Dzisiaj
krótko, bo nie mam weny na ten rozdział.
Od
razu wielkie podziękowania dla wszystkich, którzy pomagają mi z gramatyką. Gramatyka
tak bardzo ssie ¯\_(ツ)_/¯
Dedykuję
ten rozdział koledze Lucjanowi (hej Lucjan!!), który niedawno dostał linka i
podobno czyta. Trochę boję się teraz dodawać, bo czuję, że będzie mnie oceniać.
„Mam
nadzieję, że to nie jest jakiś romans dla ośmiolatek” – Lucjan, 2k17
Prawdopodobnie
będę żałować rozdawania ludziom linku. Dziwnie się czuję, wiedząc, że czytają
to ludzie, których znam. „Czy jeśli napiszę cośtam to będą mnie bardzo
osądzać??”, ehh.
Teraz
taki funfact o mnie: jestem playlistowym maniakiem. Halloween, święta,
przygotowania do wejścia w 2017 – wszystko ma swoją playlistę. Wiecie kto
jeszcze ma swoją playlistę? Teddy :)))
Ha
ha, nie mam życia.
3
września, rok i 5 miesięcy wcześniej
– W ciąży? Jak? Kiedy? Łał. Tego się nie spodziewałem.
Opierali się o tył kanapy, siedząc na podłodze i wpatrując
się w okno. Zbliżała się burza. Ciemne chmury zakryły błękitne niebo Luton,
pogrążając je w ciemnościach. Co jakiś czas w oddali słychać było grzmoty, a po
szybie spływały kropelki deszczu, który z każdą chwilą rósł w siłę.
Tina poinformowała Teddy'ego, że jest w ciąży i zabroniła
komukolwiek o tym mówić. „Nawet Levi nie
wie”. A Teddy, który obiecał, że nic nikomu nie powie, kilka dni później
przekazał wieści Deanowi.
– Dean, czy ty oczekujesz, że wytłumaczę ci cały proces
ludzkiej reprodukcji? Myślałem, że jesteś nieco bardziej obeznany w tych
sprawach.
– To nie tak. Po prostu… – Wzruszył ramionami. – Jestem
zaskoczony. Twój brat oficjalnie wygrał zawody. A już miałem nadzieję, że uda
ci się go pobić.
Teddy prychnął, nie odrywając wzroku od swojego odbicia w
szybie. Koreańczyk w za dużych na siebie ciuchach i z przydługimi włosami, które
miejscami przechodziły od czarnych do brunatnych w zależności od natężenia
padającego światła. Jego wąskie różowe usta, zwykle wykrzywione, teraz
pozostawały bez wyrazu.
Ludzie często mu powtarzali, że jest podobny do Leviego.
– Nie powinno być już jej widać brzucha? – Szatyn dotknął
swojego brzucha i zakreślił w powietrzu kształt ciążowego brzucha.
– Chyba jeszcze za wcześnie. Właściwie to nie wiem, od kiedy
jest. – Zmarszczył brwi. – Zapytam, jeśli się z nią zobaczę.
– Będziesz miał bratanka albo bratanicę, nie cieszysz się? –
zapytał Dean, dźgając Teddy'ego łokciem pod żebra.
Teddy odsunął się o kilka centymetrów od kolegi, uciekając
przed dalszym dotykiem.
– Będę się cieszyć tak długo jak nie będę musiał się tym zajmować.
– Przyciągnął kolana bliżej do siebie i objął je rękami. – Nie jestem wielkim
fanem dzieci. „Hałasują, brudzą i dużo kosztują… No i śmierdzą.”
– Park Jurajski?
– Oczywiście.
Dean zakrył usta dłonią, próbując powstrzymać ziewnięcie.
Było kilka minut przed siedemnastą, a on godzinę wcześniej skończył pracę. Jego
ciało domagało się odpoczynku. Leniwie obrócił głowę w stronę Teddy'ego i lekko
mrużąc oczy, przypatrywał się profilowi młodszego kolegi.
– Jak byłem mały i jeszcze mieszkałem w Londynie, rodzice
ciągle musieli dawać mi szlabany, bo większość czasu spędzałem bawiąc się z
innymi dzieciakami – zaśmiał się Dean. – Twoi rodzice nie byli źli jak za długo
byłeś poza domem?
Teddy zastanawiał się, jak dużo mógł powiedzieć Deanowi. Dzieciństwo
nie należało do jego ulubionych tematów i zwykle starał się unikać zdradzania
zbyt wielu szczegółów, aby potem tego nie żałować. Po dłuższej chwili
odpowiedział na pytanie szatyna:
– Matka nigdy się mną specjalnie nie przejmowała, tym gdzie
chodzę albo co robię. – Wzruszył ramionami, zaciskając dłonie w pięści. – I tak
wolałem siedzieć w domu niż latać za piłką jak reszta.
– Szkoda, że nie przeprowadziłem się wcześniej. Mógłbym
wyciągnąć cię z domu i przyzwoicie dotrzymać ci towarzystwa… Może wtedy nie
byłbyś taką małą mendą, jaką jesteś teraz.
– Mendą?!
14
września
Siedział w salonie, czekając z niecierpliwością na przyjście
paczki z książkami, które zamówił kilka dni wcześniej. Według strony
internetowej, na której mógł śledzić, gdzie aktualnie znajduje się jego
przesyłka, była już w drodze do jego domu.
Rzadko kiedy spędzał czas w tym pomieszczeniu, wolał
siedzieć u siebie, albo w kuchni, robiąc coś do jedzenia. Salon był według
niego… zbyt niebieski. Tak samo jak kuchnia Tiny i Leviego była zbyt czerwona.
– Czy mieszanie kolorów jest takie trudne? – mruknął do
siebie.
Błękitne ściany mu się podobały, miały odcień podobny do
skóry smerfów, a Smerfy były jedną z ulubionych bajek Teddy'ego z dzieciństwa. Pamiętał,
jak każdego sobotniego ranka czekał, aż w telewizji puszczą kreskówkę o małych
niebieskich stworzeniach.
Czuł, że gdyby teraz zacząłby oglądać tę bajkę, kibicowałby
Gargamelowi.
Kanapa i fotele również były niebieskie, w nieco jaśniejszym
odcieniu niż ściany. Leżące na nich poduszki miały złote zdobienia. Teddy
wyciągnął się na sofie, przytulając się do jednej z nich.
Mały prostokątny stolik stał w odległości metra od kanapy.
Na nim ustawiony został średniej wielkości cyjanowy wazon, a w nim świeży
bukiet białych piwonii*, ulubionych kwiatów jego matki. Obok wazonu leżał
telefon Teddy'ego oraz kilka magazynów modowych.
Na ścianach wisiało wiele oprawionych w ramki zdjęć. Na
jednym z nich była cała ich rodzina, Teddy, jego rodzeństwo i ich matka, w
grubych kurtkach i czapkach na głowach. Stali na szczycie góry, a za nimi
rozpościerał się piękny widok na lasy i doliny spowite śniegiem. Wszyscy oprócz
Teddy'ego się uśmiechali, on był w połowie przewracania oczami. Zdjęcie zostało
zrobione przed trzema laty, wtedy po raz ostatni wyjechali gdzieś całą rodziną.
Na innym Teddy siedział za perkusją z pałeczkami w dłoniach.
Miał wtedy czternaście lat. Kilka pojedynczych kosmyków włosów opadło mu na
czoło, ale on był całkowicie skupiony na grze. Wiele ludzi chwaliło go za jego
grę, za to jak dobrze mu idzie, ale Teddy nigdy nie lubił grać na perkusji.
Porzucił grę niecały rok po zrobieniu tamtego zdjęcia.
– Być dobrym w czymś, czego nie lubisz robić – prychnął,
ściskając mocniej poduszkę. – Każda sekunda była udręką.
Obok zdjęcia Teddy'ego wisiało jedno Lii, jego siostry.
Drobna czarnowłosa dziewczyna z głową włożoną w paszczę zrobionego z kwiatów
krokodyla. Na zdjęciu mogła mieć nie więcej niż dziesięć lat, teraz nie
zrobiłaby czegoś takiego. Przez lata nabrała powagi i przestała robić rzeczy,
których mogłaby potem żałować.
– „To może źle wpłynąć na moją reputację” – przedrzeźniał ją
zawsze Teddy. – To dlaczego nadal umawiasz się z Chadem?
Od kilku lat siostra Teddy'ego umawiała się z Chadem, do
którego Teddy nie potrafił się przekonać. Był głośny, nie słuchał, co się do
niego mówi i ciągle rzucał złośliwymi komentarzami. Stanowił połączenie
wszystkiego, czego Teddy nienawidził u innych ludzi.
Na ścianie znalazło się nawet jedno zdjęcie, na którym Teddy
siedział na kanapie razem z Annie, obejmując ją ramieniem. Oboje mieli
zmarszczone brwi i otwarte z szoku usta. Pamiętał, że to zdjęcie zrobiła jego
matka, kiedy blondynka odwiedziła go, żeby mogli wspólnie obejrzeć Eurowizję.
Potem przez prawie cały miesiąc razem powtarzali: „Rosja powinna wygrać”.
Uśmiechnął się na to wspomnienie. Kiedyś spędzali ze sobą
więcej czasu, ale odkąd zaczęła umawiać się z Dylanem, Teddy został strącony na
drugi plan.
Nadal esemesowali ze sobą niemal codziennie, prowadzili
wideorozmowy i co któryś weekend się spotykali, kiedy ona wracała do miasta, a
on udawał, że robi to samo.
Z zamyślenia wyrwał go dźwięk dzwonka do drzwi,
sygnalizującego przybycie jego zamówienia.
17
września
Na ekranie laptopa pojawiło się okienko z informacją, że MissHacketty chce połączyć się z
użytkownikiem Tacoteds.
Używał tej nazwy użytkownika niemalże wszędzie, zaczynając
od konta na Tumblrze, po profil na portalu randkowym, który usunął kilka dni po
zarejestrowaniu się, ponieważ nie spełniał jego oczekiwań. Szukając Tacotedsa,
najłatwiej było znaleźć Teddy'ego w Internecie.
MissHacketty była Annie. Nazwa wzięła się od jej nazwiska,
oczywiście. I od tego, że była panną, w obu znaczeniach tego słowa. Chłopak
pamiętał, że miała urodziny na początku września, była od niego dwa miesiące
starsza. W tym roku skończyła 19 lat, a on wysłał jej pocztą figurkę
tyranozaura walczącego ze skrzatami ogrodowymi.
Od lat dawali sobie prezenty na urodziny. Głównym tego
powodem było miłe uczucie w brzuchu Teddy'ego, kiedy otrzymał od niej podarunek
po raz pierwszy. Nie sądził, że ktokolwiek będzie pamiętać o jego urodzinach,
tym samym nie spodziewał się żadnych prezentów. Sprawiła mu wtedy miłą
niespodziankę.
Zaakceptował połączenie, jednocześnie ściszając słuchaną
muzykę.
– Hej, Teddy! – przywitała się radośnie.
Po kilku sekundach do jej głosu dołączył się obraz z
kamerki. Włosy miała związane w luźny warkocz, opadający jej na ramię i
podkrążone oczy. Obok niej leżał otwarty zeszyt, ale Teddy przez średnią jakość
obrazu, nie mógł dostrzec, co jest w nim zapisane.
Pomachał do niej, wykrzywiając usta w półuśmiechu.
– Jak tam? – spytał.
– Świetnie, a u ciebie?
– Poza ulatniającą się chęcią do życia, to nie najgorzej.
Zaśmiała się cicho. Lubił ją rozbawiać, zaczynała się wtedy
rumienić i chowała twarz w dłoniach, żeby to ukryć.
Nacisnął jeden przycisk na klawiaturze, co spowodowało, że
okienko rozmowy się zmniejszyło i umiejscowiło w lewym górnym rogu ekranu.
Teraz Teddy mógł swobodnie przeglądać strony w Internecie, jednocześnie
zachowując kontakt z dziewczyną.
– Już niedługo wracamy na studia, nie cieszysz się?
– Czekam z niecierpliwością – odpowiedział.
– Może kiedyś odwiedzę cię w Cambridge, co ty na to?
Odwrócił wzrok, starając się ukryć zmieszanie.
– To prędzej ja odwiedzę ciebie. Nie lubię wizyt. – Przeczesał
dłonią włosy. Musiał zmienić temat. – Co dzisiaj robiłaś?
– Byliśmy z Dylanem na meczu, potem zrobiłam tacosy, z myślą
o twoim nicku, a przez ostatnie pół godziny – Podniosła z łóżka zeszyt i
przybliżyła go do kamerki – próbowałam coś napisać.
Pisała wiersze. To kolejna z rzeczy, których w niej lubił.
Chociaż nigdy nie pochwaliła się ani jednym ze swoich dzieł, mówiąc, że nie są
dość dobre, był zainteresowany. Tym bardziej, że on sam nie był dobry w
pisaniu, a tylko w czytaniu i zapamiętywaniu tego, czego mógłby potem użyć
podczas rozmowy. Rzadko kiedy interesował się czymś, co robili ludzie w jego
otoczeniu, chyba że było to coś naprawdę godnego uwagi.
Postanowił być cierpliwy. Nie popędzał jej, nie wywierał
presji. Wiedział, że przeczyta mu coś, co sama napisała, kiedy będzie na to
gotowa.
– Jakiś postęp? Czy poetycka blokada?
– Jest coraz lepiej. Udało mi się napisać trzy linijki i
nawet ma to sens – powiedziała z uśmiechem, jednak jej uśmiech szybko zniknął,
a zastąpił go poważny wyraz twarzy. – Wiesz, Teddy…
– Hm?
– Strasznie męczyło mnie to, co powiedziałeś, jak byliśmy
razem w centrum – wyznała. – Więc postanowiłam się czegoś nauczyć i trochę
poczytałam. Wiedziałeś, że islam jest drugą po chrześcijaństwie
najpopularniejszą na świecie religią? Albo to, że Allah ma dziewięćdziesiąt
dziewięć imion, a każde z nich ma konkretne znaczenie?
Zerknął na nią, a kąciki jego ust powędrowały w górę.
Zrobiła to z jego powodu. Z jego powodu zdecydowała się dowiedzieć czegoś
więcej.
– Interesujące. Miło mi, że to zrobiłaś.
– Cała przyjemność po mojej stronie – uśmiechnęła się
ciepło. Jej głos brzmiał jak śpiew słowików. – Naprawdę przepraszam, nie miałam
zamiaru cię wtedy urazić…
– Nie uraziłaś mnie – przerwał jej.
– Wyglądałeś na urażonego.
– Po prostu… Nie mogę słuchać takich rzeczy. Chyba – Zacisnął
palce na górze koszulki i skierował twarz ku górze, udając Supermana – odruchowo
bronię ludzi, którzy nie są typowymi białymi chrześcijanami.
Usłyszał ciche „Co się dzieje?”, a kilka sekund później
wolne miejsce obok Annie zajął Dylan. Nie miał na sobie koszulki, a jego włosy
ociekały wodą. Pewnie właśnie wyszedł
spod prysznica, domyślił się Teddy.
– Moon, chyba nie podrywasz mi dziewczyny, co? – zażartował
blondyn.
– Ja? Annie? – prychnął. – Jakżebym śmiał. Nawet mi przez
myśl nie przeszło. Jest cała twoja.
20
września
Atmosfera w pomieszczeniu była niemal tak gęsta, że można
było ją ciąć nożem.
Dwóch młodych mężczyzn stało naprzeciw siebie. Niższy mógł
mieć nie więcej niż siedemnaście lat. Stał z rękami w kieszeniach i ironicznym
uśmieszkiem na ustach, nie odrywając wzroku od swojego towarzysza. Ten z kolei
wyglądał na kilka lat starszego, był elegancko ubrany i nie wydawał się
zadowolony ze swojego towarzystwa.
– Nadal kręcisz się koło tego małego kretyna? – zapytał
niższy.
– Will, on jest starszy od ciebie. I nie jest kretynem.
– Dlaczego się go trzymasz? Innych rozumiem, zapraszają cię
na imprezy, randki, masz z tego jakiś zysk. Ale dlaczego on? Rzucił szkołę,
prawie cały czas przesiaduje w domu, nie ma ciekawych zainteresowań ani
kariery. Nic wartego uwagi. – dopytywał, coraz bardziej ciekawy odpowiedzi. – Wyjaśnij
mi, dlaczego, Victor.
Starszy wzruszył ramionami, ukrywając wewnątrz siebie
rosnący w siłę gniew.
– Od dawna nie używam imienia Victor, tylko Dean, nie słyszałeś?
Myślałem, że się rozeszło – prychnął, krzyżując ręce na piersi i odchylając się
delikatnie do tyłu. – A to, dlaczego się z nim trzymam, to nie twój interes,
więc zostaw to w spokoju.
– Skoro tak mówisz.
Piorunowali się spojrzeniami. Deanowi nie podobało się nagłe
zainteresowanie Willa Teddy'm. Obawiał się, że chłopak mógłby coś zrobić jego
przyjacielowi. Will był nieobliczalny i wszystko uchodziło mu na sucho, a
ludzie szybko zapominali o jego występkach.
Podczas pierwszego i jedynego spotkania Willa z Teddy'm,
który akurat był wtedy z Deanem, prawie się pobili. Od tego czasu Dean za
każdym razem, kiedy Will miał się pojawić, upewniał się, że Azjaty nie będzie w
pobliżu.
Dean w końcu przerwał ciszę, zadając pytanie, którego
odpowiedzi się domyślał:
– Po co przyjechałeś?
– Chcieli, żebym sprawdził, czy trzymasz się umowy –
odpowiedział. Jego ton wyrażał pogardę, skierowaną bardziej do tych, którzy go
tam wysłali, niż do Deana. – Nie musisz się martwić, nie zabawię tu długo.
Nigdy nie lubiłem Luton. Nadal zabijają się w Wardown?
Dean zignorował jego pytanie.
– Minęły cztery lata. Jak długo mam znosić te kontrole? –
warknął. – Wszystko przez jedną głupią imprezę.
– Podczas której w jakiś sposób znalazłeś się w Amsterdamie.
Zawsze mnie zastanawiało… Jak to zrobiłeś?
– Sam chciałbym wiedzieć.
28
września
Odkąd tylko dowiedział się, że Tina zaciążyła, chciał
porozmawiać z Levim, ale nie miał do tego okazji. Levi niedawno zmienił numer
telefonu i jeszcze nie podał go ani jemu, ani ich matce. Lia również jeszcze go
nie miała, a to właśnie oni z całej rodziny byli ze sobą najbliżej, Levi i Lia.
Nie mógł również napisać do niego na żadnym portalu
społecznościowym, bo Levi wchodził tam równie często, co Donald Trump
publikował sensownego tweeta. Na odpowiedź mógłby długo czekać.
Odwiedzenie go też odpadało, biorąc pod uwagę fakt, że nie
mógł się z nim skontaktować i nie wiedział, kiedy był w domu.
W końcu nadszedł dzień, w którym Levi postanowił odwiedzić
rodzinę. Nie robił tego zbyt często, co bardzo nie podobało się ich matce, toteż
przy każdym ich spotkaniu starała się pokazać z jak najlepszej strony. Pokazać,
że świetnie im się żyje, nie mają żadnych problemów i są szczęśliwą rodzinką. Że
nie potrzebuje jego pomocy i jest równie dobrze jak było, kiedy jeszcze tam mieszkał.
Ich matka zadawała milion pytań dotyczących jego pracy, Tiny
i ślubu, ale nie wydawała się być tym specjalnie zainteresowana. Levi
odpowiadał na wszystkie pytania, ale Teddy dostrzegł, że jego odpowiedzi były
ostrożne i nieprecyzyjne. Na pytanie o zaręczyny odparł, że poprosił ją o rękę,
kiedy minęło im pół roku. Nie powiedział, czy chodziło mu o pół roku znajomości
czy pół roku w związku. Miejsce – w centrum miasta. Jakiego miasta? Czy był to
Luton, Londyn, czy może Dunstable? Nie wdawał się w szczegóły.
Kiedy matka wyszła do toalety, Teddy został sam z Levim.
Mógł go zapytać o Tinę, ale nie wiedział, czy już mu powiedziała o swoim
stanie.
Levi poprawił swoje okulary w białych oprawkach i zwrócił
się do młodszego brata:
– Nie zgadniesz, co Tina ostatnio odwaliła.
Wie?
– Naprawdę nie do opisania – westchnął. – Ja wracam do domu
z pracy, a ona do mnie, że ma jakieś wielkie wieści i…
– Powiedziała ci?
– Tak. Tego się nie spodziewałem… Czekaj. – Zamilkł na
chwilę, przetwarzając to, co powiedział jego brat. – Tobie też powiedziała?
– Nie chciała, żebym ci mówi. Szczęśliwego tatusiowania czy
coś.
Levi zmarszczył brwi i spoglądał na Teddy'ego
zdezorientowany.
– Tatusiowania? O czym ty mówisz?
O nie. Nie wie.
– Jest w ciąży, co nie?
– Tina nie może być w ciąży.
– Powiedziała, że jest. Z tobą.
– Raczej nie ze mną. – Pokręcił głową, zaprzeczając temu, co
powiedział Teddy.
– Jak to?
Levi wziął głęboki oddech i odwrócił wzrok, nie będąc w
stanie spojrzeć bratu w oczy.
– Słuchaj, Teds… – ściszył głos, jakby w obawie, że zostanie
podsłuchany. – Musisz tymczasowo zachować to w sekrecie, ale… Tak naprawdę nie
spotykam się z Tiną. To tylko moja współlokatorka.
*Znam się na kwiatach prawie tak dobrze jak Teddy na
zdobywaniu dziewczyn, ale piwonie chyba nie kwitną we wrześniu. Przemilczmy ten
fakt.
Zawsze jak myślę o kwiatach, to przypomina mi się ten filmik… moje poczucie humoru jest trochę trashowate. I właśnie dlatego dałam
piwonie. Bo śmiałam się z tego filmiku przez dobre dziesięć minut.
Często do wypowiedzi Deana mam ochotę dodać ‘dude’ albo
‘bro’, ale polskie tłumaczenie tych słów nie oddaje ich znaczenia. Koleś!
Stary!! Brachu!! Bracie!! Po prostu nie. Polski jest taki ograniczający.
Dzięki za poinformowanie o rozdziale, fajnie że o mnie pamiętałaś <3
OdpowiedzUsuńNienawidzę bloggera.
UsuńNie chce mi się powtarzać.
NIENAWIDZĘ BLOGGERA.
Ehh.
Wiesz, że widać, że nie chodzisz do szkoły?
1. Nie umiesz poprawnie odmienić imienia GŁÓWNEGO BOHATERA. Brawo.
2. Nazw religii nie pisze się wielką literą.
3. "Od tego czasu Dean za każdym razem, jak Will miał się pojawić" - kiedy Will miał się pojawić brzmi lepiej, don't you think?
No i, to już nie wiem czy błąd czy celowo, ale przestałaś pisać, ile to czasu temu się dzieje. Jeśli nie błąd, to ja nie rozumiem.
Koniec marudzenia.
Nie lubię Annie. (Nadal marudzę.) Tak ciężko mi zrozumieć, co Teddy w niej widzi. Nie mogę wytrzymać jak widzę jej imię na ekranie, wrr.
Ciekawi mnie wątek Deana/Victora. W końcu czuję, o co może chodzić. (Bo niesamowicie przypomina mi to HTGAWM, słusznie?)
Interesuje mnie też Tina. Z kim jest w ciąży? Czemu Levi udaje, że jest jego narzeczoną(bo chyba nie dlatego, żeby wygrać zawody na najgorsze dziecko)? Duh, dużo pytań.
Rozumiem Twój problem z angielskimi wstawkami, po polsku to nie brzmi dobrze.
Na koniec tylko dodam, że jak kolejny raz nie pojawi się cały komentarz, to dowiesz się co myślę, jak przyjdziesz do szkoły, ha.
Weny! <3
1. Upsi, już poprawiam XDD
Usuń2. Jakto? Byłam przekonana, że się pisze, eh. Też już poprawiam.
3. JUŻ POPRAWIAM.
Nawet nie zauważyłam, że nie napisałam. Tyle rzeczy do poprawy.
Annie nie jest aż taka zła, come on.
Pierwsza scena bez Tedsa i już zainteresowanie, może powinnam całkiem go wykopać?
Pozdrawiam!
Victor jest Deanem?! Znaczy DEAN JEST VIKTOREM?!
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle to hejka Lusmyth!
Powiem Ci, że bardzo mnie tym zaskoczyłaś, ale kiedy widzę Victor to myślę Krum xD
Wnioskuję, że chodzi o zeszłoroczną Eurowizję? Rusek był genialny, ale oczywiście wygrała Ukraina. Piosenka nawet całkiem, całkiem, ale moim zdaniem "nie eurowizyjna". Było tylu dobrych wykonawców, chociażby taki Frans (przyznam szczerze, że całym serduszkiem byłam za nim), ale i tak musieli wybrać coś innego. Dobra, koniec tych wywodów o Eurowizji.
Teraz to jestem zła na Tinę i Levi'ego. Niezłe z nich śmieszki. Czy jego matka się o tym dowie? I jak zareaguje w takiej sytuacji?
Tyle zwrotów akcji, już nie wiem co jest prawdą, a co fejkiem.
W pełni zgadzam się z Adrianną. WIDAĆ, ŻE NIE CHODZISZ DO SZKOŁY.
Ach, zapomniałam, "uciekł" Ci transport? Nie, ty przecież jesteś "chora" xD
No cóż, to by było na tyle. Przed nami ferie (mam nadzieję, że produktywne).
Pozdrawiam,
Twój afroamerykanin
Meryem
P.S. Dzięki mnie, Twój blog zdobędzie więcej czytelników. Nie musisz dziękować...
Ty myślisz Krum, ja myślę Nikiforov xD
UsuńTak, pisałam z myślą o zeszłorocznej. I sądzę, że powinien wygrać Måns znów, bo był najlepszy z nich wszystkich. Ewentualnie rusek, bo Siergiej to bae. Albo Douwe. Eh.
Właśnie o to chodzi. Masz się zastanawiać, co jest prawdą, a co nie. Uznałam, że nie warto jasno mówić, kiedy Teds kłamie, a kiedy mówi prawdę. Niech czytelnicy interpretują według własnego uznania. Jak my wszystko na polskim.
I przestańcie mnie atakować. JESTEM CHORA. Ugh.
Ferie spędzam z pierwszym rozdziałem do Baza, w końcu jakaś dobra odskocznia.
Pozdrawiam,
Twój właściciel (?)
Lusmyth