czwartek, 9 lutego 2017

Czego nie załatwią teksty na podryw?

Zawsze zanim dodam rozdział, mam dobre chęci i chcę go sprawdzić. Niestety kończą się, kiedy zaczynam czytać, więc może być trochę błędów przez to, że jestem leniem (eh, w tej sprawie to całkowicie rozumiem Tedsa) i pokraką jeśli chodzi o polski język. Co do tyułu i motywu przewodniego tego rozdziału - zbliżają się walentynki, a ja kocham słabe teksty na podryw. Czego nie załatwią teksty na podryw? Randki, prawdopodobnie. Oto jeden, którego nie wcisnęłam do rozdziału, ale muszę się nim podzielić: Jesteś http? Bo ://

– On ma problemy, Dean, wiesz o tym?
Blondynka stała w drzwiach swojego mieszkania ze skrzyżowanymi ramionami, mierząc wzrokiem wysokiego mężczyznę. Wyglądał na zdenerwowanego.
– Znam go od ponad dwóch lat, zdążyłem zauważyć.
– Tak, przyjaźnicie się już trochę czasu, ale czy ty chociaż wiesz, dlaczego rzucił Cambridge? Co się stało z jego ojcem? Dlaczego ma problem ze swoim imieniem? Albo czemu tak ciężko mu zaufać ludziom? – Zmarszczyła czoło, zmartwiona. – Teddy jest samodestruktywny i prawdopodobnie ma depresję. Będzie próbował się ciebie pozbyć, bo nie wierzy, że ktoś naprawdę mógłby go chociażby polubić za to, kim jest.
– Dlaczego mi to wszystko mówisz?
– Ponieważ wiem, co zrobił. I ty też niedługo się dowiesz. Ale to nie ja powinnam ci o tym mówić, tylko on.
– Co zrobił?
– Po prostu… – westchnęła cicho, odwracając wzrok. – Okłamywał nas wszystkich. To zaboli, Dean. Więcej nie mogę ci powiedzieć.
Nie wiedział, co odpowiedzieć. Stał przez chwilę, wpatrując się w czubki swoich butów, aż w końcu słowa same wyleciały mu z ust:
– Kochał cię, Annie. Możliwe, że nadal kocha.
Wiedział, że nie powinien tego mówić. To nie była jego sprawa, tylko jej i Teddy’ego. Nie powinien się w to mieszać.

28 września, rok i 5 miesięcy wcześniej

Zanim wszedł do mieszkania, upewnił się, że dziewczyna jest w środku. Już w drodze do domu wysłał jej wiadomość, domagając się wyjaśnień.
Levi: „Musimy pogadać. Dom. Teraz.”
Po niecałych dwóch minutach mu odpisała, lecz jej SMS ani trochę go nie uspokoił.
Tina: „Z niecierpliwością wyczekuję twojego powrotu.”
Pchnął drzwi wejściowe, zastanawiając się, jak wytłumaczy się dziewczyna. Czy zacznie kłamać, że niczego nie zrobiła i powie, że Teddy sobie to wszystko wymyślił, czy przyzna się i wyjaśni, dlaczego to zrobiła. Ale pewnie nie zrobi ani tego, ani tego.
Znalazł ją w kuchni, siedzącą na krześle przy stole i czekającą na niego z noga założoną na nogę.
– Ciąża urojona? Czy tylko sobie pogrywasz z Teddy’m?
– Och, Levi – uśmiechnęła się, odgarniając sobie włosy za ucho. – Nie umiesz się bawić.
– Tłumacz się – zażądał.
Usiadł naprzeciwko niej. Jedyne czego w tamtej chwili pragnął, to dobry powód, dla którego okłamała jego brata. Wątpił jednak, że taki otrzyma. Tina nigdy całkiem nie zdradzała mu swoich planów, o najważniejszych rzeczach dowiadywał się po fakcie.
– Nie jestem w ciąży, to po pierwsze. A on tak łatwo w to uwierzył… – Pokręciła z niedowierzeniem głową. – To było aż za proste. Jego reakcja była tak zabawna, szczęka mu opadła i zaczął zadawać masę pytań… Jak teraz o tym myślę, jest nawet na swój sposób uroczy. Niestety nie umie trzymać sekretów, obiecał, że ci nie powie, a jednak oto jesteś.
– Dlaczego się z nim bawisz? Mogłaś mi chociaż coś powiedzieć.
– Przyłączyłbyś się do zabawy? Wtedy to, dlaczego się ‘zaręczyliśmy’, byłoby oczywiste. Dziewczyna w ciąży, spanikowany chłopak i niechciane dziecko, idealna kombinacja.
Zacisnął dłonie w pięści.
– Masz zamiar go przeprosić?
– Przeprosić? – zdziwiła się. – W żadnym wypadku… Ale może ty powinieneś przeprosić mnie, jeśli chcesz nadal ciągnąć historyjkę o tym, jak bardzo zakochani jesteśmy.

3 października, rok i 4 miesiące wcześniej

– Jesteś płaczącym aniołem?
To pytanie całkowicie zbiło Teddy’ego z tropu.
– Co? Czemu miałbym…
– Bo nie mogę oderwać od ciebie wzroku.
Zaśmiał się, rozumiejąc o co chodzi. Właśnie skończyli oglądać jeden z odcinków Doktora Who – „Mrugnięcie”, który był o tych właśnie aniołach. Posągi, kiedy się na nie nie patrzyło, zbliżały się do ofiary i zabijały ją. Nie mogły nic zrobić, wykonać najmniejszego ruchu, kiedy się na nie patrzy. 
Dean kilka dni wcześniej odkrył piękno tekstów na podryw i dzieli się z Teddy’m jakimś co najmniej raz dziennie, tak samo z prawie każdą napotkaną osobą. Azjata był zdziwiony, że nie wypróbował jeszcze żadnego na swojej babci. Chociaż może to zrobił. Teddy nie byłby zaskoczony, gdyby ktoś mu powiedział, że Dean próbował poderwać staruszkę.
– Przypomnij mi, dlaczego się z tobą przyjaźnię? – zapytał Teddy, ziewając w połowie zdania. – Udało ci się już kogoś wyrwać tymi tekstami?
– Żebyś wiedział. Dzięki „chyba wypiłem Felix Felicis, bo zdaje się, że będę mieć dzisiaj szczęście” zaliczyłem dwie randki. Może ty też powinieneś spróbować?
– Na Annie? – parsknął. – Coś w stylu „Masz niezłe spodnie… Myślisz, że mógłbym w nie wejść? „? Czy bardziej „Gdybym był ośmiornicą, wszystkie trzy serca biłyby mi dla ciebie”?
Dean parsknął, zakrywając dłonią usta.
– Nie jestem dawcą organów, ale z radością oddałbym ci swoje serce.
Teddy zdecydował się podjąć niewypowiedziane wyzwanie. Spojrzał na Deana i z pokerową twarzą powiedział:
– Jedyną rzeczą jaką chcę w tobie zmienić jest twoje nazwisko
– Masz jakieś imię czy mogę nazywać cię moim? – Dean przygryzł wargę, nie przestając się uśmiechać.
– Wyglądasz tak dobrze w ubraniach – Poruszył sugestywnie brwiami – bez nich musisz wyglądać jeszcze lepiej.
– Gdybym dostawał funta za każdym razem, gdybym zobaczył kogoś tak pięknego jak ty, to miałbym tylko jednego funta. 
Wymyślenie kolejnego tekstu przyszło Teddy’emu z trudem, nie chciał powiedzieć czegoś pospolitego, a wykorzystał już te najlepsze.
– Masz na imię Tumblr? Bo chciałbym być na tobie całą noc.
Szatyn podniósł ze stolika filiżankę z herbatą. Upił łyk i się skrzywił, była już zimna, a zimna herbata to dla Brytyjczyka dzieło szatana. Nie było niczego gorszego niż mrożona herbata. Natychmiast odłożył ją na miejsce.
– Okropna – Wzdrygnął się na samą myśl o napoju. – Wracając do twojego wcześniejszego pytania… Niekoniecznie na Annie. Mógłbyś przetestować to na kimś innym. Jesteś pewien, że to dziewczyna dla ciebie? Wydaje się miła, ale co w niej takiego specjalnego?
Wiedział, że porusza drażliwy temat, ale chciał poznać odpowiedź, a jaki sposób na zdobycie jej jest lepszy od pytania? Teddy sam z siebie by się z nim tym nie podzielił. Jeśli nie zapyta, nie dostanie odpowiedzi.
– Wcześniej mówiłeś, żebym spróbował ją zdobyć. Zabrałeś mnie na tą pieprzoną imprezę, „żebym w końcu mógł zrobić coś w sprawie Annie” – Imitował Deana, czując się zaatakowanym. – A ty co? Sam nikogo nie masz.
Wyraz twarzy Deana uległ diametralnej zmianie po usłyszeniu ostatnich słów Azjaty. Przestał się uśmiechać, a z jego oczu z jego oczu zniknęła cała radość i zastąpił ją ból.
– Powinieneś wyjść.
– Chyba nie obrazisz się o coś takiego, co? – zadrwił.
Szatyn wymienił z nim chłodne spojrzenie, odpowiadając krótko:
– Wyjdź. 
Teddy nie sądził, że jego słowa mogłyby tak zaboleć przyjaciela. Dean rzadko kiedy się o coś obrażał, zwykle ignorował obelgi i złośliwe komentarze Teddy’ego albo odpłacał mu się tym samym. Nigdy wcześniej go nie wyrzucił ani nawet nie był temu bliski.
– Dean… – zaczął, wstając z kanapy. Nie chciał wychodzić, ale skoro tego właśnie chciał szatyn, to powinien to zrobić. Zrobił kilka kroków w stronę wyjścia, ani na chwilę nie odwracając się plecami od Deana. – Przepraszam. Gdybym wiedział, że tak na to zareagujesz…
– Po prostu wyjdź – Wskazał dłonią drzwi. – Proszę.
Młodszy chłopak poczuł rosnące w środku poczucie winy, uczucie którego nienawidził i czuł zbyt często.
Zanim wyszedł, oparł się o framugę drzwi i niepewny, czy jego słowa dosięgną Deana, cicho powiedział:
– Znam Annie od dziecka. Byliśmy sąsiadami i spędzaliśmy wspólnie każdą wolną chwilę. To ona jako jedyna była przy mnie, kiedy byłem w rozsypce. Wiele razy mi pomogła… Na przykład wtedy, kiedy zdechł mi pies. Oglądaliśmy razem filmy przez całą noc, pijąc kakao. Sprawiła, że mniej bolało. – Uśmiechnął się smutno. – Możliwe, że to właśnie dzięki niej nadal tu jestem.
I wyszedł, zostawiając Deana samego.

6 października

Przyglądała się podrzucającemu piłkę chłopakowi. Mokra koszulka przylegała mu ściśle do ciała, ukazując mięśnie, nad którymi pracował od kilku lat. Kropelki potu spływały mu po twarzy, ale to było jego najmniejsze zmartwienie. Teraz liczyło się dla niego wygranie meczu.
Koszykówka nie była jego mocną stroną, lecz nawet mimo porażek, nie poddawał się. Należał do drużyny rugby, a inne sporty uprawiał tylko dla zabicia czasu. Gra poprawiała mu humor, a kiedy on był w dobrym humorze, jej również udzielała się jego radość.
Przygotowywał się do rzutu do kosza, napiął mięśnie i oblizał dolną wargę. Całą swoją uwagę poświęcił piłce i koszowi, oceniając, jak rzucić, żeby trafić.
Wypuścił piłkę, szybko poleciała w stronę kosza. Dziewczyna z zapartym tchem obserwowała ruch piłki, a jej głowę zaprzątało tylko jedno pytanie: Trafi czy nie?
Nie trafił. Chybił o zaledwie kilka centymetrów, a piłka odbiła się od kosza. Drużyna rywali od razu ją przejęła.
Chłopak podbiegł do niej jak tylko zakończył się mecz. Mimo nieudanego kosza, wygrali trzema punktami. Mieli powód do świętowania.
Objął ją w pasie, przysuwając do siebie, na co ona nieśmiało się uśmiechnęła. Nachylił się i złączył ich usta w krótkim pocałunku.
– Idziesz świętować z nimi? – zapytała, kiedy się od siebie odsunęli, wskazując głową grupkę śmiejących się mężczyzn.
– Wolę zostać z tobą.
– Świetnie wam poszło – skomentowała. Gdy zauważyła, że zaczął się cieszyć, dodała: – Oprócz ciebie, Dylan, ty zawaliłeś rzut.
Wzruszył ramionami, nie przejmując się jej słowami.
– Wygraliśmy. To najważniejsze. Dupki z Caddington dostali, na co zasłużyli.
Rozmowę przerwał im dźwięk wydobywający się z telefonu dziewczyny, sygnalizujący o nowej wiadomości.
Taco: „Większość ludzi ogląda Superbowl, bo dzieje się to tylko raz w roku. Ja wolałbym rozmawiać z tobą, bo szansa spotkania kogoś jak ty to raz w ciągu całego życia.”
Dylan wyjrzał jej zza ramienia, czytając wiadomość.
– Annie? Masz zapisanego Tedsa jako Taco?
– Kojarzy mi się z tacosami, co poradzisz?
Szybko napisała mu odpowiedź.
Annie: „Dylan robi się zazdrosny. Uważaj, Teddy.”
– Zazdrosny? O Tedsa? – zapytał, jakby to było czymś niemożliwym. – Ani trochę.
Taco: „Niepowodzenia czynią życie interesującym.”

10 października

– Co to ma być?
Kobieta wskazywała talerz leżący na stole. Ułożone były na nim trzy burritos zrobione przez Teddy’ego. Meksykańska kuchnia była jego ulubioną, więc postanowił zrobić coś samemu. W Internecie znalazł kilka różnych przepisów i wykorzystał jeden z nich. Był dumny z wyniku swojej pracy. Jego matka nieco mniej.
– Burrito – odpowiedział, siadając na krześle.
– Nie mogłeś zrobić czegoś zwykłego jak mięso i ziemniaki?
Przełożył jedno burrito z głównego talerza na swój mniejszy.  
– Chciałem spróbować czegoś nowego. Mogę jeszcze zrobić tamto, jeśli…
– Daj spokój – Przewróciła oczami. – Zanim byś skończył, dawno bym się najadła. Tylko traciłbyś czas.
– No tak.
– Co u tego twojego kolegi, Deana? Dawno go tu nie było.
Prawie o tym zapomniał. Dean ostatni raz był u niego w domu na kolacji, kiedy przyjechał Levi przedstawić swoją ‘narzeczoną’. Żeby mógł wyrwać Teddy’ego z rodzinnej imprezy, powiedział, że ma dziewczynę w ciąży. Dlaczego myślą, że udawane ciąże to dobry pomysł?, przeszło przez myśl Teddy’emu, To nie jest dobry pomysł. Ani trochę.
Od tamtego czasu Dean zdawał się unikać matki przyjaciela.
A Teddy unikał Deana od ich ostatniej kłótni. Zastanawiał się, czy powinien ciągnąć kłamstwo przyjaciela czy wyjaśnić matce, jak jest naprawdę.
– Dobrze – odparł. – Okazało się, że dziewczyna narobiła hałasu, a dziecko nawet nie było jego.
– Umawiał się z taką ladacznicą? – Pokręciła głową z dezaprobatą. – Wyglądał na chłopaka z lepszym gustem.
– Powiedziałem dokładnie to samo.
 Chłopak uznał, że najwyższy czas zrobić coś w sprawie z Deanem. Bez niego było… za cicho. Nikt nie przeszkadzał Teddy’emu, nie wysyłał wiadomości z głupimi żartami na poprawę humoru.
Postanowił pogodzić się z Deanem w odpowiedni sposób. Poprzez tekst na podryw.
Teddy: „Musisz być lekiem na Alzheimera, bo jesteś nie do zapomnienia.”
Odpowiedź przyszła niemal natychmiast, jakby szatyn czekał przygotowany na jego wiadomość.
Dean-o: „Mogę twoje zdjęcie? Pokażę Mikołajowi, co chcę dostać na święta.”
Zaśmiał się pod nosem, patrząc w ekran telefonu. Dean nie był zły, to wywołało u niego ogromną ulgę.
– Odłóż to. Ciągle byś tylko z tym telefonem siedział, porozmawiaj czasem z ludźmi.
– Właśnie to robię. „Pewne bardzo ważne rozmowy nie mają nic wspólnego z wypowiadaniem słów.”
Nałożyła sobie jedzenie na talerz i rzuciła synowi ostrzegawcze spojrzenie.
– Nie wymądrzaj się.

19 października

Niechcący podsłuchał kawałek rozmowy zza zamkniętych drzwi apartamentu Deana.
– Victor. Potrzebuję przysługi.
Zastanawiał się czy Victor to imię osoby, z którą rozmawiał. I nad tym, jakiej przysługi mógłby potrzebować Dean. Nie dosłyszał odpowiedzi drugiej osoby, wobec czego wywnioskował, że Dean rozmawia przez telefon.
Nie chciał podsłuchiwać, ale nie wypadało przerywać mu w rozmowie.
– Taa, mogę podjechać w sobotę. Nie ma sprawy – usłyszał jego głośne westchnienie. – To ważne.
Ręka Teddy’ego powędrowała w stronę klamki. Wchodzić czy nie wchodzić?
– W pierwszy weekend listopada będzie gala i ojciec chce, żebym tam był – ucichł na chwilę. Druga osoba musiała coś mówić. – Nie, nie, pojadę. Tylko trzeba w Luton coś załatwić, kiedy mnie nie będzie… Wyjaśnię ci wszystko jak się spotkamy.
Teddy zmarszczył brwi, słuchając jego słów. Dlaczego był taki tajemniczy? Co ukrywał? Z kim rozmawiał i co musiał załatwić? Kiedy zdawało mu się, że zna Deana, ten okazywał się mieć kolejną warstwę pełną sekretów, prawie jak matrioszka.
Dźwięk kroków stał się głośniejszy. Dean zbliżał się do drzwi.
– Muszę kończyć. Teddy ma zaraz… – Przerwał na kilka sekund, po czym dodał, zirytowany: – Tak, nadal.
Teddy chwycił za klamkę i nacisnął ją. Musiał wejść do środka zanim Dean otworzyłby drzwi i zobaczył go tam, stojącego pod drzwiami i podsłuchującego.
Dean stał zaledwie kilka kroków od drzwi. Jedną ręką trzymał telefon przy uchu, a druga zawisła w powietrzu. Wyciągał ją przed siebie z zamiarem otworzenia drzwi, lecz Teddy zrobił to jako pierwszy.
– Zadzwonię później – rzucił, odkładając telefon na stojącą obok szafkę. – Cześć.
Teddy kiwnął mu na powitanie. Nigdy nie przepadał za mówieniem ‘cześć’, ‘hej’ czy ‘witaj’. Unikał witania się z ludźmi, zaczynając od razu rozmowę, bo kiedy się przywitasz, musisz się w końcu pożegnać. Teddy nie był najlepszy w pożegnaniach.
Może dlatego zdarzało mu się kilkakrotnie całkowicie stracić kontakt ze starymi znajomymi. Coraz mniej rozmawiali, aż w końcu nikt więcej się nie odezwał. Zasadę nieżegnania się wprowadził u siebie kilka miesięcy temu z myślą, że jeśli on się nie pożegna, nie straci całkowicie tamtej osoby, nawet już z nią nie rozmawiając.
– Coś ważnego? – zapytał Teddy, wskazując jego komórkę.
– Niezbyt – odpowiedział bez chwili zawahania.
– Na pewno?
– Całkowicie.
Przeszli do salonu. Usiedli na swoich miejscach, Teddy w wygodnym fotelu skierowanym do okna, a Dean rozłożył się na kanapie.
– Użyłem jednego tekstu na Annie. Nie poszło zbyt dobrze.
Zaczęło padać. Azjata przyglądał się spadającym kroplom deszczu i budynkom w oddali. Z apartamentu Deana widać było kilka mniejszych budynków i kawałek parku, do którego czasem chodzili, kiedy była lepsza pogoda. Do parku często chodzili mieszkańcy na spacery z psami lub dziećmi, nie brakowało tam też zakochanych par. W centrum znajdowała się fontanna z rzeźbą amora – typowe miejsce lutońskich zaręczyn.
– Przynajmniej spróbowałeś. To jakiś postęp – Nawet na niego nie patrząc, Teddy mógł usłyszeć, że się uśmiecha wypowiadając te słowa. – Co cię tu sprowadza?
– Potrzebuję roboty.

21 października

Z budynku lotniska wyszła czarnowłosa dziewczyna z tatuażem w kształcie drzewa na ramieniu, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu swojego brata. Miał na nią czekać.
Ciągnęła za sobą ciężką walizkę pełną ubrań. Bynajmniej nie była zadowolona z powrotu do rodzinnego miasta. Było pełne złodziei czekających tylko na samotną dziewczynę jak ona.
Przyglądała się samochodom na parkingu, szukając odpowiedniego. Kiedy rozmawiali przez telefon, powiedział, że ma szukać granatowego audi.
– Ej! – zawołał ktoś, a ona obróciła się na zawołanie. To był on. Jej brat, mały idiota. – Dalej, Lia, matka w domu czeka i nie daje mi spokoju.
Wystawiał głowę przez okno samochodu. Zajmował siedzenie obok kierowcy. Lekki wiatr zawiewał jego włosy do tyłu, co dodawało mu uroku. Może w końcu jakaś dziewczyna też to zauważy i się nim zajmie, pomyślała. Uśmiechnęła się na jego widok. W ostatnim czasie rzadko mieli okazję się spotkać przez jej ciągłe wyjazdy.
Wsiadła do tyłu i spojrzała na odbicie twarzy kierowcy w lusterku. Nie znała go, ale jego zielone oczy od razu przyciągały uwagę, tak głębokie, że trudno było oderwać od nich wzrok. Tak samo jego dołeczki w policzkach. Ledwo weszła do środka, a ten już się do niej uśmiechał.
– Hej – zwrócił się do niej radośnie. – Dean Blackburn.
– Lia, ale to już chyba wiesz – odpowiedziała, spoglądając wymownie na swojego brata. – Prawda, Teddy?
– No co? Musiałem jakoś tu przyjechać i cię zabrać. Matce nie chciało się ruszać z domu, a Levi jest zajęty.
Zapięła pas, a Dean ruszył, kierując samochód do domu Moonów.
– Mogłeś się jednak trochę pospieszyć – wytknęła mu, udając obrażoną.
– I tak przyjechaliśmy dość szybko. Zanim wyjechaliśmy, rozlałem sobie kawę na spodnie i musiałem je przebrać. A potem ciągle były czerwone światła.
– To tylko dziesięć minut drogi, powinieneś tu być piętnaście minut temu.  
Jej słowa z jakiegoś powodu wywołały śmiech Deana. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się dlaczego, ale odpowiedź przyszła sama:
– Wyjechaliśmy później, bo nie chciał przerwać oglądania odcinka Doctora Who.
Odpowiedział mu oskarżycielskim spojrzeniem i prychnięciem. Nigdy nie lubił, kiedy ktoś wytykał mu kłamstwa i opowiadał prawdziwą wersję wydarzeń. Lia zdążyła przyzwyczaić się do kłamstewek brata, mieszkając z nim przez niemal dziewiętnaście lat.
Przypomniała sobie, że nawet jako dziecko, żeby uniknąć kary, wymyślał niestworzone historie. A ich rodzice jakimś sposobem w nie wierzyli, tak samo jego nauczyciele i większość znajomych. Najbardziej zapadło jej w pamięć kłamstwo, że wcale nie zepsuł starego laptopa taty, tylko zrobił to ptak, który wleciał przez okno i zahaczył o ładowarkę, która była do niego podłączona. Laptop upadł i się zepsuł, a ptak wyleciał przestraszony. Naprawdę ciężko było jej uwierzyć w to, że rodzice to kupili.
– Chciałabym powiedzieć, że jestem zaskoczona, ale… Nie jestem. Ani trochę.
– Dzięki za wiarę we mnie. „Gdzież można czuć się lepiej jak w kółku swej rodziny?” – sarknął Teddy, opierając głowę o szybę.
Byli już prawie na miejscu, kiedy zadźwięczała komórka Deana, leżąca na kokpicie samochodu.
– Przeczytaj – rozkazał Teddy’emu, wskazując telefon.
Chłopak wziął telefon do ręki i otworzył wiadomość.
– To od Willa…
– Nie czytaj.
Próbował wyrwać Teddy’emu przedmiot z ręki, ale ten już zdążył przeczytać SMS-a.
– „Jeśli nie pojawisz się na gali, to możesz przywitać się z mieszkaniem w Manchesterze.” O co chodzi?

4 komentarze:

  1. Pogubiłam się.
    Totalnie nie rozumiem wątku z Tiną i Levim. Celowo nawet wróciłam do poprzedniego rozdziału, (btw. masz błąd w spisie treści) żeby przeczytać rozmowę Teddy'ego z Tiną i Levim, ale nadal nie ogarniam. Że ona jest z Levim, ale jednak nie, ale jest w ciąży, ale nie jest w ciąży, ale tylko bawi się Teddy'm, ale po co? Meh. Chyba, że mam tego nie ogarniać, co, jak się zastanowię, jest w sumie prawdopodobną opcją.
    To samo tyczy się Deana/Victora. Na początku myślałam, że gdy w pierwszym słowie rozmowy telefonicznej padło imię "Victor" chłopak zwraca się do osoby po drugiej stronie, ale przecież równie dobrze mógł się przedstawiać. Dlatego Teddy zastanawia się, czy Victor to rozmówca, a czytelnik razem z nim.
    Ale w sumie to nigdy nie umiałam tworzyć teorii spiskowych, jeśli tak można to nazwać.
    Z lżejszych tematów: miałam ochotę skleić piątkę z Deanem, gdy stwierdził, że Annie to tak właściwie nic specjalnego i że Teddy mógłby się zainteresować kimś innym.
    I to, jak później wyprosił Tedsa z mieszkania. Jak na moje, to on nie był obrażony, tylko rozczarowany i urażony. I troszeczkę zazdrosny.
    Teksty na podryw wygrały rozdział. I nawet były inteligentne (no dobra, na tyle, na ile mogą być teksty na podryw)! Serio, nie wiedziałam, że ośmiornice mają trzy serca.
    Jestem ciekawa, co ciekawego do historii wniesie Lia. Patrząc na członków rodziny Teddy'ego, nie chce mi się wierzyć, że jest normalną, grzeczną dziewczynką.
    Kopiuję komentarz.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wątek Leviego i Tiny jest... Skomplikowany. I prawdopodobnie będę go żałować, ale jolo co nie??
      Dean chce mu pokazać, że nie tylko Annie w akwarium pływa, ma do dyspozycji jeszcze inne rybki. Ale Teds jak zawsze swoje, no cóż. (ten moment, kiedy niepochlebnie oceniasz własnego bohatera)
      Co do Lii - a kto w tej historii jest normalny i grzeczny? Eh.
      Nawzajem!

      Usuń
  2. Siemaneczko!
    Teksty na podryw, kocham <3 Niektóre z nich są tak bez sensu, że nawet się nie dziwię dlaczego nie załatwią randki.
    Przyznam z bólem, że kłamstwa Tedsa zaczynają mnie denerwować :(( wgl to wszyscy kłamią, co się tu narobiło? Tina i jej ciąża, Levi i jego "narzeczona", Dean i... właśnie!
    O co chodzi z Deanem, Victorem, czy jak mu tam? Mam nadzieję, że szybko to wyjaśnisz. Ale wnioskuję, że to coś złego, bo inaczej dlaczego ukrywałby to przed Teddym?
    Życzę weny!

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eh, jeśli teraz cię denerwują to ci powiem, że to dopiero początek wszystkich kłamstw. Będzie ich więcej i będą dużo gorsze.
      Każdy ma swoją ciemniejszą stronę. Przygotuj się na to.
      Nawzajem!

      Usuń