niedziela, 4 lutego 2018

Epilog

Później

Nie sądził, że kiedykolwiek będzie dobrze się bawił na imprezie. Że pójdzie na nią bez żadnych protestów. Że nawet na niej zatańczy. Jeszcze niedawno oddałby wszystko, byle tylko nie musieć wychodzić z domu i spotykać się z ludźmi, a teraz siedział wokół nich i opowiadał im anegdoty ze swojego życia.
Zaprosili niewiele ponad dwadzieścia osób, większość stanowili przyjaciele, a z rodziny pojawili się tylko mama Deana, Lia oraz Levi z Tiną. Teddy odetchnął z ulgą, widząc, że nie zabrali ze sobą dziecka – to nie był dzień na męczenie się z małymi płaczącymi człowiekopodobnymi istotami.
Akurat w tej chwili nie siedział na sali. Zostawił Deanowi zabawianie gości, a sam poszedł razem z Lią na zewnątrz. Siedzieli na ławce pod wejściem do drewnianego budynku. Cały był przyozdobiony różowo-niebieskimi wstążkami, balonami, a nawet rozwiesili dla nich świąteczne światełka w tych kolorach, mimo że była połowa kwietnia.
– Naprawdę myślałam, że to ty najdłużej z naszej trójki zostaniesz sam – zażartowała Lia, poprawiając ramiączko swojej fioletowej sukienki.
Zaśmiał się. Gdyby tamtego dnia Dean go nie pocałował, to pewnie nadal latałby za Annie albo za kimś jeszcze innym, nie zauważając, że osoba, która sprawia mu najwięcej szczęścia stoi tuż obok.
– Też sobie kogoś znajdziesz. W środku jest kilku samotnych kumpli Deana, możesz spróbować swojego szczęścia.
– Może i tak zrobię.
Oboje dobrze wiedzieli, że wcale tego nie zrobi. Że będzie tylko siedzieć przy swoim stoliku i gapić się na wszystkich dookoła. Lia nie wydawała się szczególnie zawiedziona tą myślą, a nawet się uśmiechała. A skoro jej to nie przeszkadzało, to Teddy’emu tym bardziej.
– Cieszę się, że tu jesteś – powiedział ciszej. Objął ją ramieniem, starając się przy tym nie zniszczyć jej idealnie ułożonej fryzury, nad którą siedziała pewnie co najmniej dwie godziny.
– Szkoda tylko, że mama nie chciała się pojawić.
Nadal się nie pogodzili. Wyciągnął do niej rękę, wysłał jej zaproszenie, ale nie dostał od niej odpowiedzi. Zupełnie, jakby wolała całkowicie zignorować egzystencję swojego syna, niż pogodzić się z tym, że spotyka się on z chłopakiem.
– Wiesz co? Nie, wcale nie szkoda. Skoro tak bardzo jej nie odpowiada to, że jestem z Deanem, to jej strata. To najlepszy człowiek, jakiego w życiu spotkałem.
– Myślisz, że uda ci się go utrzymać w jednym miejscu? Dean nie jest typem, który potrafi długo usiedzieć na miejscu – zauważyła.
Miała trochę racji. Dean ciągle gdzieś jeździł – jak nie do Londynu, żeby odwiedzić Sebastiana, to na drugi koniec kraju, bo akurat działo się tam coś ciekawego. Tak samo nie lubił przez dłuższy okres czasu posiadania jednej monotonnej pracy. Jakiś czas temu zrezygnował z posady asystenta dyrektora i zaraz po tym razem z Sebastianem założył firmę zajmującą się organizowaniem imprez. Jak na razie świetnie im się powodziło – mieli zadania na prawie każdy weekend i całkiem nieźle przy tym zarabiali. Tym wydarzeniem również się zajęli.
– Jak będzie chciał się gdzieś ruszyć, to pójdę za nim. Zgodziłem się na życie z nim, jestem na to przygotowany.
Rozmawiali jeszcze przez kilka minut, żartując i jednocześnie będąc całkowicie poważnymi. Brakowało mu tego. Zwykłej rozmowy z siostrą. Możliwości wygadania się o osobie, którą kochał.
Drzwi sali otwarły się i stanął w nich Dean. Tego dnia wyglądał cudowniej niż kiedykolwiek i za każdym razem, kiedy Teddy na niego patrzył nie mógł powstrzymać cichego „Cholera”, cisnącego mu się na usta. Tym razem było tak samo.
Mieli na sobie takie same stroje, ale to Dean wyglądał lepiej (chociaż ludzie cały czas powtarzali Teddy’emu, że wygląda świetnie). Żaden z nich nie chciał zakładać typowego czarnego garnituru, więc zdecydowali się na jasnoniebieskie z krawatami w kwieciste wzory.
– To gejowskie – powiedział Teddy, gdy przeglądali wzory krawatów.
– Muszę ci przypominać, że jesteśmy w gejowskim związku?
Promowali te krawaty jako ‘nowoczesne’ i ‘modne’, ale Teddy nadal uważał, że odpowiedniejszym słowem byłoby ‘cholernie gejowskie’. Przestało mu przeszkadzać to słowo, tak samo jak nazywanie Deana swoim chłopakiem, chociaż na początku nie potrafił się do tego przemóc. Nazywanie rzeczy gejowskimi było gejowską kulturą, więc chcąc nie chcąc, był zmuszony to robić.
– Ten mi się podoba – powiedział Dean, wskazując czarny krawat w białe róże.
Teddy pokręcił głową. Skoro nie zgodzili się na czarne garnitury, to tym bardziej nie wezmą czarnych krawatów.
Sprzedawczyni wpatrywała się w nich z uniesioną brwią, ale nie zapytała, czy trzeba im pomóc. Czy potrzebowali pomocy? Możliwe. Czy byli skłonni się do tego przyznać? Ani trochę.
– A może te różowe? – zaproponował Teddy, wskazując pierwszy lepszy krawat.
Nie spodziewał się, że spodoba się Deanowi. A jednak. Teraz stał przed nim z tym swoim wielkim uśmiechem, radością w oczach i z różowym krawatem zawiązanym wokół szyi.
– Chodź, Teddy, musimy zatańczyć – powiedział szybko, łapiąc Teddy’ego za rękę i całując go przelotnie. Przy okazji rzucił Lii przepraszające spojrzenie.
Gdy tylko pojawili się z powrotem w środku, wszyscy wokół zaczęli klaskać i gwizdać. Dean zaprowadził go na środek parkietu. Przystanęli na chwilę, czekając aż piosenka się zacznie. Poleciała jedna z ich ulubionych – You’re in love Taylor Swift. Piosenka, którą Dean kiedyś zagrał Teddy’emu na gitarze i nawet zaśpiewał jej fragment.
Dean podniósł lewą dłoń Teddy’ego do swoich ust. Pocałował znajdującą się na serdecznym palcu obrączkę. Ciężko było im uwierzyć, że naprawdę było już po wszystkim. Byli małżeństwem. Po tylu trudnościach, jakie musieli przezwyciężyć, stali się państwem Blackmoon.
Gdyby ktoś jeszcze dwa lata temu powiedział mu, że będzie w szczęśliwym związku (i to nie z Annie), weźmie ślub i będzie dobrze bawił się na jakiejś imprezie, to od razu wyśmiałby tę osobę. A jednak stał na środku sali, tańcząc z Deanem, swoim cudownym mężem i nawet odrobinę nie czuł, że nie chce tam być. Wprost przeciwnie, pragnął, by ta chwila nigdy się nie kończyła.
– Och, jestem zakochany – szepnął Teddy, przyciągając Deana do pocałunku.
Nie przeszkadzało mu, że ludzie się patrzyli. W tym jednym dniu, mogli całować się, ile chcieli. Tego dnia stali się małżeństwem i nikt nie mógł zabronić im całować się publicznie. Ten jeden raz Teddy’emu nie przeszkadzało okazywanie sobie uczuć, gdy obok było pełno ludzi.
Uśmiech nie schodził z twarzy Deana ani na moment, a jego oczy, których kolor Teddy tak uwielbiał, połyskiwały radością.
– Spełniłeś moje największe marzenie – wyznał mu Dean, którego głos był wyjątkowo delikatny.
– Jakie marzenie?
– Stałeś się moim chłopakiem, teraz mężem. Sprawiłeś, że jestem cholernie szczęśliwy. Byłeś, a właściwie, to wciąż jesteś, moim marzeniem.
Teddy chciał coś odpowiedzieć na to wyznanie, ale na podwyższenie wszedł Sebastian, trzymający w jednej dłoni Myosotis, a w drugiej mikrofon. Muzyka przycichła, dając mu pole do popisu. Miał na sobie tak ekstrawagancki strój, że Elton John i Lady Gaga się przy nim chowali.
– Chciałbym coś powiedzieć – zaczął, trzymając mikrofon przy ustach. Jego niski głos było wyraźnie słychać w każdym zakątku sali. – Tutaj Sebastian, drużba numer jeden. Myślę, że nadszedł czas na przemowę. Zebraliśmy się tu dzisiaj, by uczcić miłość naszych ukochanych Teddy’ego oraz Deana. Wiedzieliście, że Teddy ma na drugie imię Duvi? Urocze, prawda? Dean z kolei na pierwsze ma Victor. To już mniejsza niespodzianka. Tego dnia Teddy Duvi Moon i Victor Dean Blackburn stali się państwem Blackmoon. Osobiście zazdroszczę im całej tej chemii i tego, że ich imiona i nazwiska idealnie się kombinują. Dla porównania, połączenie mojego nazwiska i nazwiska mojej dziewczyny to Fangoberg. Góra błota. – Kilka osób się zaśmiało, a Myosotis cicho zamruczała. – Nawet sobie nie wyobrażacie, ile godzin spędziłem, słuchając o Teddym, zanim w ogóle go poznałem. Potem było ich tylko więcej. Jak tylko Dean mi go przedstawił, to wiedziałem, że jest świetnym gościem. Nigdy wcześniej nie widziałem Deana tak szczęśliwego. Oboje są moimi przyjaciółmi. Chyba mogę nawet posunąć się do powiedzenia, że są moimi braćmi. Spędzam z nimi więcej czasu niż z moim rodzonym bratem. Są moimi braćmi, a ja cieszę się z ich szczęścia. Obyśmy mieli jeszcze wiele okazji do świętowania. Kocham was, chłopacy. Proost!
Mimo, że nikt na sali, poza samym Sebastianem, nie znał niderlandzkiego, wszyscy zrozumieli, że jest to wezwanie do toastu i unieśli swoje kieliszki. Zanim zszedł z podwyższenia, Sebastian podstawił jeszcze mikrofon pod głowę Myosotis, która głośno miauknęła.
Muzyka znów stała się głośniejsza, ale Teddy i Dean przestali tańczyć. Tym razem to Levi do nich podszedł. Teddy usłyszał w tym dniu od niego więcej miłych słów, niż przez całe swoje życie.
– Świetna zabawa. Naprawdę cieszę się, że nas zaprosiliście. Ej, Dean?
– Co jest? – zapytał szatyn, unosząc lekko głowę. Jedną ręką wciąż obejmował Teddy’ego.
Levi sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej paczkę papierosów. Teddy uniósł brwi w zaskoczeniu. Nawet nie wiedział, że jego brat pali. Każdego dnia zdawał sobie sprawę z tego, że wie zdecydowanie za mało o ludziach, z którymi widuje się na co dzień.
– Zapalisz?
– On nie pali – odpowiedział za Deana Teddy.
Tym razem to Dean rzucił zaskoczone spojrzenie swojemu mężowi.
– Zauważyłeś? Nic nie powiedziałeś.
– Nie sądziłem, że muszę.
I znów się pocałowali, zostawiając Leviego sam na sam ze swoimi papierosami. Skoro mieli już od czegoś umierać, to lepiej od cudownej gejowskiej miłości, niż trujących papierosów.
W ciągu następnych kilku godzin nieustannie rozmawiali z ludźmi, tańczyli i się całowali. Porozmawiali krótko z Lią o jej życiu miłosnym, co zakończyło się słowami: “Nie mam zamiaru spieszyć się z miłością. Jeśli trafię na kogoś, kogo polubię, to wy będziecie pierwszymi, którym go przedstawię. Lub ją. Nie wiem.” Potem zaczepili matkę Deana, z którą oboje wielokrotnie tańczyli, i dowiedzieli się, że jest szansa, że rozwiedzie się z mężem. Dean chciał powiedzieć, że jest mu przykro z tego powodu, ale się powstrzymał, zdając sobie sprawę z tego, że wcale tak nie jest. Arthur zasłużył na wszystko, co mu się przytrafiło. Potem porozmawiali krótko z Tiną o jej i Leviego dziecku, które zdecydowali się nazwać Sunny, co brzmiało strasznie idiotycznie, a zarazem całkiem mądrze, w połączeniu z ich nazwiskiem. Później przyszedł do nich Sebastian, wciąż noszący kotkę na rękach, której ani trochę to nie przeszkadzało. W drugiej dłoni trzymał małego pluszowego misia.
– Mam dla was świetną wiadomość, która z pewnością was ucieszy.
Teddy z Deanem spojrzeli na siebie podejrzliwie. Jeśli Sebastian mówił, że coś na pewno ich ucieszy, to na sto procent mogli się spodziewać odwrotnego efektu. Dean odezwał się jako pierwszy:
– Jaką wiadomość?
Sebastian wyciągnął do niego rękę z misiem, a Dean od razu go wziął. To był ten sam miś, którego Teddy podarował mu na urodziny i w którym wcześniej ukrywał pierścionek dla Teddy’ego. Zajrzał do środka.
– Jest tam coś? – zapytał Teddy.
Było. Dean wyciągnął ze środka małe pudełeczko, które leżało tam już od jakiegoś czasu. Całkiem o nim zapomniał. Powoli je otworzył, a jego przyjaciel i mąż, stojący obok, uważnie przyglądali się jego poczynaniom. W środku wciąż znajdował się pierścionek z wygrawerowaną Wielką Niedźwiedzicą oraz słowami: “Kocham cię”. Nie potrafił powstrzymać uśmiechu. Po tym jak Teddy wielokrotnie odrzucił zaręczyny, pierścionek popadł w zapomnienie.
Wziął go w dwa palce, przyłożył do ust i pocałował. Następnie ujął dłoń Teddy’ego i zapytał cicho:
– Mogę?
Gdy nie usłyszał żadnego sprzeciwu ze strony swojego męża, włożył mu pierścionek na palec. Mając na sobie dwa pierścionki, Teddy nosił więcej biżuterii, niż kiedykolwiek w swoim życiu.
– Skąd wiedziałeś? – zwrócił się do Sebastiana Dean.
Sebastian wzruszył ramionami.
– Pokazywałeś mi, że tam jest. Uznałem, że może się z tego ucieszycie.
Zaraz po tym Dean zrobił typową dla siebie rzecz – przytulił Sebastiana, uważając przy tym na Myosotis. Zaraz po tym, jak się od niego odsunął, Sebastian znów się odezwał:
– Mam też jeszcze jedne świetne wieści.
– Jakie? – zapytał tym razem Teddy.
Sebastian uniósł kotkę do góry, skupiając ich uwagę na niej.
– Jestem na dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewien, że nie dopilnowaliście Myosotis i wpadła.
– Czekaj, co?
– Wasza kotka jest w ciąży. Będziecie dziadkami. Gratulacje!
Teddy i Dean znów spojrzeli po sobie, ale tym razem z lekkim przerażeniem. Ledwo przyzwyczaili się do bycia rodzicami, a już mieli zostawać dziadkami. Miś wyśliznął się Deanowi z rąk i upadł na ziemię. W momencie upadku misia, oboje zrozumieli, że czeka ich jeszcze wiele trudności.

KONIEC

Łał. Naprawdę nie wierzę, że to się już skończyło i że doprowadziłam to do końca. Będę tęsknić za Teanem i Myosotis. Napisanie tego było trudniejsze, niż się spodziewałam. Czas na kilka fun faktów:

1. Teds i undercover zaczęły jako jedna historia, ale uznałam, że zasługują na więcej.
2. Teddy ma na imię Teddy, bo chyba dzień przed zaczęciem pisania oglądałam Eat with me i głównego gostka grał Azjata o imieniu Teddy.  
3. Podczas pisania prologu sama nie wiedziałam, z kim skończy Teddy, ale po pierwszym rozdziale chciałam, żeby to był Dean.
4. Imprezowa grupa “Party hard” była wzorowana na kochanej grupie “palce grzybalce”, w której grupa ludzi, z którymi kiedyś trochę gadałam, planowała imprezy, na które nie chodziłam, ale głupio było mi z niej odejść.
5. Teds ma dobry gust muzyczny, bo to mój gust.
6. W sumie teraz to sama nie wiem, które dokładnie rzeczy z wypowiedzianych przez Tedsa w ciągu całej historii były kłamstwami. Było ich trochę, ale były małe.
7. Henning miał na imię Henning na cześć Henninga/Lukasa z norweskiej wersji eyewitness.
8. Dean był nazywany “sprzedawczykiem” na cześć gościa, który pracował w sklepie przy plaży, do którego kilkakrotnie chodziłam z moją siostrą i tak go nazywałyśmy, bo nie wiedziałyśmy, jak miał na imię.
9. Nie pamiętam, kim z początku miał być ojciec Deana, ale na pewno nie premierem.
10. Teddy i ja mamy wiele wspólnego: uwielbiamy Szekspira, ładnych facetów, ładne babki, ładnych ludzi, koty i teksty na podryw.
11. Wybrałam Luton, bo było między Cambridge a Londynem. A potem dowiedziałam się, że to takie chujowe miasto i byłam jak: oh well.
12. Sebastian może jeszcze pojawić się w US, bo jest trochę powiązany z jednym z bohaterów.
13. Randka we włoskiej restauracji była oparta na prawdziwej historii.
14. Podczas pisania tej historii dowiedziałam się całkiem sporo o WB i gejowskich miejscówkach.
15. Ułożyłam chyba z 5 teanowych playlist.
16. Teddy upadł na dno i zdołał się podnieść.
17. Nie planowałam pisać sceny w Amsterdamie, ale jakoś mnie naszło i się stało.
18. Kotka Sebastiana miała na imię Bubbles, bo kotka Jake’a (mojego chłopaka, I guess?) ma na imię Bubbles.
19. W drugiej wersji epilogu, zamiast wziąć ślub, zdecydowali się pójść razem na studia.
20. Dzisiaj mija dokładnie 450 dni, odkąd opublikowałam prolog. To rok, dwa miesiące i dwadzieścia cztery dni.
21. Ciężko jest mi się z nimi pożegnać, za bardzo ich kocham. Na zawsze pozostaną w moim sercu.

2 komentarze:

  1. No, to ten.
    Nie czuję się do końca w porządku i masz szczęście, że to szczęśliwe zakończenie, bo inaczej bym go nie przeżyła.
    Chociaż trochę nie rozumiem, po co robili imprezę po swoim ślubie. Mogli zaproponować planszówki, czy coś.
    Próbuję ułożyć komentarz od najbardziej do najmniej ważnych rzeczy, ale nie potrafię, więc wybacz.
    Czy jeśli Lea zacznie się umawiać z jakąś dziewczyną, to ich mama będzie bardziej lubić Tinę niż innych partnerów swoich dzieci? To trochę dzikie.
    Będą małe kotki!! Małe kotki są super!!
    Trochę trudno mi uwierzyć, że na początku nie lubiłam Sebastiana. Jest świetny.
    Chcę wiedzieć więcej o Tedsie i undercover. Chcę wiedzieć wszystko.
    Śmieszy mnie Teddy narzekający na gejowskie rzeczy. Dobrze, że ma Deana przypominającego mu o tym, że tak jakby ma chłopaka. Well, teraz męża.
    Na pewno chciałam napisać o czymś jeszcze, ale zapomniałam.
    Trochę mi smutno, że to ostatni komentarz, jaki tutaj piszę, ale to na pewno nie ostatni komentarz pod czymś, co napisałaś, więc nie jest tak źle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za bardzi ich kocham, żeby dać im smutne zakończenie.
      Tina będzie faworytką. To rzeczywiście dzikie. Wszyscy przeciwko mamie Moon.
      Dlatego będą!! Małe kotki są najlepsze.
      Blogger chyba mnie nie lubi i ciągle przekręca mi słowa.
      Sebastian jest chyba najbardziej pozytywną postacią w tej historii. Żadnych złych intencji.
      W pierwszej wersji Teds był w zespole z Bailim i Logan. To taka największa różnica.
      Zawsze możesz napisać mi to gdzieś indziej, kiedy ci się przypomni.
      Taa, za tydzień (chyba) widzimy się u Baza!!

      Usuń