niedziela, 13 listopada 2016

Jak wykręcić się z rodzinnego spotkania

Lipiec, rok i 7 miesięcy wcześniej

Dylan: „To pijemy? Kto chętny? Tak na przywitanie wakacji.”
Annie: „Ja chętnie!”
Denerwował go dźwięk przychodzących powiadomień z grupy „party hard”, do której dodali go znajomi. Rzadko zgadzał się gdzieś z nimi wychodzić. Starał się znajdywać wymówki. Nie opuścił grupy z dwóch powodów: nie chciał, żeby wyszło na to, że ich nie lubi i dlatego, że chętnie przeglądał zdjęcia, jakimi się wymieniali.
Annie razem z Dylanem na ławce, ona przytulająca się do niego. Annie była śliczna. Dylan też był śliczny, ale nie aż tak jak Annie. Oboje mieli jasne włosy. Wyglądali na szczęśliwych. Była z nich całkiem ładna para, a raczej śliczna para. Teddy poczuł ukłucie zazdrości.
Następne zdjęcie, Annie w krótkiej sukience i z szerokim uśmiechem stojąca koło ogniska. Na ramionach miała zarzuconą męską kurtkę. Pewnie należała do Dylana.
Wyłączył powiadomienia i odrzucił telefon na drugi koniec łóżka. Znowu coś planowali. A on znowu się wykręci. Powie, że ma wyjazd albo że jest już umówiony.
Leżał na łóżku i wpatrywał się w sufit. Ręce miał złożone na piersi. Przymknął oczy, wyobrażając sobie wszystkie możliwe scenariusze, co mogłoby się stać, gdyby z nimi poszedł.
Jego matka byłaby szczęśliwa, że w końcu ruszył swój tyłek z domu. Przyjaciele nie zwróciliby uwagi na jego obecność na imprezie. W ciągu całego wieczoru wypowiedziałby tylko ze dwa zdania, bo nikt nie dałby mu dojść do głosu. Wszyscy inni piliby, bawili się, a on czułby się za nich odpowiedzialny. Bo nikt inny z grupy nie wykazywał chęci do bycia tym, który zadba, że wszyscy bezpiecznie wrócą do domów.
Wszyscy jego znajomi wracali ze studiów i rozpoczynali wakacyjną zabawę. Jego przerwa w nauce rozpoczęła się równo z zakończeniem zimowego semestru. Pojechał do domu i już nie wrócił kontynuować nauki podczas semestru letniego. Zrezygnował.
Grupa powstała, kiedy byli jeszcze kilka lat młodsi i musieli chować się po kątach, aby dorośli ich nie przyłapali na migdaleniu się do siebie i upajaniu się alkoholem. Zwykle spotykali się w domku za lasem, który należał do rodziny Dylana. Jego rodzice nie zaglądali tam zbyt często, co dawało im dobre miejsce do urządzenia spotkań.
Skład grupy był niezmienny. Dylan – typowy sportowiec i klasowy klaun, Annie – ta ładna i, o dziwo, również mądra, dalej były dwie dziewczyny, Bri i Ivy, ślepo podążające za Annie. Pojawiali się też kumple Dylana – Zeke i Henning, dwaj idioci, którzy potrafili tylko wyśmiewać się z innych i latać za piłką.
Kiedy już zdecydował się z nimi wyjść, nie robił tego z potrzeby zabawiania się, tylko dla czasu, który mógł spędzić koło Annie. Jak jeszcze byli w szkole, większosć lekcji mieli wspólne i zawsze siadali obok siebie. Ciągle starał się ją rozbawić, co nie podobało się nauczycielom, ale nie przeszkodziło mu w utrzymaniu statusu prymusa. Na przerwach udawał, że lubi jej przyjaciółki i próbował być dla nich miły. One albo robiły dokładnie to samo, albo rzeczywiście go lubiły.
Drzwi do jego pokoju bez ostrzeżenia się otworzyły. Do środka weszła jego matka. Mimo, że miała już czterdzieści lat, ludzie wciąż powtarzali, że wygląda na o połowę młodszą. Niektórzy nie potrafili uwierzyć, słysząc, że jest jego matką, a nie siostrą. Nie miała ani jednej zmarszczki, a przez ciuchy z Forever 21 wydawała się być młodsza niż była naprawdę. Ubierała się jak dziewczyny w jego wieku, a nie jak matki.
– Theodore, znowu się obijasz – Zmarszczyła brwi, krzyżując ramiona na piersi – Twój brat niedługo przyjedzie ze swoją narzeczoną. W końcu raczy nam ją przedstawić – mruknęła pod nosem. – Trzeba posprzątać w kuchni, zajmij się tym. Możesz przy okazji wstawić wodę na kawę. I nakryć do stołu.
Teddy jęknął przeciągle, wstając z łóżka. Zapomniał o odwiedzinach brata. Teraz rzeczywiście miał wymówkę, żeby nie iść na imprezę. Szczęście w nieszczęściu.
Przeczesał dłonią włosy, odgarniając do tyłu kosmyki, które opadły mu na twarz. Schował do kieszeni spodni telefon razem ze słuchawkami. Na koniec przeciągnął się i ruszył przez korytarz do kuchni.
Było to dość duże pomieszczenie utrzymane w jasnobrązowej tonacji z oknem zajmującym połowę prawej ściany. Na parapecie stało kilka kwiatków, głównie kaktusów. Każdy z innego rodzaju. Zaraz obok okna stała doniczka, a w niej kolejny kaktus niemal wzrostu Teddy'ego. Szafki zostały wykonane z orzechowego drewna, z kolei blaty były beżowe, a na nich poustawiane pełno brudnych naczyń. Gdzieniegdzie można było dostrzec plamy po jedzeniu. W najgorszym stanie była podłoga, pobrudzona przez przechodzących tamtędy ludzi. Były na niej okruszki, małe papierki, a nawet włosy.
Skrzywił się, zdegustowany.
Wziął do ręki komórkę i wetknął końcówkę słuchawek w odpowiedni otwór, a następnie włożył je sobie do uszu. Wybrał pierwszą lepszą z ułożonych przez niego playlist. W jego uszach rozległa się melodia jednej z piosenek Fall Out Boy.
Rozejrzał się po kuchni, zastanawiając się od czego powinien zacząć. Zrobił sobie w myślach wyliczankę. Podłoga, naczynia, śmieci. Śmieją się analfabeci. Zmiotka, zmywarka, kosz. Ważny jest każdy grosz.
Wyliczanka w niczym mu nie pomogła. W końcu zdecydował się najpierw załadować zmywarkę, aby zrobić nieco wolnego miejsca na blatach. Jeśli najpierw zamiecie, potem podczas ścierania brudu z blatów, coś mogłoby spaść na podłogę i musiałby zaczynać od nowa. A żeby móc wyczyścić blaty, musiał się wcześniej pozbyć przeszkadzających mu naczyń.
Blaty powoli zaczynały pustoszeć. Zadowolony wziął do ręki ostatni talerz i przed włożeniem go do zmywarki obmył go z wierzchu nad umywalką. Trzymając go jedną ręką, skierował się do stojącej obok maszyny. Jednak jego palce były mokre i śliskie od płynu do naczyń, co spowodowało, że talerz wyślizgnął mu się z ręki i upadł na podłogę, w spotkaniu z którą rozpadł się na małe kawałki.
– Cholera – syknął.
Schylił się, aby je pozbierać. To był błąd. Jak tylko dotknął jednego z kawałków, poprzecinał sobie skórę na dłoni. Z rany zaczęła sączyć się szkarłatna krew. Zostawił leżące odłamki na podłodze i przycisnął jedną dłoń do drugiej, próbując chwilowo zatamować krwotok.
Hałas przywołał do kuchni jego matkę, która tylko spojrzała na niego z dezaprobatą. Wzięła leżącą na lodówce przy wejściu apteczkę i pomogła mu zdezynfekować i opatrzyć ranę.
– Nie możesz chociaż jednej rzeczy zrobić porządnie? – mruknęła ze złością.
Wymamrotał ciche ‘przepraszam’, na co ona tylko pokręciła głową. Wróciła do dalszego sprzątania reszty domu. Teddy dotknął zabandażowanego miejsca i skrzywił usta z odrazą. Wziął zmiotkę i szufelkę i szybko pozbył się szkła, nie kalecząc się przy tym już więcej.
Zabrał się za czyszczenie reszty kuchni, podśpiewując podśpiewując przy tym Just One Yesterday.
Wykonanie pozostałych zadań obeszło się bez dodatkowych obrażeń. Kończył ustawianie naczyń na stole, gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Wiedział, że to właśnie matka chciała je otworzyć, żeby jako pierwsza móc zobaczyć swoją synową.
Spojrzał w dół, na swoje ubranie. Wyglądało nie lepiej niż kuchnia przed jego akcją sprzątającą. Szara koszulka, miejscami dziurawa z plamami od płynu i mokra od wody. Szorty, w których chodził przez cały ostatni tydzień również nie wyglądały najlepiej. Nie mógł się tak pokazać gościom. Matka jeszcze nie dotarła do drzwi, co dawało mu kilka sekund na dotarcie do pokoju i przebranie się. Zdecydował się podjąć ryzyko.
Prześliznął się za matką, kiedy ta kładła rękę na klamce z ciepłym uśmiechem. Przedstawienie miało się właśnie rozpocząć.
Zamknął za sobą drzwi, odpychając je nogą. Zrzucił z siebie koszulkę i spodnie najszybciej jak tylko potrafił. Zostawił je leżące na podłodze, nie miał czasu na sprzątanie kolejnego pokoju. Wygrzebał z szafy granatową koszulę i czarne spodnie od garnituru.
Wsunął na siebie spodnie i zaczął zapinać koszulę. Wyciągał rękę do ostatniego guzika, lecz w tym samym momencie poczuł, że czyjaś dłoń dotknęła jego ramienia. Wzdrygnął się i strzepnął niechcianą dłoń ze swojego ciała. Obrócił się do osoby, która zakłóciła jego prywatność.
– Co ty tu robisz, Dean? – Uniósł brwi, zaskoczony. – Levi przyjeżdża.
Dean uśmiechnął się, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów. Miał krótki zarost, którego nigdy się nie pozbywał i jasnobrązowe, niemal blond włosy opadające mu na twarz. Był kilka centymetrów wyższy od Teddy'ego, który musiał delikatnie zadzierać głowę, aby móc spojrzeć mu w oczy. Szmaragdowe oczy, w które Teddy tak lubił się wpatrywać. Przypominały mu las wiosną, pełne życia i jasne.
– Twoja mama zaprosiła mnie na kolację – powiedział, nie przestając się uśmiechać. – Podobno macie wolne miejsce, bo twoja siostra się nie pojawiła.
Był nawet odpowiednio ubrany, w białej koszuli z błękitnym krawatem i dopasowaną marynarką.
Dean był jedyną osobą, którą Teddy szczerze mógł nazwać przyjacielem. Poznali się kilka miesięcy wcześniej, niedługo po jego porzuceniu studiów i od tego czasu stawali się sobie coraz bliżsi. Matka Teddy'ego wydawała się lubić Deana bardziej niż jego samego.
– Już zdążyła zaakceptować cię do rodziny – burknął Teddy, wracając do zapinania guzików. – Niedługo pewnie będzie próbowała zeswatać cię z moją siostrą.
– Z Lią? – zamilkł na chwilę. – Nie, to nie mój typ.
Teddy rzucił Deanowi wyzywające spojrzenie.
– „Czy istnieje coś gorszego niż miłość brzydkiej kobiety? – zaczął poważnym tonem. – Owszem – przyjaźń pięknej kobiety.”
Dean uniósł dłoń do swojej twarzy i delikatnie dotknął palcami swoich ust. Lubił, kiedy Teddy rzucał cytatami w połowie rozmowy.
– Annie? – zapytał z troską w głosie – Czemu jej gdzieś nie zaprosisz?
– Łatwo ci mówić – Teddy odwrócił wzrok – Robią dzisiaj imprezę. Oczywiście u Dylana... Przecież jej nie zapytam, kiedy on cały czas się przy niej kręci.
Dean zauważył telefon Teddy'ego wystający z kieszeni leżących na podłodze spodni. Podniósł go i zaczął czegoś w nim szukać.
– Hej! – warknął Azjata. – Zostaw to.
Wyciągnął rękę, aby zabrać Deanowi telefon, ale ten uniósł go tak wysoko, że Teddy nie potrafił go dosięgnąć. Brakowało mu kilku centymetrów.
Teddy poddał się, mówiąc:
– Niech cię cholera i twoje długie ręce. Ile ty masz lat, pięć?
– I pół – zachichotał. Obniżył rękę, pozwalając Teddy'ego wziąć, co do niego należy. – Zrobiłem, co chciałem.
Teddy spojrzał na ekran telefonu. Otwarta była grupowa konwersacja – „party hard”. Ostatnia wysłana wiadomość była od niego, a raczej od Deana.
Teddy: „Trochę się spóźnię, ale będę.”
– Dean. Zabiję. Cię.
Był bliski uderzenia Deana, ale w ostatniej chwili powstrzymał go głos jego matki dochodzący z korytarza.
– Chłopcy! – zawołała ich przesłodzonym głosem – Levi przyjechał!
Teddy wyszedł z pokoju pierwszy, przy okazji ‘przypadkowo’ trącając Deana ramieniem.
Na korytarzu czekało na nich troje osób. Matka Teddy'ego, ubrana w czerwoną sukienkę z czarną koronką, jego brat – Levi, w koszuli w kratkę i dżinsach, i jego narzeczona, wysoka blondwłosa kobieta wyglądająca na niewiele starszą od Teddy'ego.
Była piękna. Teddy nie mógł oderwać od niej wzroku. Nie tego się spodziewał, kiedy usłyszał, że jego brat się zaręczył. Spodziewał się młodej Azjatki z prostymi czarnymi włosami i ciemnymi oczami. Skromnej dziewczyny z delikatnym makijażem i w uroczej sukience.
Ona była całkowitym przeciwieństwem jego wyobrażenia. Nie była azjatką. Zamiast czarnych włosów miała jasne, niemal białe, a jej oczy były piwne. Miała na sobie czarną skórzaną sukienkę, sięgającą jej ledwo do połowy ud. Stała przed nim z uśmieszkiem na różowych ustach. W nosie miała srebrny kolczyk.
– Mamo, Theo... Dean? – Levi wydawał się zaskoczony jego obecnością, ale szybko strząsnął zaskoczenie ze swojej twarzy i spojrzał matce w oczy, wskazując dłonią dziewczynę. – Chciałbym wam przedstawić moją narzeczoną, Tinę.
 Teddy miał ochotę go poprawić. Powiedzieć, żeby nie nazywał go Theo, tylko Teddy, ale się powstrzymał. Ta chwila nie należała do niego, tylko do jego matki.
Stała jak wryta. Nie spodziewała się, że jej syn mógłby przyprowadzić do domu punkównę, a nie jakąś słodką dziewczynkę, której strój mogłaby pochwalić i pochwalić Leviego za znalezienie świetnej dziewczyny.
– Miło mi cię poznać, Tino – odezwała się w końcu, uśmiechając do dziewczyny z wymuszoną sympatią.
– Mnie również miło panią poznać – powiedziała Tina, splatając palce swojej lewej dłoni z palcami Leviego.
Kobieta zaprowadziła ich wszystkich do kuchni, gdzie czekał na nich zastawiony stół i świeżo zaparzona herbata. Teddy wyciągnął nawet placek, pokroił na równe kawałki i położył na środku stołu.
Wszyscy zajęli swoje miejsca. Levi odsunął Tinie krzesełko, a kiedy usiadła, zajął miejsce obok niej. Teddy usiadł obok Deana na przeciwko zaręczonej pary. Między Teddym a Levim usiadła ich matka.
Zapanowała niezręczna cisza, przerywana jedynie odgłosami cukrowania herbaty i łyżeczek uderzających o kubki.
– A więc – zaczęła matka chłopaków – jak się poznaliście?
Tina i Levi spojrzeli po sobie z nieśmiałymi uśmiechami. Levi jej odpowiedział:
– Tina pracowała w kawiarni, do której często chodziłem – Ścisnął jej dłoń, okazując wsparcie. – Zaczęliśmy rozmawiać i samo wyszło. W końcu się odważyłem i zaprosiłem ją na randkę.
Dean uśmiechnął się ciepło, słysząc słowa Leviego.
– A wy? – zagadnął Deana Levi, patrząc to na niego, to na Teddy'ego – Od kiedy?
– My co od kiedy? – zapytał zdezorientowany.
Wszyscy im się przyglądali.
– Od kiedy jesteście razem?
Teddy zaśmiał się pod nosem, z kolei Dean tylko siedział z rozchylonymi ustami. Jego policzki oblały się rumieńcem. Nie wiedział, co powiedzieć.
– Nie jesteśmy razem – sprostował Teddy, nakładając sobie na talerzyk kawałek placka – Matka go zaprosiła, traktuje Deana jak kolejnego syna.
– Och – kąciki ust Leviego powoli uniosły się do góry. – Uznałem, że skoro jesteście tu razem to pewnie…
– Nie.
Levi pokiwał głową ze zrozumieniem. Upił łyk herbaty.
– Jak studia? – zwrócił się do swojego brata.
Teddy zamarł. Nie wie, przeszło mu przez myśl. Zdecydował się wyciągnąć z tego korzyści.
– Studia? – Przybrał pokerową twarz – Świetnie. Semestr letni jest dużo lepszy od zimowego – skłamał. Matka i Dean spojrzeli na niego, nie ukrywając zaskoczenia, ale on na to nie zważał – Byłem jednym z najlepszych na moim roku, egzaminy zdałem śpiewająco.
Wydawało się, że kupili jego kłamstwo.
– Gdzie studiujesz? – wtrąciła się do rozmowy Tina.
Teddy poczuł ukłucie w sercu. Nigdy nie lubił mówić, gdzie studiował. Skoro już zacząłem, to trzeba pociągnąć to dalej, pomyślał.
– Uniwersytet Cambridge.
Jego matka się nie odzywała. Nie była dumna z tego, że jej syn dostał się do tak dobrej szkoły i z niej zrezygnował.
Tina uniosła brwi, uważnie przyglądając się chłopakowi. W końcu pokiwała głową z uznaniem.
– Niezłe osiągnięcie, nie przyjmują tam każdego.
Dean szturchnął go łokciem pod stołem. Teddy spojrzał na niego ze zmarszczonymi brwiami.
– Musimy się zbierać – szepnął do niego.
– Dopiero co przyjechali – odszepnął mu Teddy z nutą irytacji w głosie. – Nie możemy tak po prostu wyjść.
Dean zerknął na swój telefon.
– Zostaw to mnie.
Dean odsunął się na krześle i spojrzał po kolei na wszystkich siedzących przy stole.
– Przepraszam bardzo – Wyraz twarzy Deana ukazywał skruchę. – Niestety muszę już się pożegnać. Właśnie dowiedziałem się, że moja dziewczyna jest w ciąży – Teddy wydawał się zszokowany, słysząc jak jego przyjaciel robi to, co jemu zdarza się tak często. Kłamie. – Muszę zabrać ze sobą Teddy'ego – Wskazał chłopaka – to za duże emocje, żebym jechał tam sam.  
– Powinienem go popilnować, żeby nie zrobił czegoś głupiego – przyłączył się Teddy.
Pożegnali się z resztą towarzystwa i wyszli na zewnątrz. Samochód Deana stał na podjeździe. Wsiedli do środka i dopiero wtedy odważyli się odezwać.
– Ty nawet nie masz dziewczyny – zarzucił Deanowi Teddy.
– Zawsze mogę jakąś znaleźć – Uśmiechnął się. – Ale najpierw zabiorę cię na imprezę, żebyś w końcu mógł zrobić coś w sprawie Annie.

4 komentarze:

  1. Świetny rozdział.
    Uwielbiam Teddy'ego i Deana to tacy uroczy przyjaciele <3
    Dlaczego Teddy tak się wkurza o swoje imię? Mam nadzieję, że to wkrótce wyjaśnisz xD
    Nie mogę się doczekać tej imprezy. Szykuje się porządne party hard.
    Czekam na next.

    Pozdrawiam
    Meryem

    OdpowiedzUsuń
  2. Ah, widzę przyciemnioną czcionkę i od razu mnie to cieszy, bo już nie razi po oczach. ^^
    Na razie przeczytałam ten rozdział i mam mieszane uczucia, co do opka. Może wyciągam pochopne wnioski, ale zaraz powiem dlaczego. Najpierw jednak koniecznie muszę wspomnieć o tej "plejliście", która spędza mi sen z powiek. Pisze się "playlista".
    Niewiele mogę powiedzieć o fabule, bo jest jeszcze za wcześnie. Ona nawet się zbytnio nie rozwinęła. Na razie jako tako można było poznać Theo (przepraszam, wolę tak do niego mówić, niż Teddy, które swoją drogą kojarzy mi się z tym misiem z filmu Ted; No i Theo brzmi jakoś tak... dla mnie lepiej i poważniej). Chłopak na razie jakieś ma kształty charakteru, które nawet może w przyszłości polubię. Leniwy (sexy) chłopak, który chyba jest nieco nieśmiały/skryty. Ja bym może jeszcze dodała, że brak mu nieco męskości, ale w sensie, że on taki jest z charakteru, nie żebyś popełniła błąd. Może chłopak rozwinie skrzydła.
    Dean wydaje się być przeciwieństwem. Wesoły chłopak, co często lubi podrażnić kumpla i odwalić za niego coś, by Theo miał jakiś przypał. Od czego są przyjaciele, nie? xD
    Jeszcze powiem, że moim zdaniem za bardzo skupiłaś się na opisywaniu sprzątania Theo i jego myciu naczyń. Fragment nie był istotny, niewiele wnosi do fabuły, więc spokojnie by można było go skrócić do dwóch zdań albo do momentu stłuczenia naczynia. Również strasznie przyśpieszyłaś akcję przy kolacji. Levi (nie mam pojęcia dlaczego kojarzy mi się z Ravim z VIXX) dopiero, co przyszedł, a Dean i Theo uciekli. To niegrzeczne, matka nawet nie zaprotestowała, nie okrzyczała czy coś. Tzn. niby powód Deana był poważny, ale jako "przyjaciel" rodziny matka Theo powinna wiedzieć, że nie ma dziewczyny czy coś. Dla mnie po prostu się pośpieszyłaś.
    Jeszcze tak co do drobnych uwag, Azjata/Azjata piszemy z dużej litery. A i polecam przeczytanie poradnika w kwestii dialogów. Pomoże Ci to w poprawnym zapisywaniu ich. ;)

    http://konstruktywna-krytyka-blogow.blogspot.co.uk/2016/08/poradnik-dotyczacy-zapisudialogow.html

    Weny i pozdrawiam! ^^

    http://dragon-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :)
      Niestety muszę odwołać się do tego komentarza.
      Bez obrazy, ale odnosząc się do Teddy'ego czy też Theo, moim zdaniem bohater na pewno ma powody dlaczego woli być Teddym, a nie Theo i myślę, że autorka bloga wkrótce by to wyjaśniła. Skojarzenia możemy mieć różne, ale nie należy od razu tego skreślać ;)
      Sądzę, że scena, w której Teddy sprząta kuchnię jest dosyć ważna. Ukazuje ona, że chłopak jednak starał się być dobrym synem, mimo że matka była jaka była. Można wywnioskować, że zbytnio się nim nie przejmuje.
      Co do "przyjaciela" rodziny, owszem, może i masz trochę racji, ale to, że ktoś jest zaprzyjaźniony nie oznacza, że musi się spowiadać ze wszystkiego tejże rodzinie. Jak już wspomniałam, matka nie przejmuje się swoim własnym synem, a tym bardziej pewnie nie obchodziłaby ją dziewczyna Deana. Dajmy na przykład sytuację z następnego rozdziału (jeszcze do tego nie dotarłaś, więc masz prawo nie widzieć), Teddy nocuje u Deana, a matka nawet nie wysłała głupiego sms-a.
      Pisząc ten komentarz nie miałam na celu Cię obrazić, po prostu napisałam co mi leżało na sercu :)

      Gorąco pozdrawiam :)

      Usuń
    2. *facepalm* prosze, przeczytaj najpierw ZE ZROZUMIENIEM to co napisalam na temat jego samego i jego imienia, bo mam wrazenie, ze ta uwaga nie dotyczy nawet mojego komentarza.
      Ty uwazasz, ze jest wazna, okay. Twoje zdanie, ja mam inne i wyjasnilam dlaczego co i jak. Nie napisalam, ze trzeba ja pominac, tylko mozna skrocic, bo jest nieco szczegolowa, co moim zdaniem nie jest interesujace ani wazne to JAK sprzata.
      ...ale to sa no jakby podstawy? Spowiadac sie i nie musi, ale informacja o tym czy Dean ma kogos czy nie matka cos tam powinna wiedziec. No wlasnie, nie wyprzedzajmy faktow, bo ja nie komentuje tego, czego nie przeczytalam lol a jesli matka po tym jak syn nie wrocil na noc to albo jest dziwna matka, ktora ma wywalone w ogole na swojego syna (co mi podpowiada jakby to byla rodzina patologiczna) albo to blad w wykreowaniu postaci. Bo kazda normalna matka niezaleznie jaki jest jej syn, martwi sie o swoje dziecko. Jest jeszcze mozliwosc, ze Theo czesto nocowal u Dean, matka ma do niego zaufanie i wie, ze jak nie wraca to nocuje u kumpla.
      Nie obrazila mnie, ale warto najpierw zrozumiec czyjes slowa nim sie je skomentuje. :P

      Usuń