Theodore? Od miesięcy mnie okłamywałeś, a może nawet dłużej!
– O czym ty mówisz? – zapytał, robiąc kilka kroków w tył. Oddalił się na bezpieczną odległość.
O czym jego matka mogła się dowiedzieć, że aż Lia kazała trzymać mu się z dala od domu? Cokolwiek to było, nie mogło przecież być aż tak źle. Nigdy nikogo nie zabił, nie został zatrzymany przez policję ani nie zrobił żadnej dziewczynie dziecka.
– Wszystkiego dowiedziałam się dopiero od twojej siostry – powiedziała z dezaprobatą matka. Lia w tym czasie zeszła na dół, układając usta w bezgłośne „Przepraszam”. – Dlaczego nie pochwaliłeś się, że masz chłopaka?
Zamarł. Obawiał się tego momentu, odkąd tylko zaczął umawiać się z Deanem. Bał się momentu, kiedy jego matka się dowie. Tego, jak zareaguje na jego wieści. To od niego powinna się dowiedzieć, nie od kogoś innego. To był jego sekret, który, dzięki Lii, przestał być sekretem. Było już za późno.
– Chłopaka? Skąd taki…
– Teddy, nie – poprosiła Lia.
Chciała, żeby powiedział prawdę. Żeby jej nie wkopał. Ostatnio często mówił prawdę i nie był pewien, czy mu się to podoba, czy wprost przeciwnie. Wolał jednak nie sprawiać większych problemów siostrze.
– Dobra. – Uniósł ręce do góry w geście poddania. – Mam chłopaka, zadowolona?
Matka wykrzywiła usta, jakby właśnie ugryzła cytrynę. Lia stała obok niej, gotowa zatrzymać ją, gdyby próbowała coś zrobić.
– Od początku wiedziałam, że będą z tym chłopakiem problemy…
Teddy pamiętał to nieco inaczej. Jego matka poznała Deana miesiąc po tym, jak oni się poznali. Odwiózł go do domu, a ona akurat robiła coś na podjeździe i niemalże zmusiła Teddy’ego, żeby przedstawił jej swojego kolegę. Uwielbiała go od tamtego dnia, ciągle powtarzała, jakim jest dobrym chłopakiem, że Teddy powinien się od niego uczyć.
Niewiele było potrzeba, by jej zdanie się zmieniło.
– Dean jest w porządku – próbowała mu pomóc Lia. – Przecież ty też go lubiłaś.
– Tak, kiedy nie wiedziałam, co robi z moim synem – prychnęła. – Dlaczego nie możesz być normalny?
Normalny. Co właściwie znaczyło to słowo? Normalny, taki jak inni? Nie był normalny, bo lubił kogoś tej samej płci? Może i nie był normalny. Normalność wydawała się nudna.
– Czy to istotne? – zapytał. Chciał już zakończyć tę rozmowę i w spokoju obwinić za wszystko Lię. – Czy będę umawiać się z dziewczyną czy z chłopakiem? Jakie to ma dla ciebie znaczenie? Chyba chodzi tu o moje szczęście, prawda?
– Jest tyle miłych dziewczyn. Na pewno sobie jakąś znajdziesz…
– Nie chcę znajdywać sobie dziewczyny. Lubię Deana i chcę z nim być, a ty musisz się do tego dostosować.
Jej wzrok wydawał się obcy, jakby nie poznawała własnego syna. Nie znała go od tej strony. Rzadko kiedy jej się sprzeciwiał, ale to było jego życie. Zależało od niego, nie od tego, co jej się podoba, a co nie.
Lia wciąż się nie odzywała. Unikała jego spojrzenia, wiedząc, że to z jej winy to wszystko się dzieje. Ale tak naprawdę wina leżała po jego stronie, to on nic nie powiedział.
W końcu matka się odezwała. Jej głos był ostry i przepełniony goryczą:
– Masz prawie dwadzieścia lat. To już czas, żebyś się wyprowadził.

7 sierpnia, 6 miesięcy wcześniej

W jego mieszkaniu leżały dwa nierozpakowane kartony. Od dwóch tygodni wciąż w tym samym miejscu i nikt nie okazywał chęci, żeby coś z nimi zrobić. Jeden zapełniony był ubraniami, a drugi całą resztą, od słuchawek, po poduszkę.
Przyzwyczaił się do Teddy’ego siedzącego u niego, ale przyzwyczajenie się do obcych rzeczy porozwalanych po jego mieszkaniu zajmie mu więcej czasu.
Ten apartament został przygotowany na więcej niż jedną osobę, na całą rodzinę. Były w nim dwie sypialnie, z czego jedną przerobił na schowek. Normalnie, z pensji, które otrzymywał za swoje prace, nie byłoby go stać na mieszkanie w tym miejscu. Za wszystko płacili jego rodzice, a on tylko dorabiał sobie, tak na wszelki wypadek.
Chętnie sam rozpakowałby te kartony, ale wolał samemu nie ruszać rzeczy Teddy’ego. Odkąd tylko pojawił się u niego, mówiąc, że nie ma gdzie zostać, przez większość czasu leżał w łóżku, śpiąc, oglądając Chirurgów i czasami robiąc przerwy na jedzenie.
Kończył przygotowywanie jajecznicy z plasterkami ziemniaków, kiedy zadzwonił jego telefon. Od razu odebrał.
Przywitał go głos z wyraźnym akcentem.
– Dean-o, hej!
– Co jest, Seb? – zapytał, wiedząc, że przyjaciel nie zadzwoniłby do niego bez powodu.
Sebastian nie wahał się ani przez chwilę.
– Otworzyli w Londynie nowy klub. Tańczysz w pianie, świetna sprawa. Wszyscy mówią, że to jedna z lepszych nowych miejscówek. Będziesz dobrym kumplem i się ze mną wybierzesz, prawda?
Dean westchnął. Oczywiście, że chodziło o imprezę.
– Naprawdę chętnie bym się wybrał, ale nie mogę. Nie chcę zostawiać Teddy’ego samego – wyjaśnił, ściszając głos i jednocześnie zerkając w kierunku sypialni.
– No to zabierz go ze sobą, w grupie raźniej – przekonywał dalej Sebastian.
– Słuchaj, to delikatna sprawa. Wyrzucili go z domu i teraz całymi dniami użala się nad sobą. To nie jest odpowiedni czas na imprezy.
Sebastian mu przerwał.
– Tym bardziej powinieneś go zabrać! Żeby przestał o tym myśleć i się czymś zajął – powiedział, pewny swojej racji. – Jak mu pozwolisz tak leżeć, to już się z łóżka nie ruszy.
Wyjął dwa talerze i nałożył na nie jajecznicę.
– Następnym razem, dobra? Niech ma trochę czasu na oswojenie się z tym wszystkim.
– Biorę cię za słowo. Nie odpuszczę wam karnawału.
No tak. Karnawał Notting Hill, coroczna impreza na ulicach Londynu od 1959. Wszędzie jest wtedy kolorowo i gra głośna muzyka. W ciągu swoich dwudziestu dwóch lat życia tylko raz uczestniczył w karnawale. Sebastian planował to zmienić.
– To pod koniec miesiąca – przypomniał sobie Dean. – Może się udać.
Rozmawiali jeszcze przez chwilę, do czasu, aż nie przerwała Sebastianowi jakaś dziewczyna i musiał się rozłączyć.
Nalał soku pomarańczowego do szklanek, położył je razem z talerzami na tacę i ruszył do sypialni. Teddy właśnie zaczynał trzeci sezon Chirurgów, a on już wiedział, że najbliższe tygodnie nie będą należały do najłatwiejszych.

16 sierpnia

Miał już dość przepraszań siostry i ciągłego powtarzania, że to nie jej wina. Oczywiście, że ją obwiniał, wolał jednak nie sprawiać, żeby czuła się z tym jeszcze gorzej. Gdyby nie zdradziła jego sekretu, mógłby teraz siedzieć w domu, a nie zajmować miejsce Deanowi.
Nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Z mieszkania wychodził tylko do pracy, a to i tak ciężko mu przychodziło. Ale musiał pracować. Kelnerzy nie zarabiają wiele, ale musiało mu na razie starczyć. Już nie miał matki, która zrobi mu zakupy, a on potem tylko wybierze jedzenie, które lubi i może założy wybrane przez nią ubrania. Nienawidził robienia zakupów samemu.
Siedział na kanapie w salonie, przeglądając komiks o Batmanie. Po jednej jego stronie siedziała Myosotis, a po drugiej Dean, zaglądający mu przez ramię, by przeczytać, co mówią bohaterowie.
– Teddy? – odezwał się w pewnym momencie Dean.
– Hm?
Dean wahał się przez chwilę, zastanawiając, jak poprawnie sformułować pytanie. Przygryzał wargę i wpatrywał się w jakiś punkt na podłodze.
– Umawiałeś się z kimś wcześniej? Znaczy się, przede mną?
Teddy wypuścił głośno powietrze z ust.
– Skąd to pytanie?
– Po prostu chcę wiedzieć.
Przez chwilę żaden z nich się nie odzywał. Teddy próbował zebrać myśli, a Dean nie chciał mu w tym czasie przeszkadzać. Jedynym dźwiękiem, jaki wypełniał pokój, było mruczenie Myosotis.
– Kiedy byłem w Cambridge – zaczął Teddy powoli, ostrożnie dobierając słowa – miałem nadzieję, że będąc prawie czterysta kilometrów od Annie, to mi przejdzie.
Zauważył, że Dean próbuje ukryć obrzydzenie na dźwięk imienia dziewczyny.
– Jest coś więcej czy to już cała historia? – spytał żartobliwie szatyn, za co kilka sekund później otrzymał kuksańca w bok.
– Byłem w St John’s – kontynuował Teddy. – Jest tam Most Westchnień, wiesz? Lubiłem tamtędy chodzić. Pewnego razu staranowała mnie na nim jedna dziewczyna, Rose. Umawialiśmy się przez jakieś dwa miesiące, ale nie było to nic poważnego. Właściwie, nie nazwałbym tego nawet związkiem.
Dean położył sobie kotkę na kolanach i zaczął się z nią bawić.
– Umawialiście się? – parsknął. Nie wydawał się przekonany. – Na co? Dodatkową naukę?
Teddy rzucił mu znaczące spojrzenie.
– Nie, nie na naukę.
Uśmiech Deana zrzedł.
– Och, Teddy. Nie znałem cię od tej strony. Podoba mi się – mruknął i wychylił się, by pocałować Teddy’ego.
To podobało mu się jeszcze bardziej.

24 sierpnia

Zawsze lubił naśmiewać się z obrazów z okresu renesansu. Nie posiadał się z radości, gdy Dean ogłosił, że jadą do National Gallery. Nigdy wcześniej tam nie był. Przez ostatnie kilka tygodni niechętnie ruszał się z domu, ale na wieść o wycieczce do galerii, od razu zerwał się z łóżka i szykował do wyjścia.
Jego ulubionym obrazem była Dziewica z aniołami nieznanego holenderskiego artysty. Obraz przedstawiał rudowłosą kobietę – pewnie dziewicę – otoczoną sześcioma brzydkimi rudowłosymi dziećmi. Miał słabość do brzydkich renesansowych dzieci.
Kiedy opowiedział Deanowi o swoich artystycznych preferencjach, ten zaprowadził go do obrazu Tycjana. Bachus i Ariadna. Było na nim aż jedno brzydkie dziecko. Właściwie, to nawet nie było dziecko. Nie ludzkie dziecko. Satyrze dziecko.
– Dziękuję – powiedział do Deana, nie odrywając wzroku od obrazu. Zdecydowanie nadawał się na listę jego ulubionych.
– Kto by pomyślał, że wystarczyło powiedzieć coś o brzydkich dzieciach, żebyś wyszedł z domu.
Teddy wzruszył ramionami.
– Tylko, jeśli chodzi o namalowane dzieci. Żywe mnie nie interesują.
– Byłbyś okropnym rodzicem – odparł Dean, łapiąc go za rękę, by nie zgubił się w tłumie. Jak na sierpniowe środowe popołudnie, było więcej ludzi, niż się spodziewał. – Myosotis pewnie nie pożyłaby za długo, gdybym to ja nie dawał jej jedzenia. Jak teraz o tym myślę, to chyba lepiej, że została u mnie.
– To przez ciebie jest gruba – wytknął mu Teddy. – Przekarmiasz ją.
Przeszli do następnego obrazu.
– Ciągle miauczy, że jest głodna! – bronił się Dean. – To nie moja wina!
– Dobra, nieważne. Co powiesz na wyzwanie?
Podniósł głowę i rozejrzał się dookoła. Oczy Deana zaświeciły z zainteresowania.
– Wyzwanie? Zawsze.
– Znajdź obraz, na którym jest co najmniej jeden ziemniak.
Teddy był przekonany, że wypatrzył w tłumie Willa.


Teddy też przeszedł update szablonu. I dałam w rozdziale ziemniaki, więc nie narzekać. Na początku  myślałam, że już czas na wrzesień, bo w folderze miałam już jeden sierpień, a w nim podziękowanie do Martyny za pomoc przy podejmowaniu decyzji. Cofam to, to były złe decyzje.
A teraz odsyłam do kolejnej świetnej piosenki - Look what you made me do!
Oto piękne obrazy z rozdziału:



6 komentarzy:

  1. Tu miał być mój fajny komentarz, ale za hejtowanie mojej osoby nie będzie fajnego komentarza.
    Ziemniak nie z Tobą!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli kiedyś uda ci się napisać następny rozdział to czeka cię podobny komentarz.

      Usuń
    2. Okej, to taki dżołk.
      Skomentuję, bo później mi się odwdzięczysz tym samym xDD
      Myślałam, że dasz piękniejsze obrazy. Te co mi wysyłałaś były o wiele lepsze (seria "Co autor miał na myśli?").
      Poprawiłaś się z ilością ziemniaków, masz u mnie dużego plusa.
      Eh, znowu Sebastian. Niech poszuka przyjaciół gdzieś indziej, albo sprawdzi czy nie ma go na księżycu, albo niech udławi się pianą w tym klubie.
      Na koniec dodam tylko, że zawsze możesz liczyć na moją pomoc w podejmowaniu decyzji :)))
      Weny!

      P.S. Byłam pierwsza!

      Usuń
    3. Przeszukałam obrazy w National Gallery i tamten był najlepszy, na jakiego wpadłam :((( nie mają dobrego gustu w renesansowych obrazach.
      Odczep mi się od Sebastiana, okej? XDDD co on ci zrobił
      Skorzystam z tej pomocy, kiedy nie będę mogła zdecydować, jaki kolor wybrać.
      Wzajemnie!

      P.S. Nikt się tego nie spodziewał.

      Usuń
  2. WIEDZIAŁAM, że to będzie tytuł rozdziału. Wiedziałam.
    Picie herbaty z filiżanki jest takie brytyjskie. (z mlekiem, prawda??)
    Cofam to, co pisałam o mamie Tedsa. Niech już nigdy nie zje placków ziemniaczanych, ani w ogóle ziemniaków. To brzmi prawie jak odpowiednia kara. Poza tym, eh, podoba mi się logika osób jej pokroju: znam cię dwadzieścia lat i jesteś spoko, ale dowiedziałam się, że jesteś gejem, to jednak jesteś głupi i spłoń na stosie. Seems legit.
    Tak Dean, koty miauczą tylko wtedy, gdy są głodne. Nie może po prostu chcieć porozmawiać?
    I tak, ta wystawa mogła być znacznie lepsza. Ktoś ostatnio pokazywałe mi lepsze obrazy renesansowe.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. TEN TYTUŁ BYŁ KONIECZNY.
      Herbata zawsze z mlekiem, to przecież brytole.
      Tak, niech nigdy więcej nie tyka ziemniaków. Jeszcze je zakazi homofobią.
      Okej, to nie moja wina, że w galeriach w Londynie ani Luton nie ma lepszych obrazów. Szukałam.
      Wzajemnie!

      Usuń