czwartek, 26 stycznia 2017

Rosja powinna wygrać

Dzisiaj krótko, bo nie mam weny na ten rozdział.
Od razu wielkie podziękowania dla wszystkich, którzy pomagają mi z gramatyką. Gramatyka tak bardzo ssie ¯\_()_/¯
Dedykuję ten rozdział koledze Lucjanowi (hej Lucjan!!), który niedawno dostał linka i podobno czyta. Trochę boję się teraz dodawać, bo czuję, że będzie mnie oceniać.
„Mam nadzieję, że to nie jest jakiś romans dla ośmiolatek” – Lucjan, 2k17
Prawdopodobnie będę żałować rozdawania ludziom linku. Dziwnie się czuję, wiedząc, że czytają to ludzie, których znam. „Czy jeśli napiszę cośtam to będą mnie bardzo osądzać??”, ehh.
Teraz taki funfact o mnie: jestem playlistowym maniakiem. Halloween, święta, przygotowania do wejścia w 2017 ­– wszystko ma swoją playlistę. Wiecie kto jeszcze ma swoją playlistę? Teddy :)))
Ha ha, nie mam życia.


3 września, rok i 5 miesięcy wcześniej

– W ciąży? Jak? Kiedy? Łał. Tego się nie spodziewałem.
Opierali się o tył kanapy, siedząc na podłodze i wpatrując się w okno. Zbliżała się burza. Ciemne chmury zakryły błękitne niebo Luton, pogrążając je w ciemnościach. Co jakiś czas w oddali słychać było grzmoty, a po szybie spływały kropelki deszczu, który z każdą chwilą rósł w siłę.
Tina poinformowała Teddy'ego, że jest w ciąży i zabroniła komukolwiek o tym mówić. „Nawet Levi nie wie”. A Teddy, który obiecał, że nic nikomu nie powie, kilka dni później przekazał wieści Deanowi.
– Dean, czy ty oczekujesz, że wytłumaczę ci cały proces ludzkiej reprodukcji? Myślałem, że jesteś nieco bardziej obeznany w tych sprawach.
– To nie tak. Po prostu… – Wzruszył ramionami. – Jestem zaskoczony. Twój brat oficjalnie wygrał zawody. A już miałem nadzieję, że uda ci się go pobić.
Teddy prychnął, nie odrywając wzroku od swojego odbicia w szybie. Koreańczyk w za dużych na siebie ciuchach i z przydługimi włosami, które miejscami przechodziły od czarnych do brunatnych w zależności od natężenia padającego światła. Jego wąskie różowe usta, zwykle wykrzywione, teraz pozostawały bez wyrazu.
Ludzie często mu powtarzali, że jest podobny do Leviego.
– Nie powinno być już jej widać brzucha? – Szatyn dotknął swojego brzucha i zakreślił w powietrzu kształt ciążowego brzucha.
– Chyba jeszcze za wcześnie. Właściwie to nie wiem, od kiedy jest. – Zmarszczył brwi. – Zapytam, jeśli się z nią zobaczę.
– Będziesz miał bratanka albo bratanicę, nie cieszysz się? – zapytał Dean, dźgając Teddy'ego łokciem pod żebra.
Teddy odsunął się o kilka centymetrów od kolegi, uciekając przed dalszym dotykiem.   
– Będę się cieszyć tak długo jak nie będę musiał się tym zajmować. – Przyciągnął kolana bliżej do siebie i objął je rękami. – Nie jestem wielkim fanem dzieci. „Hałasują, brudzą i dużo kosztują… No i śmierdzą.”
– Park Jurajski?
– Oczywiście.
Dean zakrył usta dłonią, próbując powstrzymać ziewnięcie. Było kilka minut przed siedemnastą, a on godzinę wcześniej skończył pracę. Jego ciało domagało się odpoczynku. Leniwie obrócił głowę w stronę Teddy'ego i lekko mrużąc oczy, przypatrywał się profilowi młodszego kolegi.  
– Jak byłem mały i jeszcze mieszkałem w Londynie, rodzice ciągle musieli dawać mi szlabany, bo większość czasu spędzałem bawiąc się z innymi dzieciakami – zaśmiał się Dean. – Twoi rodzice nie byli źli jak za długo byłeś poza domem?
Teddy zastanawiał się, jak dużo mógł powiedzieć Deanowi. Dzieciństwo nie należało do jego ulubionych tematów i zwykle starał się unikać zdradzania zbyt wielu szczegółów, aby potem tego nie żałować. Po dłuższej chwili odpowiedział na pytanie szatyna:
– Matka nigdy się mną specjalnie nie przejmowała, tym gdzie chodzę albo co robię. – Wzruszył ramionami, zaciskając dłonie w pięści. – I tak wolałem siedzieć w domu niż latać za piłką jak reszta.
– Szkoda, że nie przeprowadziłem się wcześniej. Mógłbym wyciągnąć cię z domu i przyzwoicie dotrzymać ci towarzystwa… Może wtedy nie byłbyś taką małą mendą, jaką jesteś teraz.
– Mendą?!

14 września

Siedział w salonie, czekając z niecierpliwością na przyjście paczki z książkami, które zamówił kilka dni wcześniej. Według strony internetowej, na której mógł śledzić, gdzie aktualnie znajduje się jego przesyłka, była już w drodze do jego domu.
Rzadko kiedy spędzał czas w tym pomieszczeniu, wolał siedzieć u siebie, albo w kuchni, robiąc coś do jedzenia. Salon był według niego… zbyt niebieski. Tak samo jak kuchnia Tiny i Leviego była zbyt czerwona.
– Czy mieszanie kolorów jest takie trudne? – mruknął do siebie.
Błękitne ściany mu się podobały, miały odcień podobny do skóry smerfów, a Smerfy były jedną z ulubionych bajek Teddy'ego z dzieciństwa. Pamiętał, jak każdego sobotniego ranka czekał, aż w telewizji puszczą kreskówkę o małych niebieskich stworzeniach.
Czuł, że gdyby teraz zacząłby oglądać tę bajkę, kibicowałby Gargamelowi.
Kanapa i fotele również były niebieskie, w nieco jaśniejszym odcieniu niż ściany. Leżące na nich poduszki miały złote zdobienia. Teddy wyciągnął się na sofie, przytulając się do jednej z nich.
Mały prostokątny stolik stał w odległości metra od kanapy. Na nim ustawiony został średniej wielkości cyjanowy wazon, a w nim świeży bukiet białych piwonii*, ulubionych kwiatów jego matki. Obok wazonu leżał telefon Teddy'ego oraz kilka magazynów modowych.
Na ścianach wisiało wiele oprawionych w ramki zdjęć. Na jednym z nich była cała ich rodzina, Teddy, jego rodzeństwo i ich matka, w grubych kurtkach i czapkach na głowach. Stali na szczycie góry, a za nimi rozpościerał się piękny widok na lasy i doliny spowite śniegiem. Wszyscy oprócz Teddy'ego się uśmiechali, on był w połowie przewracania oczami. Zdjęcie zostało zrobione przed trzema laty, wtedy po raz ostatni wyjechali gdzieś całą rodziną.
Na innym Teddy siedział za perkusją z pałeczkami w dłoniach. Miał wtedy czternaście lat. Kilka pojedynczych kosmyków włosów opadło mu na czoło, ale on był całkowicie skupiony na grze. Wiele ludzi chwaliło go za jego grę, za to jak dobrze mu idzie, ale Teddy nigdy nie lubił grać na perkusji. Porzucił grę niecały rok po zrobieniu tamtego zdjęcia.
– Być dobrym w czymś, czego nie lubisz robić – prychnął, ściskając mocniej poduszkę. – Każda sekunda była udręką.
Obok zdjęcia Teddy'ego wisiało jedno Lii, jego siostry. Drobna czarnowłosa dziewczyna z głową włożoną w paszczę zrobionego z kwiatów krokodyla. Na zdjęciu mogła mieć nie więcej niż dziesięć lat, teraz nie zrobiłaby czegoś takiego. Przez lata nabrała powagi i przestała robić rzeczy, których mogłaby potem żałować.
– „To może źle wpłynąć na moją reputację” – przedrzeźniał ją zawsze Teddy. – To dlaczego nadal umawiasz się z Chadem?
Od kilku lat siostra Teddy'ego umawiała się z Chadem, do którego Teddy nie potrafił się przekonać. Był głośny, nie słuchał, co się do niego mówi i ciągle rzucał złośliwymi komentarzami. Stanowił połączenie wszystkiego, czego Teddy nienawidził u innych ludzi.
Na ścianie znalazło się nawet jedno zdjęcie, na którym Teddy siedział na kanapie razem z Annie, obejmując ją ramieniem. Oboje mieli zmarszczone brwi i otwarte z szoku usta. Pamiętał, że to zdjęcie zrobiła jego matka, kiedy blondynka odwiedziła go, żeby mogli wspólnie obejrzeć Eurowizję. Potem przez prawie cały miesiąc razem powtarzali: „Rosja powinna wygrać”.
Uśmiechnął się na to wspomnienie. Kiedyś spędzali ze sobą więcej czasu, ale odkąd zaczęła umawiać się z Dylanem, Teddy został strącony na drugi plan.
Nadal esemesowali ze sobą niemal codziennie, prowadzili wideorozmowy i co któryś weekend się spotykali, kiedy ona wracała do miasta, a on udawał, że robi to samo.
Z zamyślenia wyrwał go dźwięk dzwonka do drzwi, sygnalizującego przybycie jego zamówienia.

17 września

Na ekranie laptopa pojawiło się okienko z informacją, że MissHacketty chce połączyć się z użytkownikiem Tacoteds.
Używał tej nazwy użytkownika niemalże wszędzie, zaczynając od konta na Tumblrze, po profil na portalu randkowym, który usunął kilka dni po zarejestrowaniu się, ponieważ nie spełniał jego oczekiwań. Szukając Tacotedsa, najłatwiej było znaleźć Teddy'ego w Internecie.
MissHacketty była Annie. Nazwa wzięła się od jej nazwiska, oczywiście. I od tego, że była panną, w obu znaczeniach tego słowa. Chłopak pamiętał, że miała urodziny na początku września, była od niego dwa miesiące starsza. W tym roku skończyła 19 lat, a on wysłał jej pocztą figurkę tyranozaura walczącego ze skrzatami ogrodowymi.
Od lat dawali sobie prezenty na urodziny. Głównym tego powodem było miłe uczucie w brzuchu Teddy'ego, kiedy otrzymał od niej podarunek po raz pierwszy. Nie sądził, że ktokolwiek będzie pamiętać o jego urodzinach, tym samym nie spodziewał się żadnych prezentów. Sprawiła mu wtedy miłą niespodziankę.
Zaakceptował połączenie, jednocześnie ściszając słuchaną muzykę.
– Hej, Teddy! – przywitała się radośnie.
Po kilku sekundach do jej głosu dołączył się obraz z kamerki. Włosy miała związane w luźny warkocz, opadający jej na ramię i podkrążone oczy. Obok niej leżał otwarty zeszyt, ale Teddy przez średnią jakość obrazu, nie mógł dostrzec, co jest w nim zapisane.
Pomachał do niej, wykrzywiając usta w półuśmiechu.
– Jak tam? – spytał.
– Świetnie, a u ciebie?
– Poza ulatniającą się chęcią do życia, to nie najgorzej.
Zaśmiała się cicho. Lubił ją rozbawiać, zaczynała się wtedy rumienić i chowała twarz w dłoniach, żeby to ukryć.
Nacisnął jeden przycisk na klawiaturze, co spowodowało, że okienko rozmowy się zmniejszyło i umiejscowiło w lewym górnym rogu ekranu. Teraz Teddy mógł swobodnie przeglądać strony w Internecie, jednocześnie zachowując kontakt z dziewczyną.
– Już niedługo wracamy na studia, nie cieszysz się?
– Czekam z niecierpliwością – odpowiedział.
– Może kiedyś odwiedzę cię w Cambridge, co ty na to?
Odwrócił wzrok, starając się ukryć zmieszanie.
– To prędzej ja odwiedzę ciebie. Nie lubię wizyt. – Przeczesał dłonią włosy. Musiał zmienić temat. – Co dzisiaj robiłaś?
– Byliśmy z Dylanem na meczu, potem zrobiłam tacosy, z myślą o twoim nicku, a przez ostatnie pół godziny – Podniosła z łóżka zeszyt i przybliżyła go do kamerki – próbowałam coś napisać.
Pisała wiersze. To kolejna z rzeczy, których w niej lubił. Chociaż nigdy nie pochwaliła się ani jednym ze swoich dzieł, mówiąc, że nie są dość dobre, był zainteresowany. Tym bardziej, że on sam nie był dobry w pisaniu, a tylko w czytaniu i zapamiętywaniu tego, czego mógłby potem użyć podczas rozmowy. Rzadko kiedy interesował się czymś, co robili ludzie w jego otoczeniu, chyba że było to coś naprawdę godnego uwagi.
Postanowił być cierpliwy. Nie popędzał jej, nie wywierał presji. Wiedział, że przeczyta mu coś, co sama napisała, kiedy będzie na to gotowa.
– Jakiś postęp? Czy poetycka blokada?
– Jest coraz lepiej. Udało mi się napisać trzy linijki i nawet ma to sens – powiedziała z uśmiechem, jednak jej uśmiech szybko zniknął, a zastąpił go poważny wyraz twarzy. – Wiesz, Teddy…
– Hm?
– Strasznie męczyło mnie to, co powiedziałeś, jak byliśmy razem w centrum – wyznała. – Więc postanowiłam się czegoś nauczyć i trochę poczytałam. Wiedziałeś, że islam jest drugą po chrześcijaństwie najpopularniejszą na świecie religią? Albo to, że Allah ma dziewięćdziesiąt dziewięć imion, a każde z nich ma konkretne znaczenie?
Zerknął na nią, a kąciki jego ust powędrowały w górę. Zrobiła to z jego powodu. Z jego powodu zdecydowała się dowiedzieć czegoś więcej.
– Interesujące. Miło mi, że to zrobiłaś.
– Cała przyjemność po mojej stronie – uśmiechnęła się ciepło. Jej głos brzmiał jak śpiew słowików. – Naprawdę przepraszam, nie miałam zamiaru cię wtedy urazić…
– Nie uraziłaś mnie – przerwał jej.
– Wyglądałeś na urażonego.
– Po prostu… Nie mogę słuchać takich rzeczy. Chyba – Zacisnął palce na górze koszulki i skierował twarz ku górze, udając Supermana – odruchowo bronię ludzi, którzy nie są typowymi białymi chrześcijanami.
Usłyszał ciche „Co się dzieje?”, a kilka sekund później wolne miejsce obok Annie zajął Dylan. Nie miał na sobie koszulki, a jego włosy ociekały wodą. Pewnie właśnie wyszedł spod prysznica, domyślił się Teddy.
– Moon, chyba nie podrywasz mi dziewczyny, co? – zażartował blondyn.
– Ja? Annie? – prychnął. – Jakżebym śmiał. Nawet mi przez myśl nie przeszło. Jest cała twoja.

20 września

Atmosfera w pomieszczeniu była niemal tak gęsta, że można było ją ciąć nożem.
Dwóch młodych mężczyzn stało naprzeciw siebie. Niższy mógł mieć nie więcej niż siedemnaście lat. Stał z rękami w kieszeniach i ironicznym uśmieszkiem na ustach, nie odrywając wzroku od swojego towarzysza. Ten z kolei wyglądał na kilka lat starszego, był elegancko ubrany i nie wydawał się zadowolony ze swojego towarzystwa. 
– Nadal kręcisz się koło tego małego kretyna? – zapytał niższy.
– Will, on jest starszy od ciebie. I nie jest kretynem.
– Dlaczego się go trzymasz? Innych rozumiem, zapraszają cię na imprezy, randki, masz z tego jakiś zysk. Ale dlaczego on? Rzucił szkołę, prawie cały czas przesiaduje w domu, nie ma ciekawych zainteresowań ani kariery. Nic wartego uwagi. – dopytywał, coraz bardziej ciekawy odpowiedzi. – Wyjaśnij mi, dlaczego, Victor.
Starszy wzruszył ramionami, ukrywając wewnątrz siebie rosnący w siłę gniew.
– Od dawna nie używam imienia Victor, tylko Dean, nie słyszałeś? Myślałem, że się rozeszło – prychnął, krzyżując ręce na piersi i odchylając się delikatnie do tyłu. – A to, dlaczego się z nim trzymam, to nie twój interes, więc zostaw to w spokoju.
– Skoro tak mówisz.
Piorunowali się spojrzeniami. Deanowi nie podobało się nagłe zainteresowanie Willa Teddy'm. Obawiał się, że chłopak mógłby coś zrobić jego przyjacielowi. Will był nieobliczalny i wszystko uchodziło mu na sucho, a ludzie szybko zapominali o jego występkach.
Podczas pierwszego i jedynego spotkania Willa z Teddy'm, który akurat był wtedy z Deanem, prawie się pobili. Od tego czasu Dean za każdym razem, kiedy Will miał się pojawić, upewniał się, że Azjaty nie będzie w pobliżu.
Dean w końcu przerwał ciszę, zadając pytanie, którego odpowiedzi się domyślał:
– Po co przyjechałeś?
– Chcieli, żebym sprawdził, czy trzymasz się umowy – odpowiedział. Jego ton wyrażał pogardę, skierowaną bardziej do tych, którzy go tam wysłali, niż do Deana. – Nie musisz się martwić, nie zabawię tu długo. Nigdy nie lubiłem Luton. Nadal zabijają się w Wardown?
Dean zignorował jego pytanie.
– Minęły cztery lata. Jak długo mam znosić te kontrole? – warknął. – Wszystko przez jedną głupią imprezę.
– Podczas której w jakiś sposób znalazłeś się w Amsterdamie. Zawsze mnie zastanawiało… Jak to zrobiłeś?  
– Sam chciałbym wiedzieć.

28 września

Odkąd tylko dowiedział się, że Tina zaciążyła, chciał porozmawiać z Levim, ale nie miał do tego okazji. Levi niedawno zmienił numer telefonu i jeszcze nie podał go ani jemu, ani ich matce. Lia również jeszcze go nie miała, a to właśnie oni z całej rodziny byli ze sobą najbliżej, Levi i Lia.
Nie mógł również napisać do niego na żadnym portalu społecznościowym, bo Levi wchodził tam równie często, co Donald Trump publikował sensownego tweeta. Na odpowiedź mógłby długo czekać.
Odwiedzenie go też odpadało, biorąc pod uwagę fakt, że nie mógł się z nim skontaktować i nie wiedział, kiedy był w domu.
W końcu nadszedł dzień, w którym Levi postanowił odwiedzić rodzinę. Nie robił tego zbyt często, co bardzo nie podobało się ich matce, toteż przy każdym ich spotkaniu starała się pokazać z jak najlepszej strony. Pokazać, że świetnie im się żyje, nie mają żadnych problemów i są szczęśliwą rodzinką. Że nie potrzebuje jego pomocy i jest równie dobrze jak było, kiedy jeszcze tam mieszkał.
Ich matka zadawała milion pytań dotyczących jego pracy, Tiny i ślubu, ale nie wydawała się być tym specjalnie zainteresowana. Levi odpowiadał na wszystkie pytania, ale Teddy dostrzegł, że jego odpowiedzi były ostrożne i nieprecyzyjne. Na pytanie o zaręczyny odparł, że poprosił ją o rękę, kiedy minęło im pół roku. Nie powiedział, czy chodziło mu o pół roku znajomości czy pół roku w związku. Miejsce – w centrum miasta. Jakiego miasta? Czy był to Luton, Londyn, czy może Dunstable? Nie wdawał się w szczegóły.
Kiedy matka wyszła do toalety, Teddy został sam z Levim. Mógł go zapytać o Tinę, ale nie wiedział, czy już mu powiedziała o swoim stanie.
Levi poprawił swoje okulary w białych oprawkach i zwrócił się do młodszego brata:
– Nie zgadniesz, co Tina ostatnio odwaliła.
Wie?
– Naprawdę nie do opisania – westchnął. – Ja wracam do domu z pracy, a ona do mnie, że ma jakieś wielkie wieści i…
– Powiedziała ci?
– Tak. Tego się nie spodziewałem… Czekaj. – Zamilkł na chwilę, przetwarzając to, co powiedział jego brat. – Tobie też powiedziała?
– Nie chciała, żebym ci mówi. Szczęśliwego tatusiowania czy coś.
Levi zmarszczył brwi i spoglądał na Teddy'ego zdezorientowany.
– Tatusiowania? O czym ty mówisz?
O nie. Nie wie.
– Jest w ciąży, co nie?
– Tina nie może być w ciąży.
– Powiedziała, że jest. Z tobą.  
– Raczej nie ze mną. – Pokręcił głową, zaprzeczając temu, co powiedział Teddy.
– Jak to?
Levi wziął głęboki oddech i odwrócił wzrok, nie będąc w stanie spojrzeć bratu w oczy.
– Słuchaj, Teds… – ściszył głos, jakby w obawie, że zostanie podsłuchany. – Musisz tymczasowo zachować to w sekrecie, ale… Tak naprawdę nie spotykam się z Tiną. To tylko moja współlokatorka.


*Znam się na kwiatach prawie tak dobrze jak Teddy na zdobywaniu dziewczyn, ale piwonie chyba nie kwitną we wrześniu. Przemilczmy ten fakt.
Zawsze jak myślę o kwiatach, to przypomina mi się ten filmik… moje poczucie humoru jest trochę trashowate. I właśnie dlatego dałam piwonie. Bo śmiałam się z tego filmiku przez dobre dziesięć minut.

Często do wypowiedzi Deana mam ochotę dodać ‘dude’ albo ‘bro’, ale polskie tłumaczenie tych słów nie oddaje ich znaczenia. Koleś! Stary!! Brachu!! Bracie!! Po prostu nie. Polski jest taki ograniczający.

5 komentarzy:

  1. Dzięki za poinformowanie o rozdziale, fajnie że o mnie pamiętałaś <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nienawidzę bloggera.
      Nie chce mi się powtarzać.
      NIENAWIDZĘ BLOGGERA.
      Ehh.
      Wiesz, że widać, że nie chodzisz do szkoły?
      1. Nie umiesz poprawnie odmienić imienia GŁÓWNEGO BOHATERA. Brawo.
      2. Nazw religii nie pisze się wielką literą.
      3. "Od tego czasu Dean za każdym razem, jak Will miał się pojawić" - kiedy Will miał się pojawić brzmi lepiej, don't you think?
      No i, to już nie wiem czy błąd czy celowo, ale przestałaś pisać, ile to czasu temu się dzieje. Jeśli nie błąd, to ja nie rozumiem.
      Koniec marudzenia.
      Nie lubię Annie. (Nadal marudzę.) Tak ciężko mi zrozumieć, co Teddy w niej widzi. Nie mogę wytrzymać jak widzę jej imię na ekranie, wrr.
      Ciekawi mnie wątek Deana/Victora. W końcu czuję, o co może chodzić. (Bo niesamowicie przypomina mi to HTGAWM, słusznie?)
      Interesuje mnie też Tina. Z kim jest w ciąży? Czemu Levi udaje, że jest jego narzeczoną(bo chyba nie dlatego, żeby wygrać zawody na najgorsze dziecko)? Duh, dużo pytań.
      Rozumiem Twój problem z angielskimi wstawkami, po polsku to nie brzmi dobrze.
      Na koniec tylko dodam, że jak kolejny raz nie pojawi się cały komentarz, to dowiesz się co myślę, jak przyjdziesz do szkoły, ha.
      Weny! <3

      Usuń
    2. 1. Upsi, już poprawiam XDD
      2. Jakto? Byłam przekonana, że się pisze, eh. Też już poprawiam.
      3. JUŻ POPRAWIAM.
      Nawet nie zauważyłam, że nie napisałam. Tyle rzeczy do poprawy.
      Annie nie jest aż taka zła, come on.
      Pierwsza scena bez Tedsa i już zainteresowanie, może powinnam całkiem go wykopać?
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Victor jest Deanem?! Znaczy DEAN JEST VIKTOREM?!
    A tak w ogóle to hejka Lusmyth!
    Powiem Ci, że bardzo mnie tym zaskoczyłaś, ale kiedy widzę Victor to myślę Krum xD
    Wnioskuję, że chodzi o zeszłoroczną Eurowizję? Rusek był genialny, ale oczywiście wygrała Ukraina. Piosenka nawet całkiem, całkiem, ale moim zdaniem "nie eurowizyjna". Było tylu dobrych wykonawców, chociażby taki Frans (przyznam szczerze, że całym serduszkiem byłam za nim), ale i tak musieli wybrać coś innego. Dobra, koniec tych wywodów o Eurowizji.
    Teraz to jestem zła na Tinę i Levi'ego. Niezłe z nich śmieszki. Czy jego matka się o tym dowie? I jak zareaguje w takiej sytuacji?
    Tyle zwrotów akcji, już nie wiem co jest prawdą, a co fejkiem.

    W pełni zgadzam się z Adrianną. WIDAĆ, ŻE NIE CHODZISZ DO SZKOŁY.
    Ach, zapomniałam, "uciekł" Ci transport? Nie, ty przecież jesteś "chora" xD
    No cóż, to by było na tyle. Przed nami ferie (mam nadzieję, że produktywne).

    Pozdrawiam,
    Twój afroamerykanin
    Meryem

    P.S. Dzięki mnie, Twój blog zdobędzie więcej czytelników. Nie musisz dziękować...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty myślisz Krum, ja myślę Nikiforov xD
      Tak, pisałam z myślą o zeszłorocznej. I sądzę, że powinien wygrać Måns znów, bo był najlepszy z nich wszystkich. Ewentualnie rusek, bo Siergiej to bae. Albo Douwe. Eh.
      Właśnie o to chodzi. Masz się zastanawiać, co jest prawdą, a co nie. Uznałam, że nie warto jasno mówić, kiedy Teds kłamie, a kiedy mówi prawdę. Niech czytelnicy interpretują według własnego uznania. Jak my wszystko na polskim.
      I przestańcie mnie atakować. JESTEM CHORA. Ugh.
      Ferie spędzam z pierwszym rozdziałem do Baza, w końcu jakaś dobra odskocznia.

      Pozdrawiam,
      Twój właściciel (?)
      Lusmyth

      Usuń