sobota, 2 grudnia 2017

Shit, maybe I miss you

Po co polskie tytuły.
+ułożyłam Teanowi nową playlistę. To nie tak, że macie jej posłuchać, ale macie to zrobić. *link*

13 lutego

Nawet, jeśli w pewnym sensie wygrali, oszukując pana Blackburna, ciężko było im rzeczywiście to odczuć. Nie czuli, jakby wygrali. Robiąc to, Teddy wplątywał się tylko w kolejne, jeszcze większe kłamstwo. I do tego strasznie idiotyczne, bo nawet, jeśli im się uda, to ojciec Deana wciąż może zniszczyć mu życie.
Odkąd Teddy przyznał się Deanowi do pocałowania Annie, ich stosunki się oziębiły. Był już całkowicie pewien, że to właśnie Deana kocha, jednak sposób, w jaki się o tym przekonał, zdecydowanie nie odpowiadał jego chłopakowi.
Pocałował Annie, by sprawdzić, czy wciąż coś do niej czuje. Powinien znać swoje uczucia, wiedzieć, że odpowiedź na to pytanie brzmi „nie” bez żadnych głupich testów. Ale on i tak to zrobił. Nawet nie próbował wmawiać Deanowi, że to tylko zwykły nic nieznaczący pocałunek. Wiedział, że było inaczej. Że zdradził go tym pocałunkiem.
Jeszcze zanim ją pocałował, to już wiedział, że będzie tego żałował, a mimo to, nie powstrzymał się. Teraz musiał za to zapłacić i, chociaż cholernie go to bolało, zgadzał się na to. Byłoby zbyt pięknie, gdyby Dean tak po prostu mu wybaczył i wrócili do tego, co było między nimi. Ale jego życie nie było piękne. Dean rzeczywiście mu wybaczył, bo był cudownym facetem, ale zachowywał pewien dystans. Żaden z nich nie wspominał o tym, co się zdarzyło 11 lutego, unikali tego tematu jak ognia. Ani razu nie padło również imię dziewczyny. Może to i lepiej.
Teddy spotkał się z nią dwa dni po ich pocałunku. Nalegała na to spotkanie, a on chciał mieć to jak najszybciej za sobą. Chciał również wyrwać się z domu, żeby nie musieć znosić niezręcznej ciszy między nim a Deanem.
Szybko wciągnął na siebie kurtkę i wyszedł z mieszkania. Dean nawet się z nim nie pożegnał. To była tylko kolejna rzecz, jaka zabolała go tamtego dnia. A dopiero się zaczął.
Annie czekała na niego pod swoim hotelem. Niedługo miała odjeżdżać razem z Dylanem. Z jakiegoś dziwnego powodu się zawahał. Z trudem stawiał kolejne kroki, zbliżając się do niej.
Zawsze witali się uściskiem. Zawsze, ale nie dzisiaj. Gdy się do niej zbliżył, ona dyskretnie wycofała się o dwa kroki, zachowując między nimi dystans.
– Stało się coś? – zapytał. Niewątpliwie coś było nie tak.
Uniosła głowę i na niego spojrzała. Dopiero wtedy zauważył, jak niska była. Musiała lekko zadzierać głowę, by móc nawiązać z nim kontakt wzrokowy. To byłoby nawet urocze, gdyby nie wpatrywała się w niego z bólem, a może nawet gniewem.
– Teddy, wiesz, że naprawdę cię lubię, prawda?
Nie wiedząc, dokąd zmierza ta rozmowa, kiwnął głową. Coraz bardziej zastanawiało go to spotkanie. Dlaczego mówiła mu takie słowa? Lubił ją, a ona lubiła jego. Przyjaźnili się. To było przecież oczywiste.
– Robię to dlatego, że cię lubię – powiedziała, opuszczając wzrok. Zdawała się mówić bardziej do siebie niż do niego. – Chociaż naprawdę nie chcę... Myślę, że nadszedł czas, żebyśmy to zakończyli.
Te słowa uderzyły go jak grom z jasnego nieba. Spodziewał się chyba wszystkiego, ale nie tego. Przez kilka minut stał przed nią, zastanawiając się, co ona tak właściwie powiedziała i jak powinien na to zareagować.
– O czym ty mówisz? – wydukał w końcu. Powiedzenie tych kilku słów sprawiło mu większy trud niż jakiekolwiek inne słowa, które w życiu do niej wypowiedział.
 – Nie zauważyłeś, że za każdym razem, jak się spotykamy, to dzieje się później coś złego? Masz problemy z Deanem, a ostatnio jeszcze mnie pocałowałeś. Nie możemy tego dłużej ciągnąć. Twój chłopak mnie nie lubi, to mogłabym bez problemu znieść, ale wszystko się komplikuje, kiedy mamy się w grupie spotkać. Po tym, co się ostatnio stało, chyba nie będę potrafiła spojrzeć Deanowi w twarz przez długi czas. I tobie, Teddy.
– Mi? – wymsknęło mu się. Wcale nie chciał jej przerywać, ale nie potrafił się powstrzymać.
– Tak, tobie. Pocałowałeś mnie. Mam chłopaka, a ty dobrze o tym wiesz. Zresztą, ty też masz chłopaka. To jego powinieneś całować, nie mnie. Sprawy się... skomplikowały. Cholera, Teddy, czy naprawdę musiałeś to zrobić?
Nie musiał. Ale i tak to zrobił. Wszystko przez niepewność swoich uczuć. Nie wiedział, jak na to wszystko zareagować, więc tylko zakrył usta dłonią. Nawet nie zauważył, kiedy w jego oczach pojawiły się pierwsze łzy, a kilka z nich już zjeżdżało po jego policzkach.
Czuł się bardziej żałosny niż kiedykolwiek. Jeśli to w ogóle było możliwe.
– Przepraszam – szepnął, po czym powtórzył to jeszcze z dziesięć razy. – Tak strasznie mi przykro.
Pewna część jego umysłu chciała, żeby teraz do niego podeszła, przytuliła i powiedziała, że wszystko będzie w porządku. Racjonalna reszta odpowiedziała, że to się nie wydarzy, że nie powinien nawet tego pragnąć, a on wiedział, że to prawda. Bo ona nie zbliżyła się nawet o krok.
 – Nie chcę tego robić, ale oboje dobrze wiemy, że to konieczne – dodała, a on chciał się z nią spierać. Nie pozwoliła mu na to. Uniosła dłoń do góry, uciszając go, zanim w ogóle zdążył się odezwać. – Ta przyjaźń nie wyjdzie nam na dobre. Mieszkamy na dwóch różnych końcach kraju. Spotykamy się coraz rzadziej, a z każdym spotkaniem jest tylko gorzej. Przyznaj w końcu, że się od siebie oddaliliśmy.
Może i miała rację. Rzeczywiście spotykali się już tylko raz na miesiąc albo rzadziej. Przeważnie rzadziej. Z każdym ich zejściem się mieli coraz więcej do nadrobienia. Po jakimś czasie stało się to nużące, ta ciągła niewiedza, co dzieje się z daną osobą każdego dnia. Może po prostu bał się do tego przyznać.
Otarł łzy z policzków rękawem. Zbyt łatwo się rozklejał. 
– Czyli to pożegnanie? – zapytał Teddy, starając się zahamować łamanie się głosu.
Odcięcie się od jakiejś osoby tylko z pozoru wygląda na proste. Przestać rozmawiać, unikać na ulicach, udawać, że nie widzi się tej osoby. Jeszcze nie zaczął, a już czuł, że będzie to niezwykle trudne. Nie da się kogoś całkowicie usunąć ze swojego życia. Pozostaną wspomnienia, zarówno te dobre, jak i te gorsze. Pozostanie wryty w jego głowę dźwięk jej głosu. Pozostanie lista rzeczy, jakie już zawsze będą mu się z nią kojarzyć.
– Nadszedł czas – powiedziała, a jej głos również się załamał, jakby ona też powstrzymywała łzy. Może i tak było. – Będę za tobą tęsknić, Teddy. Ale tak będzie lepiej dla nas obojga.
Czy rzeczywiście będzie lepiej? Straci ostatnią osobę ze swojego starego życia, jaką jeszcze uznawał za przyjaciela. Poza Annie, nie miał już nikogo. Z Dylanem i resztą paczki nigdy tak naprawdę nie był blisko. Z rodziną już prawie nie rozmawiał, nie licząc sporadycznych esemesów od Lii. Gdy ona odejdzie, zostanie mu już tylko kilka osób. Zostaną mu tylko Dean, Sebastian i Myosotis. Ale jeśli Dean także postanowi odejść, to nie będzie miał już nikogo. To on wziąłby kotkę, bo Teddy dobrze wiedział, że był zbyt nieodpowiedzialny, żeby się nią samemu zająć.
– Żegnaj, Annie.

***

Miał nadzieję, że to koniec złych wydarzeń tego dnia. Jego nadzieje zostały zabite przez Deana zaraz po tym, jak wrócił do ich mieszkania. Nie zdążył nawet mu opowiedzieć, po co wyszedł i co powiedziała mu dziewczyna.
Jego chłopak stał oparty o bok kanapy. Miał na sobie czarną skórzaną kurtkę, która wyglądała na ciepłą i dodawała mu buntowniczego wyglądu. Założył także czerwony szalik i dopasowaną czapkę. Obok niego stała średniej wielkości walizka, cała zapełniona. Wyglądał, jakby miał zamiar gdzieś jechać. Bo on ma zamiar wyjechać, uświadomił sobie Teddy.
– Wyjeżdżasz? – zapytał go Teddy, niepewnie się zbliżając. Wciąż nie był pewien na czym stoją.
Dean przywołał go do siebie gestem dłoni. Posłusznie podszedł bliżej, a szatyn otoczył go ramionami. Zamknął go w mocnym uścisku i szepnął:
– Jadę do Londynu – powiedział i tak samo jak wcześniej Annie, nie dał sobie przerwać. Ale zamiast uciszyć Teddy’ego dłonią, on go pocałował. – Skoro zaczęliśmy już całą tę grę, wypadałoby ją zakończyć. Będę tam może ze dwa, najwyżej trzy dni.
Czyli Dean także miał zamiar go zostawić. Na szczęście tylko na kilka dni. Wciąż, Teddy nie do końca rozumiał, dlaczego on tak właściwie chciał jechać do Londynu. Tego dnia w ogóle niewiele rozumiał.
– Po co? Czy nie powinniśmy teraz siedzieć razem i cieszyć się, że nam się udało. – Chciał zażartować, ale wyszło mało przekonująco.
Dean nawet się nie uśmiechnął.
– Muszę się z nim skonfrontować. – Teddy domyślił się, że „nim” jest ojciec Deana. – Chciał, żebym przyjechał do Londynu. Nawet domagał się, żebyś ze mną zerwał, żebym tylko tam wrócił. Dowiem się, po co, a potem wszystko mu wytknę. Nie będzie mi dyktował, z kim mam się umawiać, a z kim nie... I później mu powiem, że nie zostanie zaproszony na nasz ślub.
Wtedy Teddy’emu przypomniało się, że Dean chciał mu się wczoraj oświadczyć, a on wszystko zepsuł swoim wyznaniem. Czy aby na pewno zepsuł? Lepiej, żeby dowiedział się o wszystkim od Teddy’ego, nie swojego ojca. I całkiem nieźle to przyjął, a przynajmniej tak wydawało się Teddy’emu. Jak widać, wciąż planował poślubić Teddy’ego, więc może wcale nie było tak źle.
Na ich weselu pojawiliby się pewnie głównie przyjaciele Deana i może jakaś jego dalsza rodzina. Jeśli chodziło o Teddy’ego, to teraz nie miał już za bardzo kogo zapraszać. Może wysłałby zaproszenie Lii, ale na tym koniec. Zaprosiłby też swoją córkę i zrobił z niej dziewczynkę od kwiatów. Kotka pewnie wywaliłaby wszystkie kwiatki w jednym miejscu, ale niewątpliwie wyglądałaby uroczo.
– Czyli chcesz zobaczyć, co powie na nasze „zerwanie”? A potem powiesz mu, że tak naprawdę wciąż jesteśmy razem.
Zamiast powiedzieć „tak” czy w jakikolwiek inny sposób potwierdzić, Dean tylko ujął twarz chłopaka w ręce i kolejny raz go pocałował. To też było pewnego rodzaju potwierdzenie. Bardzo przyjemne, musiał przyznać Teddy.
– Może pojadę z tobą – zaproponował Teddy, kiedy się od siebie oderwali. – Żeby dotrzymać ci towarzystwa, podnieść na duchu czy coś.
– Nie, nie. Muszę to zrobić sam. To mój ojciec i to ja muszę się z nim uporać – odparł pewnie Dean. Po chwili ciszy dodał: A tak odchodząc od tematu... Kiedy już się pobierzemy, co z nazwiskami? Chętnie pozbędę się swojego, ale Dean Moon brzmi śmiesznie.
Nawet bawiło go to, że Dean brał ich ślub za pewnik. Jego zgodę. Tak właściwie, to nawet się jeszcze oficjalnie nie oświadczył. Miał zamiar, ale tego nie zrobił.
– Najpierw może się zaręczymy, co ty na to? Ale jeśli już miałbym wybierać, to nie wybrałbym żadnego z tych nazwisk. Zróbmy coś oryginalnego i oboje zmieńmy nazwisko. Blackmoon brzmi nieźle.
– Naszym nazwiskiem będzie nasz ship name? Blackmoon? Podoba mi się. Czarny księżyc. Prawie jak zaćmienie księżyca – powiedział z zachwytem Dean. Z każdym zdaniem jego oczy błyszczały jaśniej, a na ustach formował się coraz większy uśmiech. – Jeśli chodzi o zaręczyny, to wkrótce będziemy mieć to z głowy. Trzeba poczekać tylko na odpowiedni moment.
Teddy złączył swoje dłonie z dłońmi Deana. To był tak niewielki gest, a sprawił, że na policzki Teddy’ego wstąpił lekki rumieniec, który niweczył teorię, że nigdy się nie rumieni.
– Dlaczego nie możemy zaręczyć się tu i teraz? Mamy czekać na odpowiednią chwilę, która może nigdy nie nadejść? To głupie.
– To poczekajmy z tym chociaż do momentu, aż wrócę z Londynu i będzie spokojniej.
Zgodził się. A potem opowiedział mu o Annie. Nie sądził, że jego chłopak mocno przejmie się, że dziewczyna postanowiła zerwać ich kontakty. Dean go zaskoczył. Przytulił go jeszcze mocniej i zaczął go pocieszać. Dean nigdy nie lubił Annie, jednak potrafił powstrzymać się przed zachowaniem się jak ciul, gdy zniknęła z gry. Teddy to doceniał.
– Co ty na to – zaczął Dean, odgarniając mu włosy z twarzy – że kiedy ja pojadę do Londynu, to ty wybierzesz się do Doncaster? – Teddy’emu już nie podobał się ten pomysł. – Odkąd się wyprowadził, ani razu go nie odwiedziłeś. Chociaż spróbuj. Jak będzie bardzo źle, to wracaj.
– Nie chcę tam jechać. Na pewno nie sam. Jak na razie świetnie mi idzie unikanie go, czemu mam przestawać?
– Proszę cię. Może się ogarnął i jest już porządnym człowiekiem – powiedział, chociaż po jego minie wyraźnie było widać, że w to nie wierzy. – Możemy pojechać tam później, razem. Ale nie uważasz, że lepiej byłoby mieć to już z głowy? Sebastian na pewno chętnie się z tobą wybierze, jeśli nie chcesz jechać sam.
Żaden z nich nie wymówił imienia Leviego. Od czasu sprawy z Tiną, fałszywą narzeczoną w fałszywej ciąży, Teddy bardzo niechętnie mówił o bracie. I się z nim nie spotykał. A teraz jego chłopak chciał, żeby go odwiedził.
Zdecydowanie nie chciał jechać tam sam. Wyjazd z Deanem byłby najlepszy, chłopak dobrze na niego działał, potrafił bez problemu go uspokoić. Teddy miał przeczucie, że będzie tego potrzebował, jeśli musiałby kiedyś spotkać się z Levim. A Sebastian? Może jemu też by się udało.
– Nawet, jeśli zdecydowałbym się tam pojechać, to co niby miałbym mu powiedzieć? Cześć i wybacz za unikanie cię przez nie-wiem-nawet-ile miesięcy?
– Chociażby. Dowiedz się przynajmniej, czy wszystko u niego w porządku, zanim stamtąd uciekniesz.
– Nadal mnie nie przekonałeś.
Dean uśmiechnął się złośliwie. To nie mogło oznaczać niczego dobrego. Kolejny raz go pocałował.
– To był ostatni pocałunek, dopóki nie spotkasz się z bratem.
– To okrutne.
– Ważne, żeby działało.
I niestety podziałało. Dean by się nie poddał. Unikałby bliższych kontaktów, do czasu, aż Teddy wreszcie zgodziłby się wybrać do Doncaster. Nigdy się nie poddawał.
Postanowili, że Dean zabierze ze sobą Myosotis i zadzwonili po Sebastiana. Jak tylko Dean zakończył wszystko pakować do samochodu, pożegnał się z Teddym (krótkim uściskiem bez żadnych pocałunków) i odjechał.
Sebastian pojawił się po jakichś dwóch godzinach. Teddy zdążył w tym czasie spakować wszystko, czego będzie potrzebował w Doncaster. Nie było tego wiele – zaledwie kilka koszulek, dwie pary spodni, bielizna, ładowarka do telefonu i szczoteczka do zębów.
– Hej, koleś – przywitał się wesoło Sebastian. – Wsiadaj.
Zajął miejsce po stronie pasażera. Pierwszym, co uderzyło go (nie dosłownie) w wozie Sebastiana były zawieszone przy lusterku dwie małe przytulanki. Jedna była bezkształtną czarną kulką, a druga wyglądała trochę jak zmaltretowana biedronka. Wolał o to nie pytać. Radio, z którego leciały jakieś hiszpańskie piosenki, było całe czerwone i pasowało kolorystycznie do skórzanych siedzeń siedzeń. Sam Sebastian miał na sobie najbardziej kolorową hawajską koszulę, jaką Teddy kiedykolwiek widział na oczy. I wyglądał w niej całkiem dobrze, co było już całkowitym zaskoczeniem.
– Jesteś gotowy poznać mojego złego brata? – zapytał go Teddy, zapinając pas.
Sebastian spojrzał na niego spod zmarszczonych brwi.
– Myślałem, że to ty jesteś złym bratem.
– Dzięki.
I ruszyli, powoli oddalając się od Norwich. Rodzina Teddy’ego była porozbijana po całej Anglii. On mieszkał w Norwich – na wschodzie kraju, jego matka z siostrą w Luton – bardziej w okolicach środka, brat w Doncaster – na północy, rodzice Deana byli z Manchesteru – na zachód od Doncaster, ale aktualnie siedzieli w Londynie – na południu.
– Myślisz, że weźmie mnie za twojego chłopaka? – zastanowił się Sebastian. – Mogę udawać twojego chłopaka, jeśli chcesz.
– Nie, nie musisz. I raczej nie weźmie cię za mojego chłopaka, bo wie, że jestem z Deanem. Wiedział to, kiedy ostatnio się widzieliśmy, a to było dość dawno... Nieważne. Proszę, nie udawaj mojego chłopaka.
Sebastian wydawał się lekko urażony. Jego propozycja była całkiem miła, ale Teddy nie chciał dodawać do swojej kartoteki kolejnego kłamstwa. Jakiś papież kiedyś powiedział: „Nawet jeśli prawda może powodować zgorszenie, lepiej dopuścić do zgorszenia niż wyrzec się prawdy.” Ostatnio zgadzał się z tym bardziej niż kiedykolwiek.
– Czas pokonać swoje demony. 

5 komentarzy:

  1. Chyba dopiero ten rozdział uświadomił mi, jak beznadziejnie przedstawia się sytuacja Tedsa i jego rodziny. Faktycznie, gdyby nie Dean, nie miałby właściwie nikogo. Mam nadzieję, że kiedyś polepszą mu się stosunki z rodziną, może jest na to szansa przy spotkaniu z Levim (o którym zapomniałam, że istnieje).
    Uwielbiam maskotki Sebastiana. Też takie chcę.
    Annie zerwała przyjaźń z Teddy'm dokładnie wtedy, kiedy zaczęłam ją lubić. Czemu mnie to nie dziwi. I nie wiem, ale zrywanie przyjaźni jest trochę dziwne. Kto to robi? To trochę jak "byłeś dla mnie ważny, ale teraz mam cię gdzieś, możesz zdechnąć", tylko ubrane w ładniejsze słowa. Może wyolbrzymiam, ale dla mnie to tak zabrzmiało.
    Jestem ciekawa spotkania Deana z ojcem. I jego reakcji na wieść, że się jednak nie rozeszli.
    Weny!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też czasem zapominam, że Levi istnieje. Życie staje się wtedy prostsze.
      Bezkształtne kulki są najlepsze.
      Pocieszyć cię? Annie już się raczej więcej nie pojawi. Miała swój moment, ale trzeba wrócić do nie lubienia jej. Dla zasady.
      Wzajemnie!!

      Usuń
    2. Ada, skróć swoje komentarze, bo moje wyglądają przy twoich biednie.

      Usuń
  2. Kto to Levi?
    Ah, to ten brat Tedsa, który ostatni raz pojawił się kilkanaście rozdziałów temu.
    Czy Sebastian jest fanem Biedronki i Czarnego Kota?
    Głupia Annie, niech wyjeżdża i nie wraca.
    No to tego, jestem na bieżąco. Jeszcze Basil i będzie świetnie.
    Nie wyrobię się, prawda? Ehh

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możesz o nim zapomnieć. Sama bym chciała.
      Oczywiście, że jest fanem. Sebastian ma dobry gust.
      Dobrze ci idzie!

      Usuń