sobota, 8 kwietnia 2017

Renegat

Po co sprawdzać rozdziały? :)))
Scena, która miała być najkrótsza okazała się być najdłuższą, ups.
Also, ten rozdział raczej nie zaboli słabych światopoglądów.

5 stycznia, rok i miesiąc wcześniej

– Okropna. Nie pasuje ci. Weź inną.
Stojąca przed lustrem blondynka coś oburknęła, ale Lia już tego nie dosłyszała, a przynajmniej wolała tego nie słyszeć.
Tina zaczynała powoli grać jej na nerwach, a Lia miała niezwykłą cierpliwość do nowopoznanych osób. Wyznawała zasadę: „Nie oceniaj książki po okładce”, ale nawet jej pierwsze wrażenie po spotkaniu Tiny było negatywne, a próba dogadania się z nią niemal niemożliwa, lecz Lia wciąż starała się być miłą.
Widziała po Tinie, że stara się ją przeciągnąć na swoją stronę, pokazać od lepszej strony, żeby zaakceptowała ją w rodzinie. Nie dała się na to nabrać, ponieważ sama grała w podobną grę. Bądź miły, dopóki ktoś nie zrobi fałszywego kroku.
– Co sądzisz o tej? – zapytała Tina, pokazując Lii sięgającą ziemi suknię z długimi rękawami.
– Przymierz, zobaczymy.
Tina zabrała ją na zakupy, chcąc znaleźć sobie suknię ślubną, a jednocześnie zacisnąć więzi między nimi. Jedna z tych rzeczy mogła zakończyć się powodzeniem.
Nie była przekonana do narzeczonej swojego brata.
Blondynka wzięła wieszak z sukienką, po czym weszła do wolnej przymierzalni i zasunęła za sobą zasłonę.
Lia opierała się o ścianę obok przymierzalni, czekając, aż druga dziewczyna z niej wyjdzie.
– Co u Teddy’ego? – rzuciła niewinnie Tina zza zasłony. – Dawno go nie widziałam. Mówił ci coś o mnie i Levim?
Nagłe zainteresowanie jej drugim bratem również było podejrzane.
– Co miałby mi powiedzieć? – odpowiedziała pytaniem Lia.
– Nie wiem. Chłopak wydaje się mieć dużo dziwnych pomysłów.
I oto jej fałszywy krok. Obrażanie reszty Moonów, nie ważne, jak okropni oni byli, nie było akceptowane. Nawet w najmniejszym stopniu.
– Nie mów tak o nim – syknęła. – Nie wiem, co sobie wyobrażasz, ale obrażaniem mojej rodziny niczego u mnie nie zyskasz. Jeśli chcesz się przykolegować, to nie mów źle o moich bliskich, skoro sama wkrótce też masz się stać częścią rodziny.
Tina wyszła z kabiny, ubrana w białą suknię, która zdawała się być uszyta właśnie dla niej. Lia musiała przyznać, że blondynka świetnie prezentowała się w kreacji.
– Ta jest okej. Mogę już iść?

8 stycznia

Stał pod drzwiami apartamentu, kiedy odebrał wiadomość od Lii.
Lia: „Nadal mu nie powiedziałeś?”
Kilka dni wcześniej rozmawiali o tym, że powinien podjąć ryzyko i zobaczyć, czy związek z najlepszym przyjacielem wypali.
Nacisnął klamkę. Nie puściła, drzwi były zablokowane, wobec czego zadzwonił dzwonkiem.
Napisał do niej:
Teddy: „Zrobię to jak tylko otworzy mi drzwi.”
Po kilku sekundach dodał do tego drugą wiadomość.
Teddy: „Jeśli otworzy.”
Długo rozmyślał, co powinien mu powiedzieć, jednocześnie obawiając się odrzucenia, mimo faktu, że Dean wcześniej wyznał mu miłość. Miał wiele obaw dotyczących tego związku. Nadal darzył uczuciem Annie, a to mogłoby pomóc mu o niej zapomnieć, może z czasem jego uczucia dotyczące Deana się pogłębią i będzie mógł odwzajemnić miłość, jaką darzył go starszy chłopak.
Minęła dłuższa chwila, a drzwi nadal pozostawały zamknięte. Było piątkowe popołudnie, co oznaczało, że Dean powinien być już w domu. Nigdy nie pracował dłużej niż do czternastej, a dochodziła już piętnasta.
Dla pewności sprawdził na stronie centrum godziny, w których obsługiwane jest stoisko i podzielił ten czas na dwie zmiany. Pierwsza należała do Deana, od ósmej do czternastej. Dojazd z centrum do jego mieszkania zajmował co najwyżej piętnaście minut, nawet przy korkach.
Zaczął się zastanawiać, czy Dean jest w domu i nie chce go wpuścić, mając mu za złe to, co powiedział ostatnim razem, jak się widzieli, czy jest gdzieś na mieście z przyjaciółmi, bawiąc się w najlepsze.
Odwrócił się plecami do drzwi z zamiarem powrotu do domu.
A on tam stał i się w niego wpatrywał tymi zielonymi oczami, które tak bardzo lubił.
– Co tu robisz? – zapytał, wyjmując z kieszeni grubej kurtki pęk kluczy.
– Chciałem z tobą porozmawiać odnośnie Nowego Roku – zaczął, uciekając spojrzeniem gdzieś w bok. – Od czego by tu zacząć… „Idziemy przez ten świat samotnie, ale jeśli mamy szczęście, to przez jedną chwilę należymy do kogoś i ta jedna chwila pozwala nam przetrwać całe wypełnione samotnością życie”, jak powiedział Coelho. Z kolei Colton powiedział, że „Przyjaźń może zakończyć się miłością, ale miłość nigdy nie może zakończyć się przyjaźnią”, i tego właśnie się obawiam. Że jeśli się zgodzę z tobą być, to przez jakiś czas będzie dobrze, coś pójdzie nie tak i przestaniemy w ogóle się przyjaźnić, a ty jesteś najlepszym przyjacielem, jakiego kiedykolwiek miałem, chociaż bywa z ciebie niezły wrzód na tyłku.
Zrobił kilka małych kroków do przodu, zmniejszając dystans między sobą a Deanem. Szatyn przez cały nie odrywał od niego wzroku, jakby nie chcąc przegapić najmniejszej zmiany w jego zachowaniu, żadnego kroku ani mrugnięcia. Już nigdy więcej.
– Podjąłeś decyzję? – spytał Dean zachrypłym głosem. – Wolałbym wiedzieć, czy powinienem zacząć pakować swoje rzeczy.
– Pakować? Czemu miałbyś się pakować? Chyba nie chcesz wyjechać… Chcesz wyjechać?
– Dzisiaj zwolniłem się z pracy, byłem tam zdecydowanie za długo. Dotychczas mieszkałem w Luton, bo tego właśnie chciałem, ale teraz równie dobrze mógłbym przenieść się do Manchesteru i być co trochę kontrolowanym przez nadopiekuńczą matkę. Ostatnio mówiła, że powinienem przyjechać, zostać na dłużej. Sama ciągle pracuje i pomaga ojcu, nie mają czasu, żeby tutaj przyjechać. Jeśli stracę ciebie, to nic mnie już tutaj nie trzyma – wyznał, a jego policzki z każdym słowem przybierały coraz czerwieńszą barwę.
Rodzice co jakiś czas wysyłali do niego Willa, aby ten sprawdził, czy wszystko u niego w porządku i nie zrobił nic głupiego. Od czterech lat nie łamał zasad, nie robił niczego, co mogłoby być fatalne w skutkach. Nie sprawiał problemów. Nie było powodu, żeby musiał dłużej siedzieć w tej dziurze, chociaż to jego pomysłem był wyjazd.
Teddy skrzywił się na samą myśl o tym, że jego życie mogłoby wrócić do stanu sprzed roku, zanim jeszcze spotkał Deana, po tym jak wrócił z Cambridge i był wrakiem człowieka.
– Nie możesz wyjechać. Nie teraz, Dean.
– Chcesz, żebym został? – zapytał, a jego oczy błysnęły z nadzieją.
Wziął głęboki oddech, przypominając sobie tekst, który wcześniej sobie przygotował.
– Mam do ciebie jedno pytanie. Gdybym zamierzał zaprosić cię na randkę, to czy odpowiedź byłaby taka sama jak odpowiedź na to pytanie?

13 stycznia

Lia znów pojechała do Leviego, aby z nim pogadać o sprawach dotyczących zbliżającego się wesela, przez co Teddy został w domu sam z matką.
Oboje siedzieli na kanapie w salonie, oglądając kolejny odcinek hiszpańskiej telenoweli, którą jego matka uwielbiała, chociaż wątki były przewidywalne i wciąż się powtarzały. Romanse, morderstwa i śmierci, czyli przepis na udane popołudnie dla pań w średnim wieku i staruszek z dużą ilością wolnego czasu.
– Mógłbyś przynieść z kuchni ciastka? – zwróciła się do syna w połowie odcinka.
– Już, moment.
Z trudem zwlekł się z kanapy i wolnym krokiem udał do kuchni, po drodze przyglądając się mijanym ścianom. Były przepełnione obrazami martwej natury, rodzinnymi zdjęciami, a także różnorakimi motywacyjnymi cytatami, zapisanymi małą czcionką, aby nie zajmowały zbyt wiele miejsca i nie rzucały się zbyt mocno w oczy. Większość z nich właśnie on tam wpisał, kiedy jeszcze myślał, że ma przed sobą świetlaną przyszłość, a życie było łatwiejsze.
Kiedyś jego ulubionym cytatem ze ściany był ten należący do Saint-Exupery’ego: „Cel jest wielki, kiedy mu się poświęcisz. Lecz cel staje się niski, kiedy robisz sobie z niego tytuł do chwały.” Teddy napisał go po otrzymaniu listu z informacją, że został zaakceptowany do Cambridge, a teraz za każdym razem, mijając go, miał ochotę zdrapać paznokciami farbę ze ściany, nie chcąc już nigdy więcej go widzieć. Matka nigdy by mu na to nie pozwoliła, podobały się jej słowa wypisane na ścianach.
Cytat zamiast motywować, przypominał o porażce.
Wyciągnął z szafy paczkę czekoladowych ciasteczek i wsypał część z nich do miski. Niektóre nieco się pokruszyły, lecz większość zachowała swój nienaruszony okrągły stan. Pachniały połączeniem czekolady i mięty.
Odłożył paczkę na miejsce i chwycił miskę obiema rękami, obawiając się, że przez swoją niezdarność znowu coś zepsuje.
Położył miskę na ławie obok sofy, na której siedziała jego matka, przykryta do połowy kocem i z ogromnym zainteresowaniem oglądająca serial, jakby wątki rzeczywiście były nieprzewidywalne, chociaż tak naprawdę każdy z nich zdarzył się już kilka razy w ciągu ostatnich kilkuset odcinków.
– Dzięki – powiedziała jego rodzicielka, sięgając do miski po ciastko.
Siadając na swoje miejsce w rogu kanapy, spojrzał na ekran. Właśnie pokazywali Jorge, zaginionego złego bliźniaka głównego bohatera, trzymającego w dłoni pistolet. Celował nim w Guadalupe, jedną ze swoich wielu kochanek.
Najwyraźniej przez chwilę jego nieobecności wiele zdążyło się zdarzyć. Kiedy wychodził, wszyscy byli szczęśliwi, że udało im się przeżyć katastrofę samolotu.
– Co się stało?
– W samolocie była Guadalupe, a katastrofę spowodował Jorgę, po dowiedzeniu się, że zdradziła go z jego bratem – wyjaśniła szybko. – Przeżyła, więc postanowił ją zastrzelić.
Guadalupe zaczęła płakać, jednocześnie przeklinając Jorge, kiedy do pokoju wpadł Mateo, ten ‘dobry’ bliźniak.
Przy każdym zwrocie akcji, oglądającej serial kobiecie zapierało dech z zaskoczenia. Zachowanie matki śmieszyło Teddy’ego, lecz nie odważył się zaśmiać, wiedząc, że jeśliby to zrobił, zbeształaby go i kazała wyjść z pokoju, jakby nadal miał dziesięć lat i musiał słuchać każdego jej rozkazu.
Mateo był w połowie odkrywania wielkiego rodzinnego sekretu, skrywanego od pokoleń, kiedy program został przerwany przez reklamy.
Pani Moon burknęła coś z niezadowoleniem.
Korzystając z kilku minut, podczas których nie musiał się skupiać na ciągłych zwrotach akcji, sprawdził swój telefon.
Dwie nieodebrane wiadomości. Jedna od Lii, a druga od Deana.
Najpierw sprawdził, co napisał do niego Dean.
Dean-o: „Jesteś chętny na wyjście do La Nostra Felicità dzisiaj wieczorem?
La Nostra Felicità była pobliską knajpką, serwującą włoskie dania. Często odwiedzały ją zakochane pary przez jej romantyczny wystrój, a Teddy nie był pewien, czy byli już na etapie chodzenia na randki. Przez tych kilka ostatnich dni głównie siedzieli w apartamencie Deana razem z Myosotis, od czasu do czasu zamawiając coś do jedzenia, ale nigdzie razem jeszcze nie wychodzili jako para. I nie wiedział, czy tego właśnie chciał.
Teddy nadal próbował się przyzwyczaić do nowego związku.
Rozmyślał nad odpowiedzią tak długo, że zdążyła przyjąć kolejna wiadomość od Deana.
Dean-o: „Wiem, że nie chcesz się spieszyć. Wyjdziemy tylko coś zjeść, żadnego publicznego obściskiwania się.”
I zaraz po niej trzecia.
Dean-o: „Nigdy nie będzie publicznego obściskiwania się. Jeśli dobrze pamiętam, uważasz okazywanie uczyć przy ludziach za okropne i że nie powinno się tego robić. Obściskujące się parki są najgorsze. Nie będziemy tego robić.”
Parsknął cicho, co nie uszło uwadze jego matki.
– Z kim ty tak wypisujesz? – zapytała, nie kryjąc zainteresowania. – Jakaś dziewczyna?
–To tylko Dean – odpowiedział szybko. – Eh, nie mam dziewczyny, nie musisz się martwić. Zostawię to Leviemu.
– Masz już dziewiętnaście lat, mógłbyś się zacząć z kimś umawiać. Nie będę utrzymywać cię do końca życia, nie wyobrażaj sobie.
Domyślał się, że pewnie najchętniej już dawno wyrzuciłaby go z domu, żeby zostać w nim sama ze swoimi kwiatkami, które kochała i dbała o nie bardziej niż o własne dzieci.
– Porozglądaj się za kimś, z pewnością któraś cię doceni.
– Dlaczego wszystkich tak interesuje, czy się z kimś spotykam? Wiesz co?  Właściwie to umówiłem się z jedną dziewczyną na dzisiejszy wieczór, ale jeszcze nie wiem, co z tego wyjdzie.
Wysłał Deanowi odpowiedź.
Teddy: „Spokojnie, zgadzam się. Możemy tam iść. I tak, bez obściskiwania się, proszę. Wszystko, tylko nie to.”
Następnie sprawdził wiadomość od siostry.
Lia: „Czy tylko ja nie lubię Tiny?”
Zastanawiał się, czy powiedzieć jej prawdę. Powinna wiedzieć, może udałoby się jej przemówić Leviemu do rozumu i odwieść go od idiotycznego pomysłu poślubienia Tiny, swojej fałszywej dziewczyny.
Za długo zwlekał ze zrobieniem jakiegokolwiek kroku dotyczącego ślubu Leviego. Został miesiąc do uroczystości. Nie mogła dojść do skutku.
Odpisał jej.  
Teddy: „Oni udają.”
Jego nowym życiowym celem było zapobiegnięcie ożenku brata. Miał już dwie osoby, które mogłyby mu w tym pomóc.  

17 stycznia

Na ekranie laptopa, jak każdego weekendu, pojawiła się informacja o przychodzącej wideorozmowie od Annie.
Większość wolnych chwil w ostatnim czasie, tak samo jak tę, spędzał na siedzeniu w mieszkaniu Deana, nawet podczas jego nieobecności, i obijaniu się.
Dean był w kuchni razem z Myosotis, przygotowując coś do przekąszenia. Teddy zajmował jego łóżko, a laptopa położył na szafce nocnej obok. Położył się bokiem i oparł głowę na dłoni, żeby móc ze swojego miejsca widzieć ekran, na którym po zaledwie kilku sekundach pojawiła się Annie.
– Co słychać w Swansea? – zapytał, przypominając sobie nazwę miasta, w którym znajdował się jej uniwersytet.
– Całkiem nieźle, podobają mi się tegoroczne wykłady. Jest kilku nowych profesorów, może być ciekawie. – Uśmiechnęła się. – Jesteś w domu?
Zwykle dzwonił do niej z jednego kąta w swoim pokoju, udając, że to jego studencki pokój. Zmiana otoczenia musiała się rzucić w oczy. Ściany sypialni Deana, jak większa część jego mieszkania, były pomalowane na biało. Nad łóżkiem przyklejonych zostało kilka zdjęć, na niektórych sam Dean, na innych Dean z Teddy’m albo jego kolegą fotografem, Sebastianem. Znalazły się tam również zdjęcia zrobione przez samego Sebastiana, głównie krajobrazów z krajów skandynawskich.
– Przyjechałem na weekend, mam kilka spraw do załatwienia. No wiesz, związanych ze ślubem Leviego i wszystkim. Co powinienem dać im w prezencie ślubnym? Zastanawiam się nad zestawem filiżanek i czajnikiem zaprojektowanymi specjalnie dla nich.
Żeby się udławili tą herbatą, dodał w myślach.
– Całkiem niezły pomysł. Nigdy za dużo filiżanek i czajników. Może jeszcze ogrzewacz na czajnik? – zaproponowała. – Taki sweterek na czajniczek, są urocze. Myślę, że by im się spodobało. Nie znam pani młodej, ale jeśli chodzi o Leviego, to raczej tak.
Nie miał najmniejszego zamiaru kupować im czegokolwiek. Jego prezentem będzie to, że zatrzyma całą tę farsę i nie dopuści do wesela, do symbolicznego wypowiedzenia przez Tinę i Leviego słowa „Tak.”
Musiał ich powstrzymać, zanim zaczną planować w swoim fałszywym związku fałszywe dziecko. Tina już raz udawała przed nim ciążę, kto wie, czy nie będzie tego samego chciała zrobić również przed resztą rodziny?
Nie, dopuszczenie tej kobiety do wstąpienia do rodziny było niedopuszczalne.
– Miło, że tak uważasz. I tak pewnie jeszcze się porozglądam za czymś innym i ewentualnie zapytam o twoją opinię, co ty na to?
Kiwnęła głową, a kilka blond kosmyków spadło jej na twarz. Szybkim ruchem je odgarnęła. Nie mógł się oprzeć myśli, że wyglądała uroczo, kiedy to robiła, ale od razu po tym się skarcił. Miał już tak o niej nie myśleć. Dać sobie z nią spokój. Przestać grać w grę, której wygranej nie mógł osiągnąć, nawet przy największych próbach.
– Pamiętaj, Teddy, zawsze chętnie ci pomogę – powiedziała, marszcząc lekko brwi. – Jeśli będziesz czegoś potrzebował, po prostu powiedz.
– Dylan nie jest z tobą? – zapytał, zmieniając temat.
Zapytał o Dylana z grzeczności, nie z zainteresowania. Dylan nie był zły, ale nie należał do osób, których poczynania interesowałyby Teddy’ego.
Rozejrzała się na boki, jakby szukała swojego chłopaka w pustym pokoju. Nie było tam nikogo oprócz niej, stosu książek i zapisanych kartek.
– Nie, jest na treningu. – Skrzywiła się. – Drużyna już zaczyna szykować się do wiosennych meczy, chociaż na zewnątrz pełno śniegu. Pewnie wróci cały zasmarkany, a potem tydzień będzie jęczał, jak bardzo jest chory. Co roku to samo.
Teddy pamiętał jeszcze ze szkoły średniej, że Dylan zawsze mocno przykładał się do różnorakich sportów, ćwiczył cały rok, czasem biegając w śniegu w szortach, co zwykle skutkowało właśnie przeziębieniem. Nie uczył się na błędach i wciąż zamiast ćwiczyć zimą w środku, wychodził na zewnątrz.
– Nadal taki z niego sportowiec?
– Już mniej – odparła, okrywając się białym kocem. – Udaje mi się zmuszać go do nauki i jakoś sobie radzimy, nie jest źle.
– „Co my wiemy, to tylko kropelka. Czego nie wiemy, to cały ocean” – mruknął, cytując słowa Isaaca Newtona.
Lubił dowiadywać się nowych rzeczy, niekoniecznie się uczyć. Uczenie się przypominało mu o szkole, która sprawiała mu niemałe trudności. O zadaniach, nad którymi siedział całymi wieczorami. O tym, jak mówili, że jest wybitnym uczniem, kiedy on spędzał większość wolnego czasu na nauce. Uczył się, chociaż tak naprawdę tego nie chciał.
Literatura należała do jego ulubionych przedmiotów, szło mu wyjątkowo dobrze, a cytaty wchodziły do głowy z łatwością.
Często zastanawiał się nad tym, jak wiele nie wiedział, ilu ciekawych informacji było mu brak.
Odtrącił od siebie myśli o nauce, koncentrując się na powrót na rozmowie.
Jednak nie dane było mu dłużej rozmawiać. Drzwi sypialni otwarły się z cichym skrzypnięciem. Stanął w nich Dean. Nie tylko jego oczy zmieniały odcień w zależności od światła, ale także włosy. Im bliżej było do wiosny, tym jego włosy robiły się jaśniejsze. Wcześniej jasnobrązowe, teraz zbliżały się do blondu.
Oparł się o framugę drzwi, wpatrując wyczekująco na Teddy’ego.
Musiał zakończyć rozmowę z Annie.
– Muszę kończyć, wybacz. Napiszę później! – rzucił pospiesznie, zerkając na drzwi.
Rozłączył się z Annie.
– Zrobiłem naleśniki, jesteś głodny? – spytał Dean. Patrzył podejrzliwie na laptopa. – I mam jeszcze jedno pytanie.
– Tak, już idę. Jakie pytanie.
Szatyn potarł się dłonią po karku z zakłopotanym uśmiechem.
– Jadę w połowie lutego odwiedzić rodziców i tak się zastanawiałem… Nie chciałbyś pojechać ze mną?
– Poznawać rodziców, tak szybko? Myślałem, że nam się nigdzie nie spieszy.
Dean przygryzł wargę, kiwając głową.
– Tak długo to przed tobą ukrywałem, że sobie pomyślałem – westchnął – skoro jadę, to mogę zabrać cię ze sobą, żeby ci to wynagrodzić. Oprowadzę cię po Manchesterze – dodał, wykrzywiając usta w półuśmiechu.
Teddy zastanowił się pospiesznie nad jego propozycją.
– Pojadę z tobą, jeśli pomożesz mi zrujnować ślub. 

6 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Czy powinnam uznać to za spam i usunąć?

      Usuń
    2. Po prostu chciałam być pierwsza, okej?
      Przeczytałam, więc komentuję.
      Skoro w Undercover nie było TEGO Andreasa to tutaj był TEN Sebastian?
      Użyję stwierdzenie, które tak uwielbiasz: Mój ŚWIATOPOGLĄD czuje się świetnie i mam nadzieję, że tak pozostanie (to niemożliwe, prawda?)
      Trochę się zdziwiłam, gdy matka Tedsa podziękowała mu za ciastka, to było do niej takie niepodobne, eh.
      Podobają mi się imiona bohaterów telenoweli. Sama na nie wpadłaś? :)))
      Co do ślubu to Teddy planuje zabrać głos, gdy ksiądz wypowie formułkę: "Niech powie teraz, albo zamilknie na wieki."?
      To tyle na dzisiaj. Tymczasem idę pisać rozdział, a później wpadnę do Adrianny :)

      UWAGA! Chyba mogę to powiedzieć: To najdłuższy komentarz mojego życia :)))

      Pozdrawiam.

      Usuń
    3. TEN Andreas ma teraz na imię Bailey, a Andreas ma na imię Andreas, bo podoba mi się to imię. I tak, tutaj to TEN Sebastian.
      Yep, to niemożliwe. Wkrótce nie będzie czuł się tak świetnie.
      Co do imion, miałam przy tym małą pomoc :)))
      Zrobią akcję jak na ślubie w Shreku. Będzie chciał wejść w chwili, kiedy ksiądz to mówi a tu Ojej, to już było.
      To chyba rzeczywiście najdłuższy komentarz twojego życia.
      Ja również.

      Usuń
  2. "Słabych światopoglądów", chyba lubię to określenie (ale nie mów o tym Martynie).
    Najbardziej podobał mi się opis tej telenoweli. Twórcze, dużo się działo, i w ogóle.
    Co tak Tedsa nagle wzięło na to przerwanie ślubu? Nigdy nie był za, ale teraz nagle stwierdził że absolutnie nie może do niego dojść. Nie to, że się nie zgadzam, ale to była bardzo nagła decyzja xD
    I eh, czekam na rozwinięcie sprawy z Tiną i Levim, bo zdałam sobie sprawę, że nadal nic nie wiem.
    Teddy naprawdę nie mógł znaleźć sobie lepszego miejsca do rozmowy z Annie, niż sypialnia Deana? Poważnie? Chociaż się rozłączył, gdy Dean wszedł do pokoju, tyle dobrego.
    Lubię Lię. Zdecydowanie bardziej niż Leviego. I podziwiam ją, że poszła na zakupy z Tiną, chociaż jej nie lubi, mimo że zachowywała się, jakby miała ją zabić.
    Czekam na rozwój wydarzeń. (I na ziemniaki.)
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od początku nie chciał, żeby ten ślub doszedł do skutku, ale skoro Levi sam się nie wycofał, Teds sam musiał wkroczyć do akcji XDD
      Teds jeszcze jest nieco niedorozwinięty, jeśli chodzi o sprawy z Annie. Będzie lepiej.
      Ziemniaki będą już w następnym rozdziale, taki mały spoiler.
      Wzajemnie!

      Usuń