niedziela, 28 stycznia 2018

Tajemnica miłości

1 kwietnia

Dziwnie było znowu spotykać się z Levim i zachowywać, jakby nigdy nic się między nimi nie zepsuło. Wciąż ciężko było mu się do tego przyzwyczaić, ale czas spędzony z bratem mijał mu zaskakująco przyjemnie. Nie kłócili się, nie robili sobie nawzajem niepotrzebnych problemów, tylko rozmawiali o wszystkim i niczym.
Tego dnia dołączyli do nich również Lia i Dean. Siedzieli przy stole, jedząc wspólnie kolację i rozmawiając o tym, co im się ostatnio ciekawego w życiu przydarzyło. Teddy zaprosił obojga Lię i Leviego, żeby poinformować ich o zaręczynach. Od jakiegoś czasu mniej rozmawiał z Lią, ale jej nie nienawidził. Ona jego też. Potrafili ze sobą normalnie rozmawiać, a ona wciąż przepraszała go za przypadkowe wyrzucenie go z szafy. Levi z kolei zachowywał się aż dziwnie przyjaźnie i miło. Ta dwójka, a także Dean, to była rodzina, jakiej chciał Teddy. Rodzina, jakiej czasem nienawidził, ale i tak na koniec dnia za nią tęsknił i ją kochał.
– Chcieliśmy wam coś powiedzieć – zaczął w pewnym momencie Dean, dolewając sobie wina do kieliszka. Następnie zwrócił się nieco ciszej do Teddy’ego: – Chcesz sam powiedzieć, czy ja mam to zrobić?
Lia spojrzała na nich z iskierką zainteresowania w oczach, a Levi szeroko się uśmiechnął. Żadne z nich nie odezwało się ani słowem, cierpliwie czekając na odpowiedź swojego młodszego brata.
– Zaprosiłem tu też mamę, ale jak widać, postanowiła się nie pojawić. Nie winię jej, to jej decyzja. Jeśli nie chce już mieć mnie w swoim życiu, ponieważ umawiam się z Deanem, to jej strata. – Położył dłoń na kolanie Deana pod stołem. Po zaledwie kilku sekundach poczuł, jak palce szatyna łączą się z jego, dodając mu otuchy. – Chcieliśmy wam tylko powiedzieć, że mamy zamiar wziąć ślub.
Obserwowali zmiany występujące na twarzach rodzeństwa Teddy’ego. Na początku Lia lekko uchyliła usta i uniosła brwi, a Levi podparł twarz dłonią, wciąż się uśmiechając. Biło od nich zaskoczenie i szczera radość z usłyszanej wiadomości. Ale ta radość zniknęła po kilku sekundach, kiedy spojrzenie Leviego stało się nieufne, a jego oczy się zwęziły.
– Żartujecie sobie, prawda?
– Dlaczego mieliby... Oh. – Lia skrzyżowała ręce na piersi, gdy uświadomiła sobie, jaki był dzień.
Teddy i Dean też zrozumieli, że popełnili błąd, wybierając 1 kwietnia na datę ogłoszenia swoich zaręczyn. W tym dniu masa ludzi żartowała sobie z takich rzeczy, a oni robili to na poważnie. I ludzie nie chcieli im uwierzyć. Musieli to wyjaśnić. Dean odezwał się jako pierwszy:
– Nie, poważnie. Bierzemy ślub. Nie wiemy jeszcze, czy za miesiąc, czy za rok, ale bierzemy ślub. Teddy’emu zależało, żeby powiedzieć wam jako pierwszym. Nawet moi rodzice jeszcze nie wiedzą.
Od razu po zaręczynach zdecydowali, że ojciec Deana nie dostanie zaproszenia na uroczystość. A jego matce powiedzą za kilka dni, kiedy będą mogli spokojnie się spotkać. Była przed nimi jeszcze długa droga – znalezienie lokalu, załatwienie garniturów, muzyki i przekonanie ludzi, żeby pozwolili Myosotis uczestniczyć w zabawie.
Mimo że mieli przed sobą tak wiele trudności, nie mieli zamiaru się poddawać. Nie, kiedy już przez tyle razem przeszli i wszystko powoli zaczęło im się układać. Dean poznał prawdę o swoim ojcu, Teddy został odrzucony przez matkę. Ich przyjaciele nie mieli w planach ich zostawiać – wspierali ich (Sebastian zgłaszał się do pomocy w zrobieniu jakiekolwiek rzeczy, o jakiej akurat mówili) i nie odchodzili od nich, nawet, jak działo się coś złego.
– Łał – odezwała się Lia. – Poważnie?
W tym samym momencie zgodnie kiwnęli głowami.
– Tego właśnie chcemy – odparł Teddy. – Miło byłoby, gdybyście się pojawili... I mamy jeszcze małą prośbę do was.
– Jaką?
– Lia, nie chciałabyś zostać druhną? – zapytał jej Dean, a twarz dziewczyny natychmiast się rozjaśniła. – I Levi, wiem, że nasze stosunki nie były w ostatnim czasie zbyt dobre, ale chcieliśmy, żebyś został drużbą.
Ich głównym drużbą był oczywiście Sebastian, który zajmie się także trzymaniem obrączek, ale potrzebowali jeszcze jednej osoby, a kto nadaje się do takiej roli bardziej, niż członek rodziny? Sebastian jeszcze nie wiedział o ich zaręczynach, ale jego bycie drużbą numer jeden było zaplanowane na długo, zanim którykolwiek z nich jeszcze myślał o ślubie.
– Jesteście pewni? – zapytała Lia z pewną niepewnością. Rzadko kiedy traciła pewność siebie, jednak ostatnio traciła ją niemal całkowicie w obecności Teddy’ego. – Jeśli wy tego chcecie, to oczywiście, że się zgadzam.
– Ja też – poparł ją Levi, biorąc do ręki kieliszek i popijając swoje wino. – Nie uważam tego za dobry wybór i myślę, że macie wiele lepszych osób na moje miejsca, ale jeśli wam na tym zależy, to z radością to zrobię. Mam nadzieję, że to będzie dla was idealny i niezapomniany dzień.

***

7 kwietnia

– Gdzieś przeczytałem, że istnieje sto pięćdziesiąt pięć rodzajów pocałunków. Pewnie więcej, jeśli jest się dość kreatywnym. Chcę je wszystkie z tobą wypróbować.
Myśl o otrzymaniu co najmniej stu pięćdziesięciu pocałunków od Deana przyprawiła go o uśmiech na twarzy. Nie pragnął niczego więcej.
– Chcesz to zrobić teraz? – zapytał Deana, przygryzając wargę.
– Och, tak. Czekaj – Spojrzał na swój telefon – pierwszy to pocałunek w plecy. Słuchaj: „Zdejmij koszulkę swojego partnera i każ mu się położyć na brzuchu. Usiądź wygodnie w dole pleców swojego partnera i zacznij całować od szyi w dół.”
– Brzmi nieźle.
Dean podszedł powoli do Teddy’ego, nie spuszczając z niego wzroku nawet na krótki moment. Teddy widział w jego oczach wszystko, czego nigdy nie ujrzał u nikogo innego – miłość, czułość oraz całkowite pożądanie. Widział emocje, jakie pragnął widzieć tylko u niego. Gdy dzielił ich niewielki krok, Teddy objął szyję Deana ramionami i przyciągnął go do pocałunku. Wciąż nieco przeszkadzało mu, że był niższy i przeklinał w myślach długie nogi Deana. Ich usta złączyły się w długim i namiętnym pocałunku, przerywanym tylko krótkimi słodkimi słowami. Dean wsunął dłoń w ciemne włosy Teddy’ego, które od miesięcy prosiły się o przycięcie. Drugą dłonią gładził plecy chłopaka.  
– Dean? – mruknął Teddy swojemu narzeczonemu prosto w usta między pocałunkami. – Pewien mądry człowiek kiedyś mi powiedział: „Jeśli twoje własne szczęście się dla ciebie nie liczy, czy powinno się w takim razie liczyć dla innych?” Myślałem o tym pytaniu każdego dnia od tamtego czasu i doszedłem do wniosku, że moja poprzednia odpowiedź była niepoprawna i jest już nieaktualna. Moje szczęście cholernie się dla mnie liczy, a jeśli tej drugiej osobie na mnie nie zależy, to nie jest warta mojego zachodu.
– Dlaczego mi to mówisz?
– Bo cię kocham. Zależy mi na tobie. Gdybyś nie pojawił się w moim życiu, pewnie nadal byłbym smutny i samotny. Może już by mnie nie było. Nie wiem. Sprawiłeś, że czuję dziwne uczucie w sercu. Kocham spędzać z tobą czas, kocham każdą mijającą sekundę. Kocham to, że ciągle sprawiasz, że się śmieję. Sprawiłeś, że z radością się budzę, żeby tylko spojrzeć na ciebie obok. Ludzie mogą mówić, że jesteśmy za młodzi, że za bardzo się spieszymy, ale ja wiem, że robimy dobrze. Nie chciałbym być z nikim innym.
Ciche „Aww” i uśmiech Deana sprawiły, że jego serce nieco się roztopiło. To dziwne uczucie w jego sercu, które według niektórych nazywało się miłością, uderzyło ze zdwojoną siłą i nie miało zamiaru znikać. Tym razem nawet mu to odpowiadało. Już nie miał nic przeciwko miłości. Z czasem pokochał to irytujące uczucie, które nie odpuszczało łatwo.
Znowu się pocałowali. Teddy czerpał przyjemność z każdego, nawet najkrótszego pocałunku. Z każdej chwili, jaką mógł spędzić w towarzystwie Deana. Wciąż miał sobie za złe, że tak długo skupiony był na Annie, że nie zauważył, że osoba, która jest dla niego idealna, była tuż obok przez cały czas. Nie musiał go okłamywać, żeby zostać pokochanym, nie musiał udawać, wystarczyło, że był sobą. Nigdy nie sądził, że to mu wystarczy.
– Jesteś najlepszym, co mi się w życiu przytrafiło – wyszeptał Dean, wsuwając dłonie pod koszulkę Teddy’ego i szybko ją z niego ściągając. – Cholera, kocham cię tak mocno.
– Mocniej niż Klub Entuzjastów?
– Mocniej niż ziemniaki.
Każdy, kto znał Deana wiedział, że ziemniaki były ważną częścią jego życia i kochał je z całego serca i duszy. Spędził sporą część swojego życia czcząc je w Klubie Entuzjastów Ziemniaków. Był największym fanem tych warzyw, jakiego Teddy poznał w całym swoim życiu. Przynajmniej pięć razy w tygodniu mieli na obiad coś z ziemniakami.
– Mocniej niż Myosotis?
– Jest naszą córką, kocham was równie mocno.
To była poprawna odpowiedź. Ich kotka aktualnie spała w salonie, jadła w kuchni albo robiła gdzieś bałagan. Wszystkie z tych opcji wydawały się prawdopodobne.
– Czas na sto pięćdziesiąt pięć pocałunków – powiedział Teddy, łącząc ich usta w kolejnym pocałunku.
A potem jeszcze w sto pięćdziesięciu czterech, a może nawet więcej.

16 kwietnia

Musiało minąć trochę czasu, zanim Dean mógł w spokoju spotkać się ze swoją matką. Odkąd zdemaskował swojego ojca, ciągle jacyś ludzie próbują z nim rozmawiać, wypytują o jego rodzinę i życie prywatne. Za każdym razem kazał im iść do swojego ojca i to jego zadręczać tymi wszystkimi pytaniami, ponieważ zrobił, co zrobił, żeby uniknąć takich sytuacji. Chciał wyznać prawdę i mieć spokój. Najwyraźniej życie nie było takie proste i lubiło się komplikować.
– Hej, mamo – powiedział na przywitanie, przytulając ją. Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak strasznie się za nią stęsknił, dopóki nie stanął obok niej. – Coś nowego?
– Nadal tak samo, ludzie są natarczywi. Zdążyłam się już do tego przyzwyczaić. Nie łatwo jest być żoną kogoś takiego, jak twój ojciec.
On miał trudniejsze życie po tym, co powiedział, ale nawet nie wyobrażał sobie, jak mocno mogło to uderzyć również jego matkę. Rozmawiali kilka razy po tamtym incydencie – była całkowicie po jego stronie, ale nie mogła ot tak zostawić jego ojca. Może i zachował się jak ostatni kretyn, ale nadal była jego żoną i go kochała.
– Zgadnij, dlaczego chciałem się z tobą spotkać.
– Po prostu mi powiedz. I tak nie zgadnę – westchnęła, siadając na kanapie.
Zajął miejsce zaraz obok niej. Miał ochotę skoczyć z radości i wykrzyknąć „Biorę ślub”, ale wiedział, że za bardzo krzyczałoby to „GEEEEEJ”. Nie chciał być za takiego postrzegany.
– Biorę ślub. Proszę, nie mów tacie.
Pierwszym, co zrobiła Andrea, było przytulenie go. Potrzebował tego bardziej, niż kiedykolwiek.
– Zgodził się? – zapytała, odsuwając się nieco.
– Nie, odmówił. To ja się zgodziłem.
– Opowiedz mi wszystko.
I tak zrobił. Opowiedział jej o zostaniu odrzuconym przez Teddy’ego kilka razy oraz o tym, co Teddy zrobił w jego urodziny. Z każdym słowem robił się coraz bardziej podekscytowany i szczęśliwy, a ona tylko słuchała z ciepłym uśmiechem, zadając od czasu do czasu jakieś pytania. Opowiadanie o tym sprawiało mu tyle radości, że nie potrafił jej dłużej w sobie kryć.
– Wiecie już, kiedy chcecie się pobrać?
Wzruszył ramionami.
– Jeszcze się nad tym poważnie nie zastanawialiśmy. Moglibyśmy to zrobić w tym miesiącu. Albo za rok czy dwa. Nawet, gdybyśmy musieli czekać z tym pięć lat lub więcej, to jestem pewien, że byśmy wytrwali.
– To cudownie. Chcecie, żebym wam w czymś pomogła?
– Na razie chciałbym tylko, żeby tata się nie dowiadywał, bo jeszcze postanowi wszystko zepsuć.
Oboje wiedzieli, że Arthur czasem robił nieprzemyślane rzeczy, których skutki były fatalne. W większości przypadków udawało mu się to jednak jakoś zatuszować, ale nie tym razem. To, co zrobił własnemu synowi sprawiło, że stracił u niego cały szacunek.
– Nie wydaje mi się, żeby był tak głupi, żeby zrobić to po raz drugi.

24 kwietnia

Siedzieli razem z Sebastianem na balkonie, obserwując poruszające się po drogach samochody i przechodzących ludzi. Teddy miał na sobie nieco za dużą koszulkę, należącą do Deana, który z kolei ubrał zielono-białą koszulę w kratkę, uwielbianą przez Teddy’ego. Sebastian siedział na wygodnym fotelu w swoich ukochanych zdecydowanie zbyt kolorowych szortach i z Myosotis na kolanach. Polubiła go. Jak tylko pojawiał się u nich Sebastian, od razu do niego biegła, wiedząc, że będzie ją głaskał i dokarmiał. Tak było i tym razem.
– Mogę ją sobie zabrać?
– Nie – odpowiedzieli jednym głosem Teddy i Dean.
– A jeśli sama by za mną poszła?
– To ją odniesiesz.
Zawiedzione westchnienie Sebastiana niemal sprawiło, że Teddy się uśmiechnął.
– Miałem kiedyś kota o imieniu Bubbles – powiedział Sebastian, przytulając do siebie kotkę, której zadawało się to wcale nie przeszkadzać. – Nie lubił nikogo, oprócz mnie. Myosotis zdaje się zachowywać podobnie.
Dean pokręcił głową i wziął kotkę od Sebastiana. Istniało zbyt wielkie ryzyko, że postanowiłby ją sobie zabrać.
– Zdajesz sobie sprawę z tego, że będziesz drużbą, prawda? – zapytał go Dean po kilku minutach.
– Czyim? Twoim czy Teddy’ego?
Nie zastanawiali się nad tym. Czy w gejowskim ślubie jeden musiał mieć drużbów, drugi druhny, czy oboje musieli mieć drużbów? Czy to miało jakieś znaczenie? Przejmowanie się takimi rzeczami przysporzyłoby im tylko niepotrzebnych problemów.
– Naszym. To, po której stornie staniesz, to twój wybór.
– Okej, ale mogę pomóc wam w organizacji? – Zaraz po tym pytaniu jego oczy zalśniły, jakby wpadł na pomysł swojego życia. – Dean, załóżmy firmę organizującą imprezy.
Ta propozycja była tak niespodziewana i nietypowa, że istniała tylko jedna poprawna odpowiedź.
– To okropny pomysł. Jestem za.

W tym dzikim wyznaniu miłości Tedsa użyłam kilku wiadomości, jakie niedawno otrzymałam. To były dzikie wiadomości. Równie dobrze mogłam dać tu epilog, ale jakoś nie chciałam jeszcze się z tym żegnać. To boli. Mystery of love również boli.

2 komentarze:

  1. Jeśli Myosotis nie będzie na ich ślubie, to właściwie można go uznać za nieważny. Powinna sypać kwiaty, albo coś. (Obierki od ziemniaków??)
    Czemu Dean stwierdził, że nie może krzyczeć od wejścia o swoich zaręczynach? W sensie, on się cieszył, meh. To chyba normalne. On za dużo myśli.
    Do tej pory jeszcze się zastanawiałam, czy Dean kocha Tedsa tak na sto procent, ale jak mówi, że kocha go bardziej niż ziemniaki, a tak samo jak ich kotkę, to dobra, chyba nie może kochać go bardziej.
    Weny!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kwiatkowe origami z obierek od ziemniaków.
      Życiowy miłościowy goal: znaleźć sobie kogoś, kogo będziesz kochać bardziej niż ziemniaki.
      Wzajemnie!!

      Usuń