niedziela, 25 czerwca 2017

Dzielniejszy na zewnątrz

2 kwietnia, 10 miesięcy wcześniej

Wrzucił wypalonego papierosa do stojącej nieopodal popielniczki. Od kilku miesięcy starał się palić coraz mniej, jak najbardziej to ograniczać, a na pewno nie robić tego przy Teddym. Jego chłopak nie lubił zapachu dymu papierosowego, ale nigdy nie zabroniłby mu robić czegoś, co miał w zwyczaju. Więc rzucał palenie bez jego wiedzy. I dla niego, by mógł potem być z niego dumny i dać mu za to jakąś nagrodę.
Oparł się rękami o barierkę balkonu. Rzadko tu wychodził. Ostatni raz zdecydował się wyjść na balkon swojego apartamentu dwa miesiące wcześniej, na dzień przed wyjazdem do Manchesteru. Miał wtedy na głowie kilka problemów, domagających się rozwiązania.
Nie lubił wychodzić na balkon, ponieważ przypominał mu o rodzinnym domu. Podobny widok miał ze swojej sypialni w Manchesterze, chociaż ta była na drugim piętrze, a jego aktualny apartament na dziewiątym. Z obu tych miejsc widział to samo – część miasta, ponurych ludzi i unoszącą się nad miastem nieprzyjemną atmosferę. Z góry ten widok wydawał się znacznie gorszy niż kiedy był tam, wśród tłumu, udając, że tego nie zauważa.
Balkon stanowił punkt obserwacji, połączenie obu tych światów – jednego, w którym ukrywał się przed czyhającymi na niego problemami i drugiego, gdzie wszystkie się skupiały, czekając tylko na moment, w którym wyjdzie i będą mogły się na niego rzucić.
Przez większość czasu drzwi na balkon stoją zakluczone, a on nie pozwala nikomu tam wejść, w szczególności samemu sobie.
– Słuchaj, stary – odezwał się ktoś, stając obok niego. – Mam genialny pomysł. Ty, ja, impreza dzisiaj wieczorem w Londynie. Będzie jak za starych dobrych czasów.
Obrócił się, by móc spojrzeć na osobę, która przeszkodziła mu w przemyśleniach. Sebastian. Ubrany był w kwiecistą koszulę i poprzedzierane dżinsy, nadające mu hipsterskiego wyglądu. Tym razem miał rozpuszczone włosy, opadające falami na ramiona. Od tygodnia kręcił się w okolicy, czasem wpadając na chwilę w odwiedziny, ale wciąż nie wyjaśnił, co robi w Anglii.
Nie był pewien, czy Sebastian nie ma mu za złe tego, że wystawił go w Nowy Rok, gdy zamiast spotkać się z nim, pojechał spotkać się z Teddym. Wyjaśnił mu potem, dlaczego się nie pojawił, a tamten zdawał się nie być na niego zły, ale spotkali się dopiero kilka dni temu, podczas jego urodzin. Sebastian pojawił się nieproszony, psując mu plany na samotny dzień z chłopakiem, za co później przeprosił.
Niby zapowiedział, że pojawi się w Luton, ale nie podał konkretnej daty. Mógł się domyślić, że chodziło o jego urodziny.
– Wolę nie imprezować – odpowiedział mu. Owszem, od czasu do czasu lubił się zabawić, ale wolał nie ryzykować zrobienia czegoś nieodpowiedniego. – W moim przypadku źle się to kończy.
Sebastian parsknął.
– Chyba żartujesz. Wciąż masz sobie za złe? – Nie czekał nawet na jego odpowiedź. – Koleś, to nie była twoja wina. Odurzyli cię w jakimś klubie i wylądowałeś pod The Queen’s Head. Całe szczęście, że zajęli się tobą ci goście… gościówy? Wciąż nie wiem, jak zwracać się odnośnie drag queens.
– Powinno się używać zaimków, jakie dana osoba sobie wybierze. Skoro tego nie wiemy, najbezpieczniej jest na drag queen mówić w formie męskiej.
Sam jeszcze kilka lat temu nie znałby odpowiedzi na to pytanie, ale maratony RuPaula i ciekawość wzięły w górę i któregoś dnia postanowił to sprawdzić.
– Dzięki. Przyłożyłeś się do nauki, co, Deano? – Zaśmiał się Sebastian. – Słuchaj. To nie była twoja wina. Miałeś siedemnaście lat, kto może cię winić? Widziałem w życiu nastolatków robiących dużo gorsze rzeczy, niż wspinanie się na rzeźbę tylko po to, żeby zostawić na niej swoje gacie. Jeszcze nie jest z tobą bardzo źle.
– Jeszcze? Zakładasz, że może mi się pogorszyć?
– Nie wykluczam tej możliwości – odparł, unosząc dłonie w obronnym geście.
Miło było znów porozmawiać z Sebastianem. Spotkania raz do roku były zdecydowanie za rzadkie, tego Dean był pewien. Wysyłanie sobie esemesów nie było nawet w połowie tak dobre, jak spotkanie się na żywo. Chciałby jeszcze tylko, by jego najlepszy kumpel i chłopak mogli się dogadać.
Kiedy Sebastian pojawił się na jego urodzinach, Teddy szybko się zmył, nie chcąc przeszkadzać w nadrabianiu zaległości. Przez chwilę, którą spędzili we trójkę, Azjata cały czas był niepewny i rzucał Sebastianowi podejrzliwe spojrzenia.
– Właściwie to czemu przyjechałeś? – Zadał w końcu pytanie, które nurtowało go od momentu pojawienia się Sebastiana w jego domu.
– Przenoszą mojego brata do Londynu, bo taki świetny z niego pracownik. Uznałem, że to świetna okazja, żeby przeprowadzić się do Anglii. Londyn jest blisko, będę od czasu do czasu wpadał. Ale nie czas na rozmowę o mnie. Co u ciebie, stary? Ten gość z wcześniej, Teddy, to coś poważnego?
– Nie wiem. Chyba. Mam nadzieję.
Zdawał sobie sprawę z tego, że powinien zaufać Teddy’emu i nie bać się ciągle o ich związek, ale wciąż nie był pewien, czy tamten rzeczywiście coś do niego czuje. Nawet mimo potwierdzeń chłopaka, mimo, że powiedział, że chce z nim być, Dean nie był pewien. Jeśli nie zaufa Teddy’emu co do prawdziwości ich związku, czy będzie to rzeczywiście związek?
Musiał w końcu przestać się o to zamartwiać.
– Chyba mnie nie polubił, aż mi się przykro zrobiło – poskarżył się Sebastian.
– Daj mu trochę czasu. Mnie też na początku nie polubił.

7 kwietnia

Im bliżej domu się znajdował, tym bardziej nie chciał wchodzić do środka. Za każdym razem, przez ostatnie dwa tygodnie, jak wracał do domu po kilkugodzinnej nieobecności, kłócił się z matką o to, że ciągle nie ma go w domu.
Nagle zaczęła się interesować, co się z nim dzieje. Do osiemnastego roku życia nie interesowało ją, co robił poza domem, dopóki pojawiał się w swoim pokoju do północy. Jak tylko osiągnął pełnoletność, ona przestała pytać. Nie pytała, gdzie chodzi, co robi, o której wróci. Jeszcze z dwa miesiące temu mógłby zniknąć z powierzchni Ziemi na kilka dni, a ona nawet by tego nie dostrzegła.
Przestała się nim interesować wraz ze stratą męża. Dzień jego śmierci był dniem, w którym rodzicielska miłość została od Teddy’ego odebrana.
Dopiero teraz, po ponad dziesięciu latach, znów zaczęła okazywać jakieś zainteresowanie. A jemu niespecjalnie się to podobało. Zdążył przyzwyczaić się do tego, że jego prywatne życie się dla niej nie liczyło. Ale teraz zaczęła zadawać pytania. Z kim wychodzi? Czemu nie ma go w domu? Co przed nią ukrywa?
Wymyślanie nic nieznaczących kłamstw było łatwiejsze niż przyznanie prawdy. Musiałby się ujawnić, a nie był pewien, jak zareaguje na to światopogląd jego rodzicielki. Lubiła Deana, ale czy wciąż darzyłaby go sympatią, wiedząc, że umawia się on z jej synem?
Nie, nie mogła wiedzieć. Jeszcze nie.
Zajrzał do salonu w nadziei, że będzie mógł tam w spokoju posiedzieć. Pomylił się. Była w środku, przeglądając na sofie jakiś magazyn. Chciał cofnąć się, zrobić unik i udać, że wcale go tam nie było, ale było już za późno. Zauważyła go.
– Theodore? Gdzie się podziewałeś? Trzeba zawiesić jeden obraz w jadalni – powiedziała z wyrzutem, jakby to była jego wina, że ona sama nie potrafi tego zrobić. Już żałował samego zaglądania do pokoju.
– Ta, pewnie. Zaraz to zrobię – mruknął, chcąc jak najszybciej się ulotnić. – W którym miejscu w jadalni?
– Najpierw chodź tutaj. Usiądź obok mnie.
Niechętnie wykonał jej polecenie. Miał złe przeczucia, co do jej intencji.
– Chcesz jechać ze mną w sobotę do Leviego?
O nie. Nie. Nie będzie się więcej mieszał w sprawy swojego brata. Udawało mu się przez chwilę udawać, że Levi Moon nie istnieje, nie sprawia kłopotów i nie trzeba się z nim użerać. I ona to wszystko zrujnowała jednym pytaniem.
– Wolałbym nie – odpowiedział. Miał nadzieję, że to starczy, by dała mu spokój.
– Masz tylko jednego brata. Powinniście trzymać się blisko. Chcesz zrujnować wasze relacje?
– On zrujnował je jako pierwszy.

12 kwietnia

Nareszcie udało się jej znaleźć odpowiedni budynek. Nie przykładała się mocno do poszukiwań, gdyby naprawdę zależało jej na zlokalizowaniu tego budynku, zrobiłaby to już pierwszego dnia, a nie po prawie miesiącu.
Little Animal Stop znajdował się w jednej z bocznych uliczek Luton, między spożywczakiem a sklepem z sukniami ślubnymi. W logu, obok nazwy, znajdowała się czerwona papuga, a obok niej pręgowany kot. Nieprzemyślane połączenie. Przecież kot od razu zaatakowałby ptaka.
Już sprzed sklepu, patrząc przez szybę, widziała uśmiechniętego szatyna. Gawędził z przysadzistą rudowłosą dziewczyną, stojącą obok niego. Oboje się z czegoś śmiali. I mieli takie same żółte koszulki, więc pewnie razem pracowali.
Przeszła przez drzwi, a wraz z jej wejściem, po pomieszczeniu rozległ się donośny skrzek papugi.
Stojący za ladą Dean i dziewczyna podnieśli głowy i spojrzeli w jej kierunku. Oczy chłopaka od razu rozbłysły. Poznał ją. Powiedział coś do swojej koleżanki z pracy, a ta tylko kiwnęła głową. Zaczął iść w jej kierunku.
– Lia! Co tu robisz? – zagadnął ją, stając przed nią. Wciąż miał na ustach ten swój wesoły uśmiech.
– Zastanawiałam się nad kupnem zwierzaka. Tylko jakiego? Królika, świnkę morską, a może psa?
Dean zmarszczył brwi.
– Pani Moon nie jest uczulona? – spytał, przypominając sobie, że właśnie dlatego Myosotis nie mogła zostać u Teddy’ego.
Spojrzała na niego, jakby powiedział coś całkowicie niedorzecznego.
– Uczulona? Nie. Skąd taki pomysł?
Dean chwilę się zastanowił. Wydawał się być lekko zdezorientowany jej odpowiedzią.
– Teddy coś wspominał. Może źle usłyszałem.
Teraz to jej oczy rozbłysły. Tylko na to czekała, aż wspomni o jej bracie. Teraz mogła się o niego zapytać, nie martwiąc się tym, że później Teddy osądzi ją o to, że się wtrąca. Dean zaczął jego temat, to będzie jej wymówka. Zrzuci winę na Deana, tak.
– Właśnie, co do niego.
– Tak?
– Chciałabym wiedzieć, jakie są twoje intencje, odnośnie mojego brata. Bo wiesz, jestem dobrą siostrą i dbam o młodszego braciszka. I wcale nie wtrącam się w jego życie uczuciowe – mruknęła, ale jej oczy lśniły wesoło.
Odeszli na bok, kryjąc się między półkami. Musieli chociaż udawać, że się za czymś rozglądają, żeby nie wyszło na to, że szatyn obija się w pracy.
– Mam zamiar go w sobie rozkochać, wziąć ślub, mieć dziesiątkę dzieci, a później rzucić go i udać własną śmierć, żeby sprawdzić czy kochał mnie na tyle, żeby przyjść na mój pogrzeb – powiedział poważnym tonem. Na chwilę zapanowała między nimi niezręczna cisza, podczas której ona zastanawiała się, co on właśnie jej powiedział. Postanowił przerwać milczenie. – Żartowałem. Lubię Teddy’ego, on mnie chyba też. Nie musisz się o niego martwić, jest w dobrych rękach.
Miała nadzieję, że było to prawdą.

18 kwietnia

Zostało mu kilkanaście stron do końca książki, kiedy jego przestrzeń osobista została zakłócona. Dean wcisnął się na kanapę za nim. Oboje leżeli, zajmując całe miejsce, dostępne na sofie, a i tak musieli się ścisnąć, by móc się zmieścić.
Gdyby Dean postanowił choć lekko go popchnąć, bez wątpienia spadłby na podłogę. Zamiast tego, objął go w pasie, uniemożliwiając mu takiż właśnie upadek. Oparł swoją głowę o jego i przymknął oczy.
– Czytaj dalej. Poczytaj mi – poprosił Dean szeptem. Teddy’ego przeszedł dreszcz, czując na uchu ciepły oddech Deana. Ale nie narzekał. Przeciwnie, było to dość przyjemne.
Zanim zaczął czytać na głos, szybko przejechał wzrokiem po tekście, sprawdzając, o czym jest ten kawałek. Czytał dramat o nastolatku, który targnął się na swoje życie z powodu odrzucenia. Nie była to książka, którą sam by dla siebie wybrał, nie przepadał za dramatami, a szczególnie o tej tematyce, ale została mu polecona.
– „On patrzył na Allie. A ona zawsze o nim opowiadała. Mnie. I zdecydowanie nie mogłem wyjaśnić, dlaczego nie chcę tego słuchać. Przez parę miesięcy chodziłem rozbity i kompletnie zrozpaczony. Robiłem się zazdrosny, kiedy Allie o nim mówiła albo kiedy widziałem jak trzymają się za ręce lub całują…”*
Po tych kilku zdaniach Dean poczuł pewną więź między sobą a Jeffem – głównym bohaterem, zakochanym w osobie, która darzyła uczuciem kogoś innego. Sam czuł się podobnie, gdy Teddy w kółko nawijał o tym, jaka cudowna jest Annie.
Teddy przeczytał książkę do końca. Kilkakrotnie musiał wyjaśniać Deanowi istotne fakty, żeby zrozumiał, co się dzieje. Ciężko jest zrozumieć zakończenie, nie czytając całej reszty. Szatyn usłyszał tylko o czterdziestym piątym, a tym samym ostatnim, dniu pobytu Jeffa w szpitalu i załapał się jeszcze na krótki epilog.
Jak skończył, zamknął książkę i odłożył ją na bok.
– Podobało ci się? – zapytał Deana, splatając swoją dłoń z jego.
– Nie było najgorsze. Najbardziej w tym wszystkim podobał mi się twój głos.
Prychnął. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Była miła, ale wolałby komentarz na temat książki, nie swojego głosu.
Chociaż zdawało się, że są już tak blisko siebie, że bardziej by się nie dało, Dean jakimś sposobem zmniejszył dzielącą ich odległość. Musnął ustami policzek Teddy’ego, a następnie jego żuchwę, powoli schodząc coraz niżej.
 Dean zajmował się obcałowywaniem szyi Teddy’ego, kiedy przerwał mu dźwięk telefonu. Mruknął pod nosem wiązankę przekleństw, ale wyciągnął przedmiot z kieszeni i sprawdził, co im przeszkodziło.
– Co jest? – zapytał, wychylając się lekko i starając zobaczyć, co robi szatyn.
– Instagram mnie kocha – odpowiedział mu, nie odrywając wzroku od wyświetlacza. – Ciebie też, dużo osób o ciebie pyta.
Kiedy dotarło do niego, co powiedział Dean, od razu wyjął swoją komórkę. Włączył Instagrama i wyszukał profil Deana. Miał już kilka tysięcy obserwatorów, zweryfikowane konto i Teddy widział już jeden artykuł w Internecie zatytułowany „Musimy porozmawiać o synu brytyjskiego premiera”, w którym była mowa o odnoszącym sukcesy profilu i tym, jak bardzo atrakcyjny był Dean.
Na profilu Deana pojawiło się jedno nowe zdjęcie, którego jeszcze nie widział. Było czarno-białe, kontrastowało z resztą, wszystkie poprzednie zdjęcia były kolorowe. Gwiazdą zdjęcia był nie kto inny, a on. Teddy. Nawet nie wiedział, kiedy zostało ono zrobione.
– Dlaczego na twoim Instagramie jestem ja?
Nie powinien umieszczać jego zdjęcia u siebie, nie mówiąc mu o tym. Powinien chociaż zapytać.
– Przeczytaj komentarze – poradził mu, całkiem spokojny.
Przesunął niżej i zaczął czytać. Pod zdjęciem było niewiele ponad sto komentarzy, a większość z nich pozytywna. Początkowo odrzuciła go ogromna ilość serduszek i emotikonów, ale po przejrzeniu kilkudziesięciu komentarzy, zrobiło mu się cieplej na sercu. Kilka osób pytało, kim był. Było to dość miłe, że ktoś się nim zainteresował.
– Nadal uważam, że powinieneś zapytać o moją zgodę.
– Której byś mi nie dał – burknął Dean. Wiedział, że ma rację. 
Spróbował wzruszyć ramionami, ale z powodu braku miejsca, wyszedł mu niewielki pokraczny ruch. Westchnął.
– Zostaw to, nie jest najgorsze.
Dean wrócił do całowania Teddy’ego, przerywając tylko na chwilę, żeby powiedzieć:
– Spodobałeś się moim obserwatorom.

23 kwietnia

Odkąd tylko się spotkali, dziewczyna nie dawała mu spokoju. Ciągle wypytywała go o jego życie osobiste i nowy związek. Była prawie równie nieznośna, co jego siostra.
Nie miał ochoty się zwierzać, ale nie potrafił jej odmówić. Także, kiedy zadawała pytanie, odpowiadał jej krótko, ale tak, by ją zadowolić. Treściwie i bez niepotrzebnych szczegółów.
Czy on też powinien ją tak wypytywać o Dylana?
– Lubię spędzać z nim czas – wyznał w pewnym momencie, zaskakując samego siebie.
Kiwnęła głową, a jej uśmiech się pogłębił.
– To dobrze. Jeśli lubisz spędzać z nim czas, to naprawdę musi być świetnym gościem. Naprawdę się cieszę, że sobie kogoś znalazłeś. Wydajesz się być szczęśliwszy, wiesz?
– Naprawdę? – Nigdy nie zwrócił na to uwagi. Nie zastanawiał się, czy jest szczęśliwy. Znajdował tylko powody do narzekania, zamiast szukać tego, co dobre w jego życiu. A najlepszym, co mu się w ostatnim czasie przytrafiło, był Dean. – Naprawdę go lubię, ale… Trochę się boję.
– Czego tu się bać? Jesteś z nim szczęśliwy, zatrzymaj chłopaka.
Zawsze się czegoś obawiał. Znajdował powody, żeby czegoś nie zrobić, żeby się nie zaangażować. Może nadszedł czas, żeby coś z tym zrobić? Zacząć myśleć pozytywnie? Albo chociaż mniej negatywnie? Nie wiedział nawet, od czego zacząć.
– Spotykamy się prawie codziennie, mamy już nawet wspólnego kota, a on już przedstawił mnie swoim rodzicom. Poznałem premiera, rozumiesz? Premier jest moim teściem. O Boże, premier jest moim teściem. – Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, co to oznacza. Spotykał się z synem jednej z najważniejszych osób żyjących na Wyspach Brytyjskich. – W co ja się wpakowałem?
– Nieźle się ustawiłeś. Tylko pozazdrościć.
Rozmawiali jeszcze o wszystkim i niczym. Opowiedział jej o rodzinnym spadku, że Levi, aby otrzymać dom, zaaranżował sobie małżeństwo. Jej nie podobało się to równie mocno, co jemu. Ale co oni mogli na to poradzić? Levi miał swoje życie i mógł je sobie rujnować, jak tylko mu się żywnie podobało. Teddy już zadecydował, że więcej nie będzie nawet próbował mu pomóc. Niech sam sobie radzi.
Wspomniał jej również o urodzinach Deana, podczas których pojawił się stary kumpel jego chłopaka. O tym, że Dean od razu poświęcił całą swoją uwagę nowoprzybyłemu, strącając go na bok. Czuł się wtedy odrzucony, zastąpiony lepszym modelem.
Ich spotkanie chyliło się ku końcowi, kiedy ona powiedziała:
– Chciałam się jeszcze o coś zapytać – zaczęła niepewnie. Uśmiechnął się do niej, chcąc ją tym zachęcić do mówienia. – Planujemy z Dylanem wyjazd na tydzień na wakacje. Chcieliśmy wynająć domek, ale jeśli pojedziemy tam tylko we dwójkę, to się nie wypłacimy. Pomyślałam, że może… Pojedziecie, znaczy ty i Dean, z nami? Muszę go w końcu poznać.
A on po raz kolejny nie potrafił powiedzieć jej „nie”.



*To cytat oczywiście z kochanych Notatek Samobójcy, fav. Zaskakująco dobra książka jak na książkę o, no, samobójcy i psychiatryku. Polecam (nie słabym światopoglądom). Jedną z moich ulubionych rzeczy w tej książce jest to, że na samym końcu jest lista organizacji i stowarzyszeń wsparcia :)))
Jak już wszyscy dobrze wiedzą, mam za dużo wolnego czasu i zamiast wykorzystywać go na robienie czegoś pożytecznego, to bawię się w fotoszopie. Tak oto powstał instagramowy profil. Zweryfikowany, bo tak.


4 komentarze:

  1. Kotka Deana i Teddy'ego jest piękna. (Tak, to zdjęcie spodobało mi się najbardziej xD)
    To urocze, że Dean próbuje rzucić palenie dla Tedsa. Mógłby jeszcze rzucić Sebastiana, na przykład ze schodów. Wtedy bym go uwielbiała.
    Lia mogła sobie podarować tę wizytę w sklepie, ale w sumie to było dość zabawne. Nadal nie rozumiem, po co Dean pracuje, ale no jak lubi. W ogóle, to musi być strasznie dziwne, spotykać się z synem premiera. Dopiero jakoś ten rozdział mi to uświadomił, co jest chyba dobre, bo Teds by nie wytrzymał z puszącym się od sławy Deanem.
    Annie jest taka upierdliwa!! Eh, nie lubię jej, nie będę nic więcej o niej pisać. Chociaż Teddy mógł się zgodzić na te wakacje, no cóż. Mogą jechać sami z Deanem, tak??
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego, kiedy chcę zrobić jakiegoś miłego bohatera, to od razu go wszyscy nie lubią? XDDD
      Gdyby nie pracował, musiałby cały czas siedzieć z Tedsem i krótką, albo co gorsza, z Sebastianem. Tak to przynajmniej siedzi sobie ze zwierzakami.
      To będzie taka nieco dłuższa podwójna randka, będzie super!! Zrobią ognisko i wrzucą do niego Annie i Dylana!! Tak!!
      I ziemniaków!

      Usuń
  2. Jaki ty masz znowu problem do mojego światopoglądu, to nie moja wina. Już i tak jest lepiej niż było.
    Moja mama pyta co czytam. Jak mam jej wytłumaczyć? XD
    Nie było ziemniaków.
    Wyjeżdżają na wakacje? Nie obędzie się bez przypałów i narażenia mojego światopoglądu na zawał, co?
    Zdjęcie Tedsa ma moje polubienie.
    Wincyj ziemniaków i weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy chodzi ci o książkę? Bo raczej nie spodobałyby ci się niektóre sceny. W psychiatrykach dzieją się dziwne rzeczy.
      Powiedz, że czytasz o gejowskich orgiach. I ziemniakach.
      Oczywiście, że się nie obędzie! Już mam napisane, także mogę Ci powiedzieć, że masz się czego bać.
      Wzajemnie!

      Usuń