Drzwi windy zamknęły się, a stojących w środku chłopaków
ogarnęła wesoła muzyka dochodząca z głośników.
Teddy nerwowo przygryzał wargę, już niemal czuł posmak krwi.
Palce jego dłoni raz po raz uderzały w cienki materiał jego spodni.
Teraz albo nigdy, pomyślał,
wolałbym nigdy.
– Dean? – zaczął. W jego głosie ukrywała się nuta lęku. –
Muszę ci coś powiedzieć.
Szatyn odwrócił spojrzenie od drzwi windy i utkwił je w
Teddy’m. Było już późno, pod jego oczami pojawiły się cienie, które zdawały się
pogłębiać z każdą mijającą sekundą.
– O co chodzi?
– Możliwe, że zdarzyło mi się wypowiedzieć jedno malutkie
kłamstwo i możliwe też, że jestem częściowo odpowiedzialny za to, co stało się
z Willem.
– Mów.
Z ust Teddy’ego wydobyło się ciche westchnięcie.
– Poza Willem jest jeszcze jedna sprawa. Możliwe, że
troszeczkę się zdenerwujesz.
22
stycznia, rok i miesiąc wcześniej
Trójka rodzeństwa
siedziała w jednym pokoju, a drzwi z zewnątrz pilnował Dean, żeby nikt im w tym
czasie nie przeszkodził.
– Dlaczego? – zapytała
Lia, podchodząc do siedzącego w fotelu Leviego.
Wzruszył ramionami.
– Theo pewnie znowu coś
sobie wymyślił.
– Teddy – poprawił go
automatycznie brat.
Od lat mu powtarzał, że
nie chce, aby zwracano się do niego per Theo, ale ten i tak nie słuchał.
Lia nawet na moment nie
odwróciła wzroku od Leviego, jakby przekonana, że kiedy przestanie na niego
patrzeć, ten magicznie wyparuje.
– Jestem przekonana, że
akurat tym razem, to ty sobie nawymyślałeś. Cholera, Levi, mów o co chodzi.
Oboje chcieli wiedzieć,
co skłoniło ich brata do nagłej decyzji o ślubie.
Zaprosił tylko najbliższą
rodzinę, tak samo Tina. Przyjęcie miałoby się odbyć u nich w domu, jeśli w
ogóle dojdzie do skutku.
– Po co w ogóle się
przyznawałeś, że udajecie? – Do rozmowy włączył się Teddy. – Przeszlibyście
przez to bez problemu, nikt by wam nie przeszkadzał, gdybyś się nie przyznał.
– Tak, to był zły pomysł,
masz rację – mruknął pod nosem Levi. – Okej, rozumiem, że chcecie
interweniować, ale po co wam tu Dean? – zapytał, wskazując drzwi, za którymi
stał szatyn.
Teddy chciał szybko
wymyślić jakieś kłamstwo, ale ubiegła go Lia.
– Nie słyszałeś? To
miłość życia Teddy’ego.
– Lia – upomniał ją
Teddy. – Nigdy czegoś takiego nie powiedziałem.
Levi obrócił się do nich,
zainteresowany.
– Nie. Niemożliwe. Serio?
Przecież ostatnio mówiłeś, że wy…
– To było pół roku temu –
uciął.
Starszy z braci wyglądał,
jakby chciał jeszcze o coś zapytać, ale się powstrzymał, widząc rozgniewaną
minę Lii.
– Przypomnijcie mi, żebym
ja też zrobił wam taką rodzinną interwencję przed waszymi ślubami.
– Po co ten ślub? Co
próbujesz w ten sposób osiągnąć? – dociekała.
Teddy oparł się plecami o
drzwi, myśląc o tym, że zaledwie kilka metrów za nim stoi Dean. Jego chłopak. Ani razu go tak nie
nazwał, a jedynymi osobami, które wiedziały, że coś się między nimi dzieje,
były Lia i Dylan, chyba że on komuś wypaplał. A teraz do tej dwójki dołączył
Levi.
Był ciekaw, czy Dean słyszy
stamtąd ich rozmowę.
Wolałby być teraz po
drugiej stronie, z nim, zamiast męczyć się ze swoim bratem, ale to właśnie on
to wszystko zorganizował. I teraz musiał to doprowadzić do końca.
– Levi, o co z tym
wszystkim chodzi? Dlaczego tyle to ciągniesz?
– Jakiś czas temu trochę
grzebałem w papierach i dowiedziałem się czegoś ciekawego – odpowiedział
niechętnie. – Ojciec w testamencie zapisał mi dom dziadków, ten w Doncaster.
Nikt w nim teraz nie mieszka, dziadkowie się przenieśli, a ojciec zadbał, żeby
dom nawet po jego śmierci był gotowy na nowego właściciela. Jest warty więcej
niż moje mieszkanie, wóz i ten dom – Pokazał palcem na podłogę – razem wzięte.
Ale oczywiście był jeden warunek. Dom przechodzi na mnie, jeśli wezmę ślub.
Matka nie raczyła podzielić się ze mną tą informacją.
Lia przymknęła oczy i
uniosła lekko otwartą dłoń do góry jako znak, że nikt ma jej nie przeszkadzać.
– Skoro ty dostajesz dom,
co z nami? – Wskazała na siebie i Teddy’ego.
Wzruszył ramionami.
– Ty dostajesz stary
samochód. Szczerze wątpię, żebyś gdziekolwiek nim dojechała. To grat. Z kolei
on – Przerwał na chwilę, wpatrując się z zaciekawieniem w brata – dostanie
trochę kasy. Ale wy też, żeby to zdobyć, musicie spełnić warunek, a każdy z nas
ma taki sam. Ojciec pewnie chciał nas zmotywować, żebyśmy nie skończyli sami z
dziesiątką kotów.
Teddy przeczesał dłonią
włosy, zastanawiając się, co zrobić. Doszedł do wniosku, że musiałby w końcu
obciąć włosy i wytknąć błędy bratu.
– I odwaliłeś całą tę
szkopkę, żeby zdobyć dom? Przecież równie dobrze mógłbyś iść do urzędu,
podpisać papierek i od razu mieć z głowy, zamiast tak się bawić – wytknął mu
Teddy. – Twój plan naprawdę był kretyński. Może gdybyś zrobił to z kimś innym
albo w inny sposób, może i by wyszło.
– Właśnie, Tina. Co ona z
tego ma? – odezwała się Lia.
Znów w odpowiedzi
otrzymała wzruszenie ramionami.
– Jej rodzina od
dłuższego czasu męczy ją, żeby znalazła sobie faceta. W ten sposób będzie miała
spokój, a jej rodzice zapłacą za wszystko związane z organizacją. Same
pozytywy.
– Po co tyle czekać?
Mógłbyś mieć to załatwione w jeden dzień, a ty ciągniesz to od miesięcy.
Mógł mieć z głowy
kłopoty, nie przejmować się rodzinnymi interwencjami, gdyby tylko się nie
przyznał, że wszystko jest ustawione.
– Nigdzie mi się nie
spieszy, nie potrzebuję tego na już. Chciałem się trochę zabawić.
12
lutego, rok wcześniej
Zostały trzy minuty do
końca zmiany Teddy’ego, kiedy pojawił się przed nim uśmiechnięty Dean w koszuli
w kratkę i z bukietem róż w dłoni.
– Hej – przywitał się.
– Po co ci kwiaty? –
zapytał Teddy, spoglądając na bukiet czerwonych kwiatów z różową wstążką
trzymającą je wszystkie razem.
Nie było już prawie
żadnych klientów, a jego zmiennik pojawił się chwilę temu. Mógł spokojnie
wychodzić.
– Nie podobają ci się? A
wybierałem je z myślą o tobie – zażartował. – Są dla mojej mamy. Mam tylko
nadzieję, że przetrwają w samochodzie te kilka godzin.
Odpiął od swojej koszuli
plakietkę z imieniem, odłożył ją w odpowiednie miejsce i razem z Deanem ruszył
w stronę wyjścia.
Tego dnia wyjeżdżali do
Manchesteru załatwić kilka spraw. Mieli zatrzymać się tam na tydzień, trochę
pozwiedzać, i żeby Teddy poznał rodziców Deana.
Wcześniej podrzucili Myosotis do jednego z
kolegów szatyna, mieszkającego kilka domów dalej. Był wniebowzięty wiadomością
o tym, że może się nią zaopiekować.
Teddy nigdy wcześniej go
nie spotkał, ale wydawał się być blisko z Deanem. Wszyscy wydawali się być
blisko z Deanem.
Wsiedli do samochodu, a z
głośników poleciała ostatni singiel The Weekend.
– Tym razem ułożyłem
playlistę z myślą o tobie – powiedział Dean, odpalając silnik.
***
Państwo Blackburnowie
mieszkali w niewielkim domku w spokojniejszej części miasta. Mieli niewielu
sąsiadów, najbliżsi znajdowali się kilkaset metrów dalej.
Dom otaczały wysokie
drzewa, nadal nagie, przyprószone śniegiem. Pod drewnianymi drzwiami stał Dean
z kwiatami, które na szczęście przetrwały trasę w nienaruszonym stanie, a za
nim był Teddy, niemal się ukrywając.
Mogli wejść bez pukania,
skoro był to rodzinny dom Deana. Mógł się w nim pojawiać, kiedy tylko mu się
podobało.
Drzwi lekko się uchyliły.
Stanęła w nich przysadzista kobieta po czterdziestce, ubrana w prostą oliwkową
sukienkę z dopasowaną do niej biżuterią.
– Dean. – Uśmiechnęła się
szczerze, obejmując go.
Chłopak przytulił ją,
uważając, aby nie zniszczyć przy tym bukietu, który dla niej przywiózł.
– Cześć, mamo – przywitał
ją, odsuwając się kawałek. – Mam coś dla ciebie. Właściwie dwie rzeczy. Proszę.
– Podał jej kwiaty, które od razu powąchała. Odsunął się kawałek na bok, aby
kobieta mogła zobaczyć stojącego za nim Azjatę. – I poznaj mojego… Teddy’ego. Mojego…
Chłopaka? Serdecznego przyjaciela? To skomplikowane.
Teddy, na wspomnienie o
nim, uniósł dłoń i pomachał kobiecie, wymuszając uśmiech.
– Miło panią poznać.
– Ciebie również, Teddy –
odparła i, na jego zaskoczenie, przytuliła go. – Wejdziecie na kolację?
Dean kiwnął głową, ale
ona nie mogła tego zobaczyć, więc dodał:
– Wejdziemy na cały
tydzień. Chciałem przyjechać wcześniej i zostać na trochę dłużej, bo raczej nie
pojawię się w przyszłym miesiącu.
Kobieta wypuściła
Teddy’ego z uścisku i spojrzała na syna z twarzą przepełnioną zaskoczeniem,
jakby powiedział jej, że już nigdy więcej nie wróci do domu.
– Co jest w przyszłym
miesiącu? – zapytał Teddy.
– To nic… – zaczął Dean,
ale kobieta mu przerwała.
– Dean ma urodziny, to
już dwudzieste drugie.
– …Wielkiego.
Teddy skrzyżował ramiona.
– Nie pochwaliłeś się –
wytknął mu. – Będziesz miał urodziny, musisz wrócić do domu.
– Chciałem spędzić je z
tobą – westchnął Dean. – Chodźmy do środka.
Kobieta zaczęła
opowiadać, co razem ze swoim mężem, Arthurem, zrobili od czasu ostatniej wizyty
Deana. Przerywała mówić tylko, żeby wypytać syna, co u niego słychać.
Prowadziła mini przesłuchanie, zostawiając jednak najważniejsze pytania na czas
posiłku.
Zaprowadziła ich do
jadalni, gdzie czekał już zastawiony stół, przygotowany na trzy osoby. Teddy
wiedział, że Dean wcześniej uprzedził rodziców o swoim przyjeździe. Czekała na
syna, a pojawiła się z nim jedna osoba więcej, na którą się w tym domu nie
przygotowano.
Czym prędzej wyciągnęła z
szafy jeszcze jeden talerz, odpowiednie sztućce i rozłożyła to wszystko na
wolnym miejscu.
Na białym obrusie czekały
na nich gorące potrawy. Środek stołu zajmował talerz z ogromnymi ziemniakami,
przeciętymi u góry, a w nim fasolka i ser. Obok stały różne mięsa i sałatki,
wszystko gotowe do zjedzenia. Nie
musieli się martwić, że zabraknie jedzenia dla niespodziewanego gościa.
Starczyłoby go, by wykarmić całą armię.
– Arthurze! – zawołała
kobieta gdzieś w głąb domu. – Chodź na kolację!
– Siadaj – powiedział
Dean do Teddy’ego, wskazując głową stół.
Wykonał jego polecenie,
zajęli miejsca obok siebie, zostawiając te naprzeciwko dla rodziców.
Jedzenie wydzielało
przyjemny zapach, od którego Teddy’emu zaczynała lecieć ślinka. Nie jadł nic od
przerwy w pracy prawie pięć godzin wcześniej. Jego brzuch, czując zapachy
stojących przed nim potraw, głośno zaburczał.
Kobieta się zaśmiała.
– Proszę, jedz. –
Wskazała na jedzenie, siadając przy stole, naprzeciw Teddy’ego.
Niegrzecznym było
zaczynać posiłek, kiedy nie wszyscy siedzieli przy stole. Zanim nałożył sobie
jedzenia, poczekał na pojawienie się pana Blackburna.
Mężczyzna, gdy zajął
wolne miejsce, wyglądał na zaskoczonego obecnością Teddy’ego, ale nie zadawał
pytań. W przeciwieństwie do jego żony.
– Chłopcy, jak się
poznaliście? – zapytała, przyglądając się im uważnie.
Każdy po kolei zaczął
nakładać sobie coś na talerz. Teddy wziął jednego z wielkich ziemniaków i
ostrożnie przełożył go sobie na talerz, tak, by nie zrobić przy tym żadnego
bałaganu. Dorzucił do tego jeszcze trochę sałatki i zaczął jeść.
– Wpadliśmy na siebie w
autobusie – odpowiedział Dean.
– Uderzyłeś mnie,
narobiłeś hałasu, wyrzucili cię z autobusu, a potem męczyłeś mnie przez całą
drogę do domu – dodał Teddy, co przykuło uwagę ojca Deana.
Mężczyzna podniósł głowę
znad swojego kawałka kurczaka, aby spojrzeć na syna z dezaprobatą.
– Wyrzucili cię z
autobusu? Nie po to dostajesz samochód, żebyś jeździł autobusami.
– Akurat wtedy musiałem
oddać go do mechanika, więc jeździłem autobusem. Gdybym nie jechał, może bym go
nie poznał – powiedział Dean, obejmując ramieniem Teddy’ego.
Ojciec z synem przez
kilka sekund posyłali sobie wyzywające spojrzenia. Kobiecie się to nie
spodobało.
– Uderzyłeś go i
skończyliście razem? Czy na pewno dobrze to przemyślałeś? – zapytała
żartobliwie Teddy’ego.
– Może nie tyle uderzył,
co „niechcąco potrącił mnie łokciem”, jak to wtedy ujął.
– To było ponad rok temu,
jak możesz pamiętać coś takiego?
Teddy chciał
odpowiedzieć, że zapamiętywanie takich rzeczy to nie problem. Że z łatwością
zapamiętuje, to, co chce. Niekoniecznie to, co zapamiętać powinien.
– Znam na pamięć cały Sen nocy letniej. „Pójdę za tobą; z
piekła niebo zrobię,
choć ukochana dłoń zamknie mnie w grobie.”
choć ukochana dłoń zamknie mnie w grobie.”
Usłyszał tylko ciche „Jak?”,
zagłuszone odgłosami sztućców stykających się z talerzami.
– Dobrze jest mieć taką
pamięć, chłopcze – zwrócił się do niego ojciec Deana. – Może okazać się
niezwykle przydatna w wielu sytuacjach.
Jak na przykład, do zapamiętywania kłamstw, które się wypowiedziało, chciał
odpowiedzieć, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język.
Kolacja mijała im
spokojnie, bez żadnych sprzeczek czy nieprzyjemności. Rodzice Deana okazali się
być zaskakująco mili. Ojciec czasem mu dogryzał, do czego Dean był najwyraźniej
przyzwyczajony, bo odpowiadał mu tym samym. Docinki nie psuły dobrego nastroju
przy stole, przeciwnie, nawet rozluźniły atmosferę.
Matka Deana, kiedy Teddy
powiedział do niej „Pani”, kazała mu zwracać się do siebie Andrea, mówiąc, że
jest już uznawany za część rodziny, więc nie ma powodu, żeby mówił do niej tak
oficjalnie.
– Co zamierzacie robić
tutaj przez cały tydzień? – zapytała po zakończonym posiłku.
Wymienił spojrzenia z
Deanem. No właśnie. Co będą robić w Manchesterze przez tydzień?
– Przygotowywalibyśmy się
do ślubu brata Teddy’ego, gdyby go nie odwołał, więc mamy dużo wolnego czasu.
Dowiadując się o
odwołaniu uroczystości, mogli odetchnąć z ulgą. Oznaczało to koniec całej tej
farsy. Teddy rozumiał, że Levi chciał zdobyć to, co zostało mu zapisane, ale
jakim kosztem? Musiałby użerać się z Tiną przez jakiś czas, zanim wzięliby
rozwód, i jeśli nie podpisaliby intercyzy, ona odebrałaby mu część majątku.
Powinien wziąć ślub dopiero, kiedy uczucie między nim a partnerką było
prawdziwe, a nie z powodu pieniędzy.
– Ojej – zmartwiła się. –
Dlaczego odwołał ślub? Jakiś wypadek?
Oboje jednocześnie
zaprzeczyli.
– Nie dogadywali się –
odpowiedział jej Teddy. – Wieczne kłótnie i nieporozumienia, to nie mogło się
dobrze skończyć. „Kłótnie nie trwałyby długo, gdyby wina leżała tylko
po jednej stronie.”
– To nieprzyjemny temat –
dodał Dean. Brzmiało to, jakby próbował wybawić go z opresji. – Myślałem, żeby
pokazać Teddy’emu bibliotekę John Rylands, galerię sztuki i ogólnie najlepsze
miejsca – Wymienił jeszcze kilka innych nazw ciekawych miejsc w mieście,
niekoniecznie zaliczanych do obiektów turystycznych. – I Will chciał, żeby mu
coś podrzucić. W końcu pozwalają mu opuszczać teren szkoły tylko w weekendy, i
to nawet nie zawsze. Trochę mu współczuję. A wy go jeszcze wykorzystujecie,
żeby do mnie jeździł. – Pokręcił głową, chcąc tym pokazać, że nie popiera
ciągłego traktowania go, jakby wciąż miał pięć lat i nie mógł sobie poradzić
bez opieki. – Nie musicie mnie wciąż sprawdzać, nie robię nic złego.
– Will sam proponuje, że
do ciebie zajrzy – odparła Andrea, zaskoczona słowami syna. Zwykle starali się
unikać tego tematu. – Już od dawna nie każemy mu tam jeździć. Nic nie
wspominał?
Teddy spoglądał to na
Deana, to na jego rodziców. Dean wyglądał, jakby głęboko zastanawiał się nad
tym, co właśnie mu powiedziano. Niedoinformowany, oszukany, zawsze dowiadujący
się o wszystkim jako ostatni.
– Dziwne. Kiedy
przyjeżdża, to narzeka, że musi tam być. Pogadam z nim o tym, jak go zobaczę.
– Tak zrób – zgodziła się
z nim. – Jest późno, lepiej pójdźcie się rozpakować. Właśnie, Teddy, zostaniesz
w pokoju gościnnym czy z Deanem?
– Andreo – upomniał ją
mąż. Nie miał ochoty na rozmowę o życiu seksualnym swojego syna, którą ona
starała się zainicjować.
Teddy poczuł delikatny
dotyk dłoni Deana na swoim ramieniu. Chwycił go lekko, nie chcąc wyrządzić mu
krzywdy. Odebrał to jako znak, że panuje nad sytuacją.
– Chcesz spać ze mną czy
obok pokoju rodziców, gdzie moja mama będzie chodzić co pięć minut, żeby
sprawdzić czy wszystko jest w porządku? – zapytał się Teddy’ego szeptem,
podczas gdy jego rodzice również prowadzili między sobą przyciszoną rozmowę.
– Trudny wybór. –
Bezskutecznie próbował ukryć uśmiech. – Wypadałoby spać z tobą, skoro, no
wiesz, umawiamy się. Chyba, że już tego nie robimy, to w takim przypadku cofam,
co powiedziałem.
Starszy chłopak
odchrząknął, zwracając na siebie uwagę rodziców.
– Teddy zatrzyma się u
mnie.
Ojciec tylko potaknął w
milczeniu. To matka odezwała się jako pierwsza:
– Skoro tak… Pamiętajcie,
bezpieczeństwo przede wszystkim.
– Mamo – jęknął Dean, gdy
Teddy się zaśmiał.
***
Pokój Deana znajdował się
na piętrze, z dala od rodziców. Poza jego pokojem, na górze były jeszcze tylko
łazienka i schowek.
Na jasnoniebieskich
ścianach namalowanych zostało kilka szkieletów dinozaurów, a na samym środku
ściany naprzeciwko drzwi, w grubej ramce wisiało zdjęcie nastoletniego Deana
ubranego w dużą sportową koszulkę. Jego nastroszone włosy były o wiele
jaśniejsze, wtedy można było spokojnie o nim powiedzieć, że jest blondynem.
Najdziwniejszym na tym zdjęciu było to, że wokół niego leżało pełno ziemniaków,
a kilka z nich przytulał do siebie, jakby były jego największymi skarbami.
– O co chodzi z tym
zdjęciem? – zapytał Teddy, wskazując na przedmiot. – „Co mam na myśli to, że
jeśli facet naprawdę lubi ziemniaki, musi być całkiem przyzwoitym rodzajem
faceta.”
Usłyszał nostalgiczne
westchnienie, gdy Dean zbliżał się do fotografii.
– Chodziłem do Akademii
Manchesteru – zaczął, przyglądając się zdjęciu. Wracał myślami do czasu, który
tam spędził. – Teraz Will się tam uczy, ale to nieistotne. Istotne jest to, że
należałem do Klubu Entuzjastów Ziemniaków. Świetna sprawa. To był
najpopularniejszy z klubów. Wszyscy uwielbialiśmy ziemniaki.
Teddy nie wiedział, co
miał myśleć o klubie. Lubił ziemniaki, ale nie na tyle, żeby się nimi zachwycać
i zakładać dla nich klub.
Zdecydował się zostawić
to bez komentarza.
Wycieczkę po pokoju Deana
przerwał im esemes.
Teddy sprawdził swój
telefon.
– To od Leviego –
powiedział. Nie miał najmniejszej ochoty rozmawiać z albo o Levim.
Przeczytał wiadomość
kilka razy. A potem kolejne kilka, a słowa nadal nie do końca do niego
docierały.
– Co napisał?
– „Skorzystałem z pomysłu
z urzędem. Zaproszę cię do nowego domu, kiedy się wprowadzę. Dzięki, Theo.”
– Co zrobisz? – spytał,
wpatrując się wyczekująco w Teddy’ego.
Rzucił telefon na łóżko,
nie dbając o to, czy coś się z nim stanie, czy nie. Miał dość użerania się z
bratem, Tiną i całym tym małżeństwem. Kiedy chciał się wtrącić, uświadomić
Leviego, że to zły pomysł, ten go nie słuchał. Za każdym razem.
– Co mam zrobić? Tyle
razy mu powtarzałem, żeby tego nie robił, a on wciąż swoje. Skoro uważa to za
świetny pomysł, niech to zrobi. Próbowałem, nie wyszło. Nie będę się więcej
mieszać.
– Zbyt łatwo się
poddajesz.
No dobra. Ostatnia część (chyba, że robimy kolejne, hm? :))) ziemniakowego crossovera. Pierwsza tu, druga tu, a trzecia tu. May the potato be with you!
Zaczęłam pisanie tego rozdziału od słów "Nienawidzę wątku Tiny i Leviego", wciąż aktualne. Jeśli kiedyś zdecyduję się na wprowadzanie poprawek do tej historii, on zniknie. Levi stał się nowym Brettem - obwiniam go o wszystkie problemy. Bracia są tak bardzo niepotrzebni.
Rozmowa chłopaków z rodzicami Deana była taka niezręczna, że nawet ja czułam się niezręcznie.
OdpowiedzUsuńW tym opowiadaniu kłamstwo na kłamstwie jest kłamstwem przykryte, a najgorsze jest w tym wszystkim to, że nie pamiętam już, co jest prawdą. Chyba czeka mnie rereading(?). Może nawet zacznę zapisywać to, co wiem, a czego nie xD
A jeśli Leviemu chodzi tylko o pieniądze, to hej, pieniądze to dobry powód do małżeństwa. Ja go rozumiem.
Akademia Manchester i Klub Entuzjastów Ziemniaków? No jasne, czemu nie. Zdjęcie z ziemniakami? Jeszcze lepiej.
Ziemniaki powinny być stałą częścią naszych opowiadań ;)))
Weny!
SPOILER ALERT.
UsuńPlanuję w jednym z końcowych rozdziałów powytykać wszystkie kłamstwa, jakie znalazły się w całej historii. Trochę tego będzie.
Akademia i Tean spotkają się, co tak jakby będzie kolejnym crossoverem, ehh.
Wait, czy to zrobi z tego podwójny crossover? Skoro ziemniaki były tu i tam, a to i tamto będzie miało crossover... Nieważne.
Popieram część z ziemniakami. Najpierw załóżmy klub. Jak go w szkole nie poprą, zrobimy to nielegalnie.
Wzajemnie!
Poddaję się...
OdpowiedzUsuńChcę tylko, żebyś wiedziała, że kocham ziemniaki, nie ogarniam wątku Tiny i Levi'ego i mój światopogląd nie buntuje się na Teana.
Znasz moją sytuację. Wysilę się bardziej pod następnym rozdziałem.
Blogger mnie po prostu nie lubi.
P.S. Niech ziemniak będzie z tobą.
Dobrze, że twój światopogląd się nie buntuje, bo kolejny rozdział będzie w całości poświęcony Teanowi.
UsuńNiech twój następny komentarz będzie twoim najdłuższym.
Nie tylko blogger.