sobota, 15 lipca 2017

Na zawsze, do jutra

7 maja, 9 miesięcy wcześniej

Siedział sam w mieszkaniu Deana, czekając na jego powrót. Dwadzieścia minut wcześniej wyszedł, żeby kupić im pizzę na kolację. Mogli zamówić z dostawą, ale starszy chłopak zaoferował, że sam pojedzie i przywiezie z powrotem coś dobrego. A on miał w tym czasie pilnować domu.
Nie odczuwał głodu, chociaż w ciągu całego dnia zjadł tylko dwie kanapki. Jego brzuch ani razu nie zaburczał, domagając się kolejnej porcji jedzenia, więc się nim nie przejmował. Usłyszał kiedyś od kogoś, że gdy brzuch burczy z głodu, jest już za późno, ciało zaczyna być wygłodzone; powinno się jeść przeciętnie co trzy godziny. On nigdy nie trzymał się tych zasad i nie narzekał.
Położył się na kanapie. Była prawie równie wygodna, co łóżko Deana. Wszystko w jego mieszkaniu było wygodne, nawet deska toaletowa, jeśli wystarczająco długo się na niej siedziało, grając w Candy Crusha.
Podłożył sobie pod głowę szarą poduszkę i przymrużył oczy. Kilka sekund później na jego piersi leżała zwinięta w kulkę Myosotis. Wpatrywała się swoimi żółtymi oczami w niego, czekając aż ją pogłaska.
Uśmiechnął się do niej i podrapał ją za uchem, a ona głośno zamruczała. Ale nie na tyle głośno, żeby zagłuszyć dzwonek do drzwi.
– Otwarte! – krzyknął Teddy, obracając głowę w stronę drzwi. Był zbyt leniwy, żeby ruszyć się z miejsca i nie aż tak okrutny, by zdjąć z siebie kotkę.
Drzwi lekko się uchyliły, a do środka wszedł młody mężczyzna, jednak nie ten, którego chciałby zobaczyć Teddy. Widząc, kto wszedł, najchętniej wyrzuciłby go na zewnątrz albo sam wyszedł.
Jest przyjacielem Deana, powiedział sobie w myślach, nie może być tak zły. Miał nadzieję, że się nie myli.
– Teddy? – zapytał, podchodząc do niego bliżej.
Ostrożnie podniósł Myosotis, usiadł, robiąc tym samym miejsce dla nowoprzybyłego, po czym położył ją sobie z powrotem na kolana.
– Och, Sebastian. Co tu robisz? – Starał się, by ton jego głosu był przyjazny.
– Chciałem wpaść do Deana – wyjaśnił, zajmując miejsce obok. – Jest tu? Nie przeszkadzam w niczym?
Kotka podniosła głowę, przypatrując się badawczo Sebastianowi.
– Nie, wyszedł, ale powinien niedługo wrócić.
– Miałem podrzucić mu zdjęcia – powiedział Sebastian, unosząc trzymaną w ręce białą kopertę, której Teddy wcześniej nie zauważył.
Teddy odebrał od niego kopertę. Chciał od razu ją otworzyć, ale spojrzał przed tym jeszcze raz na Sebastiana, czekając na jego pozwolenie. Jak tylko tamten kiwnął głową, Teddy otwarł kopertę i wyciągnął ze środka dwa zdjęcia.
Na obu był on. Razem z Deanem. I znów były to zdjęcia, które nie wiedział nawet, kiedy zostały zrobione. Tak samo jak tamto z Instagrama.
Na pierwszym stali tyłem, trzymając się za ręce, a właściwie za małe palce u rąk, jakby składali sobie obietnicę na całe życie. Przechodzili przez park, a on wpatrywał się w pąki kwiatów rosnące na drzewach, pierwsze oznaki wiosny. On patrzył się na drzewa, a Dean na niego.
Drugie zdjęcie musiało zostać zrobione niedawno. Stali pod ścianą klubu, do którego Dean musiał zaciągnąć Teddy’ego siłą, śmiejąc się. Zdjęcie skupiało się na nich, na ich szczęściu, a wszystko dookoła było lekko zamazane.
– Stalkujesz nas? – zapytał Sebastiana, wkładając zdjęcia do koperty.
Sebastian uśmiechnął się przepraszająco.
– Dean mnie poprosił, miałem mu odmówić? Koleś naprawdę nie potrafi się zamknąć, kiedy temat schodzi na ciebie.
– Na pewno nie.
– Poważnie – zapewnił go. – Odkąd cię spotkał, dosłownie każda nasza rozmowa musi przynajmniej raz zejść na twój temat. Tyle się o tobie nasłuchałem, że mam wrażenie, że znam cię dużo dłużej niż niecałe dwa miesiące. Tyle zachwytu, komplementów…
Poczuł miłe ciepło rozchodzące się w jego sercu. Dean mówił o nim Sebastianowi. Dean nie mógł się zamknąć, kiedy temat schodził na niego. Naprawdę musiał go lubić.
– Za to o tobie nie wspominał zbyt często – dodał Teddy ze śmiechem.
– Okej, teraz zrobiło mi się przykro.
Może rzeczywiście dałby radę dogadać się z Sebastianem? Na razie szło mu całkiem nieźle, chociaż ich jedynym wspólnym tematem był Dean.
W pewnym momencie Myosotis postanowiła wstać i wbić przy tym pazury w uda Teddy’ego. Skrzywił się z bólu, kiedy ona przeszła z jego nóg do Sebastiana. Ułożyła się przy Latynosie, który od razu zaczął ją głaskać.
– Urocza jest – skomentował Sebastian. – Myosotis, tak?
Potaknął.
– Nie podrap Sebastiana – rozkazał kotce, wiedząc, że pewnie i tak go nie posłucha.
– I, Teddy, możesz mówić mi Seb, ewentualnie Bas. Dostajesz przyjacielski przywilej. Sebastian brzmi zbyt poważnie… Sam pewnie nie lubisz, kiedy mówi się do ciebie Theodore. Co do imienia Theodore, wiedziałeś, że Theodore Roosevelt bardzo nie lubił, jak zwracano się do niego Teddy? Na ironię, częściej tak do niego mówili. Właśnie od niego powstała nazwa misiów – teddy bear.
Miał rację, odnośnie jego imienia. W przeciwieństwie do byłego prezydenta USA, nie lubił jego pełnej wersji. Jedyną osobą, która mówiła do niego Theodore była jego matka, a wcześniej jeszcze kilka nauczycieli. Wciąż ich poprawiał, ale nie chcieli go słuchać i wciąż mówili swoje, nie szanując jego próśb.
– Okej, Seb.

13 maja

Wszyscy przeszkadzali im w spędzeniu czasu tylko we dwoje. Jak nie Sebastian, to Lia. Musiało sprawiać im to wielką frajdę, gdy pojawiali się u nich i przerywali im, cokolwiek wtedy robili.
Tym razem była kolej Lii. Zaciągnęła ich do Stockwood na wystawianą na świeżym powietrzu sztukę. Teddy zgodził się pojechać, ponieważ wystawianą sztuką był jego ulubiony Sen nocy letniej. Dean, jako dobry chłopak, też musiał pójść.
Siedzieli na jasnoniebieskim kocu, rozłożonym na trawie. Wystawcy sztuki nie zapewniali żadnych siedzeń, więc musieli sobie coś zorganizować. Czekali na rozpoczęcie przedstawienia, zajadając się krakersami.
Telefon Deana wciąż wibrował. Wszyscy wokół rzucali mu zirytowane spojrzenia, a on na każde odpowiadał „Przepraszam”. Wyciszył dźwięk i schował przedmiot do tylnej kieszeni.
– Mam nadzieję, że tego nie zepsują – mruknął Teddy. Znał tę sztukę na tyle dobrze, że bez problemu będzie w stanie wyłapać nawet najdrobniejsze nieścisłości.
Jakąkolwiek inną sztukę mogli psuć, ale nie tą. Nie jego ulubioną, tego by nie zniósł. Już i tak filmowe adaptacje go zawiodły, nie mógł oczekiwać wiele do zwykłego przedstawienia.
– Jeśli nie będzie ci się podobało, to możesz w każdej chwili wyjść – odparła Lia. Siedziała między chłopakami. Była dla nich piątym kołem u wozu, ale zdawała się tego nie zauważać. A jeśli nawet to zauważyła, to to ignorowała.
– O czym właściwie jest Sen nocy letniej? – zapytał Dean, na co Teddy zareagował urażonym spojrzeniem.
– Nigdy nie czytałeś Snu nocy letniej? Przecież to lektura obowiązkowa! – oburzył się Teddy.
– To jedno wielkie nieporozumienie – wtrąciła się Lia. – Zaaranżowane małżeństwo, każdy z nich kochał kogoś innego, uciekli do lasu i duchy im pomogły. No, mniej więcej.
Dean spojrzał na Teddy’ego z uniesionymi brwiami. Nie był pewien czy Lia mówiła poważnie, czy tylko żartowała.
– Lia ma rację. Mogę jeszcze dodać, że jeden gość zostaje zamieniony w osła. Polecam też Poskromienie złośnicy, ta sztuka jest pełna nieprzyzwoitych żartów. – Lia dała mu kuksańca w bok. – Ale to prawda!
Na prowizoryczną scenę, odgrodzoną sznurkiem od widowni, weszli aktorzy. Każdy z nich miał strój dopasowany do epoki, w której rozgrywała się akcja dramatu.
– Cicho, zaczyna się.

18 maja

– Ej, Dean? Mam sprawę.
Szatyn siedział obok niego sfrustrowany, że przerwał ich pocałunek, żeby porozmawiać. Po co rozmawiać, skoro mogą się całować?
Chwilę wpatrywał się w zaróżowione usta Teddy’ego, aż wreszcie westchnął i powiedział:
– Jaką sprawę?
Teddy przygryzł wargę, przez co Dean miał jeszcze większą ochotę, żeby znów go pocałować, ale się powstrzymał. Da mu mówić, potem go pocałuje. Wszyscy będą zadowoleni. Szczególnie on.
– Jakoś nie miałem okazji wcześniej zapytać, ale co powiesz na wspólny wyjazd? Za miesiąc? – zaproponował, patrząc Deanowi w oczy.
– Wyjazd? Pewnie. Dokąd?
Nie sądził, że zdobycie jego zgody będzie tak proste. Nie powiedział mu jeszcze o haczyku, ale był na dobrej drodze. Jeszcze tylko musiał mu powiedzieć, dokąd jadą i z kim, chociaż najchętniej zrobiłby mu niespodziankę i powiedział o tym drugim dopiero, kiedy będą na miejscu.
– Na dwa tygodnie do Perranporth – odpowiedział Teddy.
– Perranporth jest pięć godzin stąd, a ty nie lubisz plaż. I wody. I tłocznych miejsc. Czemu chcesz tam jechać?
Pomyślał o wszystkich atrakcjach turystycznych Perranporth, szukając jakiejś, która pasowałaby do niego. Jakiegoś miejsca, które będzie chciał odwiedzić i będzie ono do niego pasowało. The Watering Hole – jedyny bar na plaży w Wielkiej Brytanii? Nie. To było coś bardziej dla Annie i Dylana. Klub golfowy? Może gdyby umiał grać w golfa. Spoiler alert: nie umiał. Były tam jednak dwa punkty, które chętnie by odwiedził.
– Rezerwat przyrody St. Agnes i Muzeum Perranzabuloe. Zawsze chciałem je zobaczyć. Wiesz, ile możesz się z tego dowiedzieć o historii? To pierwsze w Kornwalii muzeum prowadzone przez wolontariuszy. – I zarzucił go jeszcze milionami innych ciekawostek, które nie były tak do końca ciekawe, a Dean w tym czasie udawał, że bardzo go to interesuje i nie przerywał mu nawet jednym słowem.
– Brzmi nieźle. Możemy się wybrać. Chętnie spędzę z tobą trochę czasu, w końcu zostaniemy sami i nikt nie będzie nam przeszkadzać
Pomysł spędzenia czasu we dwoje z Deanem ogromnie mu się podobał. Już sobie wyobrażał, jak chodzą po plaży, zachwycając się zachodzącym słońcem. Jak zwiedzają tamtejsze zabytki i uczą się o historii tego miasta. Jak siedzą razem w domku, ciesząc się sobą nawzajem. Tylko, że do każdego z tych obrazów w tle dochodzili jeszcze Annie i Dylan.
Naprawdę lubił Annie i zaczynał tolerować Dylana, nie miał nic przeciwko wyjazdom z nimi, ale bał się, że będą przeszkadzać. Może naopowiadają coś Deanowi, a on się od niego odsunie. Musiał im zaufać.
Ten mały płomyczek uczucia, którym darzył Annie wciąż się żarzył. Nie tak mocno, jak kilka miesięcy temu, ale jednak wciąż tam był. Powoli gasł, z czasem spędzonym z Deanem. Zaczynał mieć nadzieję, że wkrótce całkiem zniknie.
Chciał się pozbyć tego uczucia. Niestety, niełatwo jest wymazać z serca kogoś, w kim było się zakochanym od wielu lat.
– Nie będziemy tak całkiem sami. Wiesz, na pewno znajdą się tam jeszcze inni turyści… Na przykład Annie i Dylan.
Mina Deana zrzedła wraz z usłyszeniem imienia dziewczyny.
– Proszę, powiedz, że żartujesz.
– Chce cię poznać. Ja spotkałem się z Sebastianem – zarzucił Deanowi, obdarzając go spojrzeniem, mówiącym: „Skoro ja się poświęciłem, to ty też musisz”.
– Masz rację, spotkałeś się, a nie wyjechałeś z nim na wakacje.

21 maja

– Widziałaś gdzieś swojego brata? – zapytała jej matka.
Podniosła wzrok na swoją rodzicielkę. Pani Moon, Nari, miała na sobie prostą czarną sukienkę, a włosy spięła w ciasny kok. Wyglądała, jakby szykowała się na pogrzeb, chociaż tak naprawdę miała iść na przyjęcie urodzinowe jednej ze swoich koleżanek.
– Którego brata?
Nari posłała jej karcące spojrzenie. Takie, jakim darzy się swojego zwierzaka, kiedy ten załatwi się w nieodpowiednim do tego miejscu.
– Dobrze wiesz, którego. Który z nich nie daje znaku życia?
Według niej, odpowiedź brzmiała „Levi”. Jej bliźniak nie odzywał się ani do niej, ani do jej brata od ponad miesiąca, zachowując jedynie bliski kontakt z matką. Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że przeszkadza jej to, że Levi z nimi nie rozmawia. W ten sposób przynajmniej nie stwarza niepotrzebnych problemów.
Raz nawet usłyszała, jak Teddy mówi o nim: „Jesteś rakiem, który toczy tę rodzinę, wycinam cię raz na zawsze!” Nie była pewna, czy wtedy tylko sobie żartował, czy mówił poważnie. Cytaty z Mody na sukces nie mogły być do końca poważne.
Z Teddym widywała się w ostatnim czasie dość często, jak nie u nich domu, to u Deana. Tylko matka nie potrafiła na niego wpaść. Czasem go szukała, wypytywała, czy go nie widziała, kiedy on siedział na górze w swoim pokoju. To było pierwsze miejsce, do którego powinna zajrzeć, szukając Teddy’ego. Drugim było mieszkanie jego chłopaka. Jeśli nie znalazłaby go w jednym, to z pewnością przesiadywał w drugim.
– Teddy jest teraz w pracy – odpowiedziała matce.
– W pracy? – zdziwiła się tamta. Jedna z jej brwi poleciała o kilka milimetrów wyżej niż druga. – On pracuje?
– Od kilku miesięcy.
Czasem była zdziwiona niewiedzą matki. Teddy miał pracę od tak wielu miesięcy, a ona nic o niej nie wiedziała. Levi mydlił jej oczy, czego również zdawała się nie zauważać. A co ona jej robiła? Została z nią, chociaż najchętniej uciekłaby jak najdalej. Ale wiedziała, że ktoś musi z nią być i że nie będzie to żaden z jej braci. Ktoś musiał się poświęcić, żeby kobieta nie została całkiem sama.
– Wciąż spotyka się z tym miłym chłopakiem, Deanem?
– Ta, już prawie pół roku – rzuciła bez namysłu. Nari spojrzała na nią, tym razem nie z uniesionymi, a zmarszczonymi brwiami. Te cienkie czarne brwi pytały: „O czym ty mówisz?”. Kompletnie zapomniała o tym, że ich matka nie wie o związku Teddy’ego. – A może to już rok? Albo dłużej, nie jestem pewna. Ile oni już się przyjaźnią? Powinnaś się cieszyć, że Teddy w ogóle znalazł sobie jakiegoś przyjaciela, a nie ciągle siedzi u siebie i ogląda depresyjne seriale.


26 maja

Telefon Deana po raz kolejny zabrzęczał. Leżał on samotnie na stoliku, nie było na nim ani jednej innej rzeczy. Gdyby to mieszkanie należało do Teddy’ego, wszędzie walałyby się różnorakie przedmioty. Stolik zapełniony byłby aktualnie czytanymi przez niego książkami, zapisanymi na karteczkach cytatami i kubkami po herbacie.
Podłoga też nie byłaby tak nieskazitelnie czysta. Walałyby się po niej brudne ubrania, których nie chciało mu się zanieść do łazienki i wyprać, plecak, którzy zawsze rzucał byle gdzie i kocie zabawki, rozniesione po domu przez Myosotis, i które Dean zawsze zgarniał w jedno miejsce, po tym, jak ona skończyła się bawić.
Zazdrościł Deanowi jego czystości. Wszystko było uporządkowane, na swoim miejscu. Mieszkanie upodabniało się do właściciela. Dean od razu sprzątał, kiedy coś się ubrudziło. Jedynym, co musiało dłużej czekać na posprzątanie, były ich ubrania, porozrzucane po całym mieszkaniu, w trakcie długiej i namiętnej drogi do łóżka.
Sprawdził, czy Dean już wraca spod prysznica, ale on wciąż siedział w toalecie. Drzwi były zamknięte, a woda wciąż się lała. Przez najbliższe kilka minut z pewnością się stamtąd nie ruszy. Teddy postanowił skorzystać z okazji.
Sięgnął po jego telefon i go odblokował. Miał jedną nieodczytaną wiadomość.
Nie powinien tego robić. Naruszał w ten sposób prywatność Deana. Okazywał brak zaufania. Nie chciał być tego typu chłopakiem, czytającym wiadomości swojej drugiej połówki, ponieważ jej nie ufa. Ale on nie ufał też samemu sobie.
Dean nie miał hasła, co ułatwiało mu to, co chciał zrobić. Czuł się źle z samą myślą o tym, co robi, ale nie mógł się powstrzymać. Ostatnio Dean dostawał masę wiadomości i nie chciał powiedzieć mu, o co chodzi.
Jeśli on nie chce mu powiedzieć, to sam się dowie. W taki czy inny sposób.
Wszedł w wiadomości. Ostatnia, ta nieodebrana, była od pani Blackburn. Andrei, poprawił się w myślach.
Otworzył wiadomość i przeczytał, co było w niej napisane, a jego serce na chwilę się zatrzymało z dwóch powodów. Po pierwsze: przez treść wiadomości. Po drugie: przez to, że woda w łazience przestała lecieć i Dean mógł w każdej chwili z niej wyjść.
Szybko zmienił status wiadomości na nieodczytaną i odłożył telefon na miejsce, w którym leżał wcześniej.
Niedługo później Dean wyszedł z łazienki. Miał na sobie jedynie ręcznik, zawieszony na biodrach. Kilka kropel wody spadło z jego mokrych włosów na podłogę, a on z całej siły powstrzymywał się przed natychmiastowym posprzątaniem tego.
Patrząc na Deana, jedynym o czym mógł myśleć, była wiadomość od Andrei.
„Tata załatwił ci posadę u siebie.”
Czy Dean wracał do Manchesteru? Kiedy tyle razy powtarzał, że chce zostać w Luton?
Nie mógł o to zapytać, nie zdradzając, że przeczytał wiadomość. Zostało mu tylko mieć nadzieję, że Dean powie mu, o co chodzi.
Nie chciał, żeby wyjeżdżał do Manchesteru. Żeby wyjeżdżał gdziekolwiek.


Ten rozdział czekał na publikację od dwóch tygodni, bo postanowiłam dać komuś czas na nadrobienie komentarzy, no cóż. Na co ja liczyłam, prawda?

4 komentarze:

  1. Dwa tygodnie to najwidoczniej mało czasu.
    To naprawdę urocze, że Teddy spróbował zaprzyjaźnić się z Sebastianem. I, jeśli nie ma złych intencji, to jest nawet całkiem spoko. Chociaż te zdjęcia są trochę straszne, Dean? Ja rozumiem, że Teddy nigdy w życiu by się na nie nie zgodził, no ale...
    Lia jako przyzwoitka. Eh, nie rozumiem jej. Okej, martwi się, ale bez przesady.
    W ogóle logika Tedsa; wszyscy im przeszkadzają, więc wyjadą, ale nie sami, tylko ze znajomymi xD Po co? Mogliby jechać sami. No ale przez to może być ciekawie.
    Czemu Teddy od razu zakłada, że żeby pracować u ojca, Dean musi wracać do Manchesteru? Nie może pracować przez internet? Nie wiem, co miałby tam robić, ale nieważne.
    Weny i ziemniaków!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Złe intencje zostawmy Sebastianowi z szadołhantersów. Odnośnie zdjęć, ktoś musiał je zrobić. I, tak, Teds by się nie zgodził, więc musieli to zaaranżować za jego plecami ofc.
      Pojadą we czwórkę, żeby pobyć we dwoje, tak. Przecież to genialny pomysł. Najwyżej zabiorą tamtym kasę, wykopią ich z domku i sami go zajmą.
      Bo Manchester to świetne miasto (na pewno lepsze niż Luton), takie wybuchowe. I pełne ziemniaków.
      Nawzajem!

      Usuń
  2. Jaki ty masz znowu problem...
    9 miesięcy wcześniej? To brzmi jednoznacznie xD
    Nie rozumiem, jak można nie przepadać za kimś o imieniu Sebastian.
    Mój światopogląd nie akceptuje matki Teddy'ego bardziej niż relacji jego z Deanem.
    Czy w następnym rozdziale będzie już wyjazd na wakacje? Czy szykujesz zamach (znowu) na mój światopogląd?
    Jestem na bieżąco! Jeszcze...
    Ziemniak z Tobą!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, za 9 miesięcy okaże się, że odwiedzili ich kosmici i Teddy jest w ciąży.
      Tak, w następnym rozdziale będzie zamach na twój światopogląd. Przygotuj się na to.
      To może znowu zrobisz dobie dwumiesięczną przerwę od komentowania?
      I z tobą również!

      Usuń