sobota, 16 grudnia 2017

To moment, w którym się poddaję

Z dedykacją dla Martyny, bo ma dzisiaj urodziny (i pewnie przeczyta to dopiero za miesiąc)

14 lutego


Zamiast być w domu razem ze swoim chłopakiem i spędzać cudownych walentynek, Dean siedział w rezydencji w Londynie z rodzicami i jadł śniadanie. „Jadł” jednak nie całkiem zgadzało się z prawdą – głównie grzebał widelcem w swojej jajecznicy i zastanawiał, co powiedzieć Andrei i Arthurowi.
Dojechał wczoraj do domu dość późno. Matka tylko wpatrywała się w niego zmartwiona i mocno go uściskała, gdy pojawił się w drzwiach. Nikt nie zadawał mu żadnych pytań, pozwolili mu w spokoju zająć się sobą. Nawet nie wyjął z samochodu swojej walizki, tylko od razu znalazł pusty pokój i rzucił się na łóżko.
Zawsze, jak pojawiał się w Londynie, rodzice wysyłali go do tego pokoju i mówili, że jest jego. Ale on nie potrafił nazwać go swoim. Swoje pokoje miał w Manchesterze, Luton i w Norwich, ale nie w Londynie. Nie mieszkał tam, nie czuł się, jak u siebie. Bardziej jak intruz, wkradający się do domu obcych ludzi.
Podczas śniadania w jadalni panowała niezręczna cisza. Wszyscy wpatrywali się w niego z niecierpliwością, oczekując jakiegoś wyjaśnienia, ale nie chcieli go popędzać, więc się nie odzywali. A on nieszczególnie chciał się odzywać. Miał im wiele do powiedzenia, ale bał się, że jak już zacznie mówić to albo powie o kilka słów za dużo, albo nie powie najważniejszego.
Odsunął od siebie talerz. Nadszedł moment na rodzinną kłótnię. Tak długo na to czekał, że aż nie wiedział, jak się za to najlepiej zabrać.
– Domyślam się, że widzieliście, co się stało – powiedział Dean, a ich spojrzenia tylko potwierdziły jego słowa. – Musiałem wyrwać się z Norwich. To było... nieprzyjemne. – Spojrzał z udawaną bezradnością na ojca. A może tak naprawdę wcale jej nie udawał. Sam już nie wiedział. – Nie wiem, co mam teraz zrobić.
Jego ojciec przy stole wyglądał bardziej jak osoba, która spędza pół dnia na kanapie z puszką piwa w dłoni, niż jak przywódca kraju. Nigdy by mu się do tego nie przyznał, ale podczas wyborów, zamiast na swojego ojca, zagłosował na jedną z jego rywalek.
– Przykro nam – odezwała się Andrea, ujmując dłonie Deana we współczującym uścisku. – To musi być dla ciebie trudne. Jeśli jest coś, co możemy dla ciebie zrobić, wystarczy, że zapytasz. Jesteśmy tu dla ciebie.
Dobrze udawała współczucie albo nie wiedziała, co zrobił Arthur. Dean bardziej skłaniał się do drugiej opcji. Ojciec nie mówił jej o wszystkim. O decyzji wysłania syna do Akademii powiadomił żonę na dwa dni przed jego wyjazdem. Nie zdziwiłby się, gdyby okazało się, że bez jej wiedzy próbował pozbyć się jego chłopaka.
– Od razu wiedziałem, że z tym chłopakiem będą same kłopoty. – Nie wydawał się szczególnie przejęty złamanym sercem Deana; z radosnym uśmiechem pochłaniał bajgle jeden po drugim. – Przynajmniej miał na tyle taktu, żeby powiedzieć ci prawdę, a nie dalej w to brnąć. Ludzie, którzy cię oszukują i ukrywają prawdę to najgorszy typ.
Ty też jesteś takim typem, chciał powiedzieć szatyn, ale się powstrzymał. Jeszcze nie. Wytknie mu wszystko później, gdy dotrze do sedna sprawy albo zostanie nakarmiony jeszcze większą ilością kłamstw.
– Wydawało mi się, że go lubiłeś.
Arthur wykrzywił usta w grymasie. Kawałek sera z bajgla został mu na kąciku ust. Dean wskazał to miejsce, a mężczyzna szybko wytarł ser w serwetkę.
– Ty go lubiłeś. Ja chciałem go lubić. Chłopak od początku wydawał mi się podejrzany.
– Ale o co dokładnie ci chodzi? – drążył Dean.
Chciał odpowiedzi od ojca. Zamiast tego otrzymał ją od matki.
– Wydawał się dość nieśmiały – powiedziała, patrząc to na męża, to na syna. – Podejrzany, Arthurze? Po prostu nie wiedział, jak się zachować.
Ojciec prychnął.
– Nie był dość dobry dla naszego syna – odezwał się do niej. Nie ukrywał swojej pogardy. Z odrazą popijał poranną herbatę (czarną jak jego dusza). – Zasługuje na kogoś lepszego niż tego kłamliwego nieudacznika.
Ałć. Zdecydowanie nie powtórzy tego Teddy’emu. Nigdy nawet mu przez myśl nie przeszło, żeby nazwać go nieudacznikiem. Kłamliwym, może, ale nieudacznikiem nigdy. Dostał się do jednej z najlepszych szkół w kraju. I co z tego, że jej nie skończył? I jakimś cudem udawało mu się przeżyć 19 lat w domu z panią Moon, która raczej nie należała do najłatwiejszych do zadowolenia kobiet. Sam siebie mógłby nazwać nieudacznikiem, ale Teddy’ego nigdy,
– Nie lubiłeś go, bo uważałeś go za nieudacznika? Bo nie był „dość dobry” dla mnie?
Spojrzenie jego matki mówiło, żeby uważał na słowa. Dawno nikt się w tej rodzinie nie kłócił i pewnie wolała, żeby tak zostało. Dean również, ale ojciec nie dawał mu wyboru.
– Bez problemu znalazłbyś sobie kogoś lepszego – mruknął Arthur, kończąc śniadanie. Wypowiadał te słowa z takim samym przekonaniem jak za każdym razem, gdy powtarzał na spotkaniach politycznych, że warunki w ich kraju wkrótce się poprawią. – Kogoś, kto nie okłamywałby cię na każdym kroku. Zdradził cię, a do takiego ruchu posuwają się tylko największe szumowiny.
– Arthur – upomniała go Andrea.
Machnął na nią ręką.
– Taka jest prawda. Bez niego będzie ci lepiej. Możesz tutaj zostać, jeśli chcesz – zaproponował Arthur. – Zawsze będziemy mieć dla ciebie miejsce.
Chodziło mu tylko o to, żeby Dean tam został. Najpierw się go pozbyli, bez większych problemów zgodzili się, by przeniósł się do Luton, bo to było akurat dobre dla jego sytuacji. Lepiej było pozbyć się problematycznego syna niż narazić się, że zrobi coś jeszcze i będzie nieodwracalną skazą na jego karierze. Teraz chciał, żeby wrócił, bo okazało się, że może wcale nie jest taki zły.
Ale był. I ojciec miał się o tym przekonać w okropny sposób, bo tylko dzięki temu Dean zazna chociaż odrobinę satysfakcji.
– Co ja miałbym tu robić? – zapytał sceptycznie.
– Możesz mi dzisiaj towarzyszyć, to się przekonasz.

***

Nie mógł się zmusić, żeby wejść do domu. Stanęli z Sebastianem przed bramą i przez kilka minut oglądali z daleka dom, który jeszcze jakiś rok temu należał do jego dziadków, a teraz zajmował go Levi. Był dość spory i zadbany, przypominał te domy, które w horrorach są sprzedawane za zdecydowanie zbyt niską cenę, bo kryją się w nim demony. Zdecydowanie przypominał dom z horroru, ale był nieco ładniejszy. I rzeczywiście mieszkał w nim demon. O imieniu Levi.
Zamiast odwiedzić brata, pojechali do Hotelu Kellett, którego właściciele prawdopodobne byli miłośnikami wyścigów konnych. Ten hotel miał zdecydowanie zbyt wiele ozdób z końskimi motywami.
Mimo że spali na dwóch oddzielnych łóżkach, jakimś sposobem Sebastian wylądował obok Teddy’ego na jego łóżku. Jak tylko Teddy go zauważył, od razu go zrzucił, co skończyło się jękami i narzekaniami Sebastiana, ale także odzyskaniem swojego łóżka przez Teddy’ego.
Spędzał walentynki w pokoju hotelowym razem z kumplem, zamiast swoim chłopakiem. I tak mieli ich nie obchodzić, jednak wolałby spędzić je w towarzystwie Deana, nie Sebastiana.
– Nie musisz przypadkiem spotkać się ze swoją dziewczyną? – zapytał Sebastiana, szukając czegoś do ubrania.
Sebastian wzruszył ramionami. Teddy nie wiedział zbyt wiele o jego dziewczynie poza tym, że jakąś miał i chyba miała imię zaczynające się na V. Violet? Vienna? Vasilisa? Nie, żadne z nich nie wydawało się poprawne. Sebastian był otwarty, jeśli chodziło o wszystko, tylko nie jego życie miłosne.
– Co jest? – zapytał znów. Utkwił wyczekujące spojrzenie w Sebastianie, oczekując jakiejś odpowiedzi. – Powiedz mi. Możesz mi powiedzieć. I tak nie przekażę dalej, bo nie mam nawet komu.
– Co mam ci powiedzieć? Między mną a Vi jest świetnie. Nie musisz się o to martwić. Ostatnio mieliśmy najlepszą randkę w historii. Lot balonem – ożywił się. – My w górze, a pod nami całe miasto. Zrobiłem kilka dobrych zdjęć. A potem zabrałem ją na degustację wina. Dzisiaj i tak bym się z nią nie spotkał, bo jest w Manchesterze.
Znowu Manchester. Czy wszyscy tam jeździli? Tak, miasto należało do całkiem ładnych i znalazło się tam wiele ciekawych rzeczy do roboty, ale przecież było tak wiele innych miast.
– Jest w Manchesterze? Co ona tam robi?
– Uczy się – odpowiedział krótko Sebastian.
– Studentka?
– Prawie. Za osiem miesięcy idzie na studia.
Teddy poukładał sobie to w głowie. Uczy się. Ale nie jest na studiach. Dopiero za osiem miesięcy pójdzie na studia, co znaczyło, że musiała być w ostatniej klasie szkoły średniej. Więc albo nie zdała w którejś klasie, albo miała 18 lat. A Sebastian 25. Co dawało 7 lat różnicy między nimi.
– Och – szepnął Teddy i jakimś sposobem powstrzymał się przed krzywieniem się. 7 lat różnicy to było dość sporo. – Nie no, cieszę się, że sobie kogoś znalazłeś, ale nie uważasz, że jest trochę młoda?
– Ma osiemnaście lat, nie dwanaście. Do niczego jej nie zmuszam.
– Ale... To nadal... – Nie wiedział, co ma powiedzieć. W pewnym sensie Sebastian miał rację. Skoro dziewczyna miała już osiemnaście lat, mogła robić, co jej się żywnie podobało, ale to wciąż wydawało się lekko nieetyczne. – Dobra, nieważne.
Założył szybko czarną koszulkę z nadrukiem z głową niebieskiego wilka oraz ciemne dżinsy. Miał na nich kilka plam od farby, których wcześniej nie zauważył. Mimo to, wyglądały na tyle przyzwoicie, że mógł w nich wyjść do ludzi. Nie miał wielkiego wyboru.
Sebastian z cichym westchnieniem stanął obok niego. Położył Teddy’emu dłoń na ramieniu, spoglądając mu w oczy z pewnym wahaniem. Stracił typową dla siebie pewność siebie.  
– Pójdziesz do niego dzisiaj czy sobie darujesz i wracamy?
Nie mógł sobie tak łatwo darować. Oddałby wszystko, żeby tylko zapomnieć o osobach, z którymi stracił kontakt. Które odrzucił. Które odrzuciły jego. Ale był już na miejscu. Obiecał Deanowi, że chociaż spróbuje. Nie mógł się teraz wycofać, skoro był tak blisko.
Dla Deana.
– Pójdę. Chcę mieć to już z głowy.
Sebastian się uśmiechnął. Puścił Teddy’ego, po czym ruszył do drzwi.
– Będę trzymał kciuki, żeby wszystko dobrze się ułożyło. Chodźmy.

***

Pół dnia łaził z ojcem po spotkaniach. Arthur pokazywał mu, jak wygląda typowy dzień polityka, starając się brzmieć przy tym zachęcająco i tak, jakby ta praca była najlepszym, na co Dean mógłby trafić. Nie istniało nic cudowniejszego niż zajmowanie się problemami innych ludzi i ciągłe wysłuchiwanie narzekań, że robi się coś nie tak. Rzeczywiście brzmiało zachęcająco.
Kilka razy udało mu się przywołać temat Teddy’ego. Wciąż udawał rozżalonego chłopaka ze złamanym sercem. Może w pewnym sensie nim był. Ale to nie Teddy był odpowiedzialny za ranę, a jego ojciec. Rana zadana przez członka rodziny cięła głębiej i bolała znacznie mocniej.
Podczas tych kilku godzin zdążył usłyszeć, że ma szansę na rozwój swoich talentów. Że ma zadatki na świetnego mówcę, jeśli tylko poświęci trochę czasu na ćwiczenia. Że mógłby coś zmienić w świecie. Że ma tam szansę się rozwinąć. Bo przecież hańbą byłoby pozwolić mu nadal pracować w szkole, gdy mógłby zająć miejsce gdzieś wyżej.
Drażniły go słowa ojca. Gniew powoli się w nim kumulował i czekał tylko na odpowiedni moment, żeby wszystkie gorzkie słowa, jakie nasuwają mu się na myśl.
Arthur mówił o nim tak, jakby ani trochę nie obchodziło go, co on czuje. Zdawał się nie zdawać sobie sprawy z tego, że Dean wcale nie chce zajmować się tym, co on. Że chce móc być sobą i wykonywać to, co mu się podoba. A aktualnie podobała mu się praca w szkole, kochanie Teddy’ego oraz mieszkanie w Norwich. Za nic by tego nie oddał.
Aktualnie byli na jakimś spotkaniu odnośnie równości w kraju. Starał się słuchać tego, co ludzie mówili, ale bez ustanku chodziły mu po głowie myśli o tym, jak chujowo zachował się jego ojciec. Chciał doprowadzić do zerwania związku jego i Teddy’ego, a to poważne przekroczenie granicy. Nie zamierzał puszczać tego płazem.
– Czy ktoś chciałby coś dodać? – zapytał Arthur do mikrofonu, kończąc swoją mowę.
Dean podszedł do niego. Nadszedł czas zemsty. Tyle czasu wszyscy obawiali się, że mógłby powiedzieć coś nie tak, że teraz było to jedynym, czego pragnął. Jego ojciec odsunął się o kilka kroków, dając mu dostęp do mikrofonu.
– Ja chciałbym coś powiedzieć – zaczął z uśmiechem. – Może to wiecie, może nie, ale nazywam się Dean Blackburn, a moim przedmówcą jest nie kto inny, jak mój ojciec. Zebraliśmy się tu dzisiaj z powodu równouprawnienia. Chciałbym opowiedzieć wam pewną historię.
Wszyscy patrzyli na niego z zainteresowaniem. Wyczekiwali kolejnych jego słów. Nawet Arthur puszył się dumnie, jakby chciał powiedzieć: „Patrzcie, to mój syn!”. Starał się nie myśleć o tym, że jego mowa jest właśnie pokazywana na żywo w telewizji i internecie.
– Od lat walczymy o wolność. O równość. O to, żeby inni ludzie przestali wytykać nas palcami, a zaczęli traktować jak takich samych jak oni sami. Dlaczego płeć jest taka ważna? Kobieta, mężczyzna, osoba. Wszyscy jesteśmy ludźmi. Każdy z nas jest inny, a zarazem taki sam. Dlaczego potrzebujemy feminizmu? Ponieważ kobiety są cudowne. Słyszeliście kiedyś o Hilary Clinton, Beyonce albo Oprah? Co je łączy? Są feministkami. Walczą o to, żeby kobiety przestały być traktowane przedmiotowo, żeby mogły zarabiać tyle samo, co mężczyźni i żeby mogły nosić to, co im się podoba i nie być przy tym wytykane palcami. To tylko kilka z wielu przykładów. Czego potrzebujemy poza feminizmem? Mógłbym gadać na ten temat godzinami. Należałoby wspomnieć o szacunku dla innych religii, osób o innym kolorze skóry i orientacji seksualnej, a także o odpowiednim traktowaniu osób chorych. Chętnie powiedziałbym coś więcej na każdy z tych tematów, lecz wydaje mi się, że zabrakłoby mi dnia, żeby wyznać wszystko, co leży mi na sercu.
Twarze osób przysłuchujących się mu wyrażały tak wiele emocji. Kilka wyglądało na oburzonych z jakiegoś powodu, jakby właśnie powiedział pierdoły wyssane z palca, a nie najprawdziwszą prawdę, z jaką muszą zmagać się ludzie, którzy nie są białymi katolickimi i heteroseksualnymi osobnikami płci męskiej, każdego dnia. Inni wpatrywali się w niego jak zafascynowani, a reszta czekała tylko na jego kolejne słowa.
Spojrzał na ojca. Wciąż stał obok niego i miał lekko uniesione brwi, jednak wciąż biła od niego duma. Mówił dalej.
– Czas na moją historię. Może powinienem zacząć od tego, że nie będzie ona przyjemna – powiedział głośno i pewnie. Nie pamiętał, kiedy ostatnio czuł się równie pewny siebie, co w tym momencie. – Jestem gejem. To nie jest żaden sekret. Sekretem również nie jest to, że mam chłopaka. No, może miałem. To skomplikowane. Jest Azjatą i kocham go od dnia, w którym po raz pierwszy go spotkałem. Odkąd zacząłem się z nim umawiać, uderzyło mnie to, jak homofobiczny i rasistowski może być nasz kraj. Wiele razy usłyszałem nieprzyjemne słowa od ludzi, których nie mogę powtórzyć, ponieważ zabronili mi tutaj przeklinać, ale możecie bez problemu domyśleć się, o co mi chodzi. – Był zdziwiony, że nikt jeszcze nie próbował odebrać mu mikrofonu albo go nie wyciszył. – Nasz związek nie należał do najłatwiejszych. On został wyrzucony z domu za to, że się ze mną spotykał. Jak bardzo uprzedzonym trzeba być, żeby tak po prostu wyrzucić własne dziecko z domu za to, że kocha nie tą osobę, którą, według nich, powinien? Ale to nie koniec. Dwa dni temu, w dniu, gdy miałem zamiar mu się oświadczyć, zostaliśmy zmuszeni się rozstać. Dlaczego? Powód jest tak idiotyczny, że samemu trudno było mi w to uwierzyć. – Spróbował się zaśmiać. Wyszło z tego coś bardziej zbliżonego do pogardliwego prychnięcia. – To wszystko dzięki mojemu ojcu, a naszemu kochanemu premierowi.
Dopiero teraz spojrzał znów na Arthura. Już i tak powiedział zbyt wiele, by się wycofać. Arthur zrobił krok w jego stronę, a jeszcze przed chwilą wyczuwalna w powietrzu duma całkowicie wyparowała. Marszczył gniewnie brwi, próbując jednak przy tym zachować twarz. Uśmiechał się do kamer, jakby Dean właśnie opowiedział jakiś dobry kawał, a nie oskarżył go o rozbicie swojego związku.
Dobrze wiedział, że gdyby ktoś chociaż próbował mu przerwać albo go uciszyć, i tak skończyłoby się to jego wygraną. Mogą powiedzieć, że jest niezrównoważony psychicznie, ma złe informacje, kłamie. Mogą powiedzieć cokolwiek, ale on wiedział, co było prawdą i miał na to dowody – chociażby same rozmowy telefoniczne czy esemesy.
– Uznał, że ten chłopak nie jest dla mnie dość dobry. Że zasługuję na coś więcej. Najwyraźniej wciąż żyjemy w czasach, gdy młodzi ludzie nie mają nic do powiedzenia na temat swoich uczuć, a małżeństwa są aranżowane dla pieniędzy i prestiżu. Kazał mu ze mną zerwać. Wszystko to po to, żebym się tu pojawił i zrobił coś ze swoim życiem, bo podobno się marnuję. Robię to, co mi się podoba. Rano z radością wstaję z łóżka, budzę się obok miłości mojego życia i spędzam dzień robiąc to, co sprawia mi przyjemność. Osobiście uważam, że tak powinno być. Że ludzie powinni żyć w szczęściu, a nie robić coś tylko dlatego, że według innych osób jest to dla nich odpowiednie. Wracając do mojej historii, niedługo później zerwaliśmy. Chociaż nie tak naprawdę. Udaliśmy, że zrywamy tylko po to, żeby zobaczyć, co zrobi mój ojciec. I wiecie, co zrobił? Wciąż powtarzał, jaki to ten chłopak był okropny i starał się wkręcić mnie w politykę, chociaż wielokrotnie mu powtarzałem, że nie chcę się tym zajmować. Mój ojciec próbował zrujnować mój związek. To chyba dobry przykład nietolerancji, prawda? Tak nie podobała mu się osoba, którą sobie wybrałem, że aż postanowił sam się jej pozbyć... Do tej pory broniłem swojego ojca zawsze, gdy ktoś mówił, że nie zasłużył na to, co posiada. Że nie jest dość dobry. Stawałem po jego stronie, ponieważ uważałem, że czegokolwiek by nie robił, robi to z dobrych powodów. Dzięki temu, co zrobił, zmieniłem zdanie. Koniec bronienia go. Nadszedł czas prawdy. To chyba wszystko, co miałem do powiedzenia – powiedział, pochylając się nad mikrofonem. Zerknął na ojca. – Teraz chciałbym pojechać do swojego domu, gdzie czeka na mnie mój chłopak. Tymczasem, proszę. – Wskazał dłonią Arthura, który z każdą mijającą sekundą wydawał się coraz bardziej niepewny. I zdenerwowany. – Tłumacz się przed ludźmi. Jeśli masz mi coś do powiedzenia, to zostaw mi wiadomość. Dziękuję – powiedział jeszcze do mikrofonu i się oddalił, zostawiając Arthura na pastwę mediów. Dawno nie czuł tak wielkiej satysfakcji.
Skoro miał wytknąć ojcu, co zrobił, dać mu jakąś nauczkę, to taką, jakiej do końca życia nie zapomni. Takim typem człowieka był Dean – wszystko musiało zostać zrobione spektakularnie.
Zostało mu tylko zabranie kotki z rezydencji i powrót do Norwich. I przygotowania do drugiego podejścia do oświadczyn.

***

Nacisnął dzwonek. Dom z bliska wydawał się jeszcze większy niż mu się wcześniej wydawało. I mniej przerażający. Głównie przez to, że na drzwiach frontowych wisiało serce zrobione ze sztucznych różowych kwiatów.
Sebastian stał obok niego, gotów w każdej chwili dodać mu otuchy.
Nie musieli długo czekać. Nie minęły dwie minuty, a w drzwiach pojawił się niewiele starszy od Teddy’ego mężczyzna w okularach. Jak tylko zauważył stojącego na werandzie Teddy’ego, zbliżył się do niego i mocno go przytulił.
– Hej, Teds. – szepnął. – Nawet nie wiesz, jak długo czekałem na ten moment.
Odsunął się od Leviego. To przywitanie było całkiem miłe. Znacznie milsze niż się spodziewał. Oczekiwał raczej szatańskich rytuałów, nie uścisków.
Levi skinął głową na Sebastiana, a Teddy szybko powiedział:
– To Sebastian, przyjaciel. Był na tyle miły, że mnie tu przywiózł.
Levi i Sebastian podali sobie ręce, witając się przy tym krótko.
– Naprawdę nie spodziewałem się, że jeszcze kiedyś cię zobaczę – wykrztusił w końcu Levi, zapraszając ich do środka domu. – Tym bardziej, że nie było cię w domu na święta.
– Raczej nie jestem tam mile widziany.
– Lia mówiła, że matka wyrzuciła cię z domu. Naprawdę nie sądziłem, że mogłaby się do tego posunąć... Tylko dlatego, że zacząłeś chodzić z Deanem.
Levi zaprowadził ich do salonu. Pokój urządzony był dość nowocześnie, co kontrastowało z wyglądem zewnętrznym domu, który wskazywał na bardziej klasyczne wnętrze. Ale Levi zawsze robił wszystkim na złość i nie poddawał się temu, co być powinno, tylko robił to, co sam chciał.
– Kiedy już myślisz, że świat zaczyna iść w dobrym kierunku, a pod twoim nosem dzieją się taki rzeczy. – Westchnął Sebastian, siadając na limonkowej kanapie.
Do salonu z uśmiechem weszła kobieta, której Teddy na pierwszy rzut oka nie poznał. Miała sięgające ramion jasnofioletowe włosy, kolczyk w wardze i kwiatową sukienkę, której trudno byłoby nie zauważyć nawet z kilometra.
Tina.
Ale to nie jej sukienka ani włosy, ani kolczyk przykuły jego największą uwagę, tylko jej brzuch. Tym razem była w prawdziwej ciąży. Albo znacznie przytyła, ale to wyglądało Teddy’emu na ciążę.
Jego następne pytanie było skierowane do Leviego. Czuł, że już w ogóle nie wie, co się dzieje w jego otoczeniu.
– Co tu się stało?

4 komentarze:

  1. Za miesiąc to optymistyczna data.
    Uwielbiam przemowę Deana i żałuję tylko, że nie dowiedziałam się, co później się stało z jego ojcem. Niech odwołają go z pozycji premiera czy coś. Na co ludziom ktoś taki.
    W sumie to nie wiem, czemu Teddy tak bardzo obawiał się tej wizyty u Leviego. Okej, nie widzieli się od dawna, ale rozstali się w pokoju, z tego co pamiętam. No, poza tą aferą ze ślubem... no dobra, może jednak nie. Ale nadal.
    Chociaż w sumie ciąża Tiny mnie nie dziwi.
    Wracając do Deana, jestem ciekawa reakcji jego matki. Jestem skłonna uwierzyć w to, że nie wiedziała, a dowiadywanie się w taki sposób może być nieprzyjemne. Well, ona też powinna go opieprzyć. I odwołać z pozycji męża, tak na przykład.
    Czekam na kolejny rozdział, odpowiedzi na moje pytania i oświadczyny.
    Weny!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardziej realistyczną byłoby za pół roku.
      Pisanie tej przemowy dało mi ogromną satysfakcję. Mogłam w końcu jakoś przekazać chociaż fragment tego, co chcę wytykać ludziom każdego dnia.
      Może od razu niech wszyscy razem pójdą z pochodniami i zabiją Arthura? I może Artura też.
      Już wkrótce wszystko się wyjaśni!!
      Wzajemnie!!

      Usuń
  2. Ej, zdążyłam w równe dwa tygodnie. Dziękuję za dedykację. Chyba mogę stwierdzić, że to mój ulubiony rozdział.
    Dean jest cudowny. Jego przemówienie ujęło mnie za serce, podobało mi się.
    Co jest nie tak z Levim? Chyba inaczej go zapamiętałam. Tym razem to będzie jego dziecko?
    Arthur, eh. Na jego temat to się nawet nie wypowiem.
    Weny! Niech ziemniaki będą z Tobą!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Udało Ci się wcześniej, niż oczekiwałam, łał.
      Jak się kiedyś dostanę do światowej telewizji, to walnę ludziom podobne. Potrzebujemy tego w świecie.
      Nie, to będzie dziecko kosmitów. Tina za dużo wyglądała przez teleskop. Nie grałaś nigdy w simsy?
      Wzajemnie!! Nadal czekam na październikowy (??) rozdział!!

      Usuń